Drzwi karczmy otwierają się. Chwilę później daje się usłyszeć trzask, po którym następuje ciche francuskie przekleństwo i mamrotanie o skarlałych, diabelskich pomiotach, co to nie umieją odpowiednio wysokiej framugi skonstruować. Oczom zebranych ukazuje się wysoki kawaler w sile wieku. Przyodziany raczej ze skarlandzka — w obcisły wams z czarnego aksamitu. Jego ubiór — pasujący raczej do dworu Karola II Szalonego — budzi lekką konsternację zebranych. Fizjonomia nieznajomego nie wyróżniałaby się niczym szczególnym, gdyby nie widoczne na twarzy ślady zmęczenia, zapewne po długiej podróży. W ręku trzymał traktat Dyjalog, albo rozmowa około egzekucyjej polskiej Korony niejakiego Stanisława Orzechowskiego. Po chwili wyrwał zeń jedną stronę, mnąc drogocenny papier i rzucając go ze złością w kąt karczmy. Co bardziej spostrzegawczy zdołali przeczytać "dla której samej brzydzą się Polacy prawem cesarskim, że między tysiącem ledwie jeden Polak i to nędznik jaki, obierze, któryby się ius civile uczył" i "doktorom onych praw niewolniczych, co przekroczywszy Alpy włóczą się po kraju". Dumny z siebie kawaler zamyka księgę, chowa ją za pazuchę i wyciąga sakiewkę. Wesołe pobrzękiwanie monet sprawia, że karczmarz przychodzi doń z dzbanem przedniego miodu. Przybysz delektując się trunkiem przemawiając do gości karczemnych.
Grüß Gott!
Lat temu sto przodek mój - bogaty mieszczanin z Dorpatu z rodziny pochodzącej od Publiusza Scypiona i św. Piotra - musiał opuścić swoje domostwo i razem z rodziną uciekać w świat. Długośmy się tułali po miastach, dworach i uniwersytetach Pollinu, by wreszcie powrócić na rodzinne ziemie. Ja sam niejedno przeżyłem - bywałem na dworach królewskich, w prezydenckich pałacach, koszarach nordyckiej słowoczy i na gruzach orientyckich gmachów. Niewiele mi brakło, by zostać doktorem obojga praw, ale postanowiłem porzucić wszystko i wrócić na ziemię moich przodków. Po wizycie w Inflantach spostrzegłem, że z dóbr mego rodu nie zostało już nic. A wierzyciele (czy raczej ich potomkowie) mego pradziadka na wieść o tym, że zjawił się von Dönhoff zaczęli mię maltretować jakimiś starymi kwitami. Na nic się zdały moje tłumaczenia, że ich wierzytelności przywarły do kości i razem z nimi pewnie się rozkładają. Musiałem uciekać. Ale mniejsza o moją przeszłość, niech spowije ją zasłona milczenia. Żyjmy tu i teraz! Za pięć dni pokłonię się Jego Królewskiemu Majestatowi z pokorną prośbą o przyznanie obywatelstwa. Mam nadzieję, że w tym czasie dotrę do Krakowa, w którym, dej Boże, zamieszkam. Stamtąd na Universitas Cracoviensis rychło się udam. Abo i rzemiosłem pałać się zacznę. Karczmarzu, wina! Dziś wszyscy piją na mój koszt! Zdrowie króla Mikołaja!
Lat temu sto przodek mój - bogaty mieszczanin z Dorpatu z rodziny pochodzącej od Publiusza Scypiona i św. Piotra - musiał opuścić swoje domostwo i razem z rodziną uciekać w świat. Długośmy się tułali po miastach, dworach i uniwersytetach Pollinu, by wreszcie powrócić na rodzinne ziemie. Ja sam niejedno przeżyłem - bywałem na dworach królewskich, w prezydenckich pałacach, koszarach nordyckiej słowoczy i na gruzach orientyckich gmachów. Niewiele mi brakło, by zostać doktorem obojga praw, ale postanowiłem porzucić wszystko i wrócić na ziemię moich przodków. Po wizycie w Inflantach spostrzegłem, że z dóbr mego rodu nie zostało już nic. A wierzyciele (czy raczej ich potomkowie) mego pradziadka na wieść o tym, że zjawił się von Dönhoff zaczęli mię maltretować jakimiś starymi kwitami. Na nic się zdały moje tłumaczenia, że ich wierzytelności przywarły do kości i razem z nimi pewnie się rozkładają. Musiałem uciekać. Ale mniejsza o moją przeszłość, niech spowije ją zasłona milczenia. Żyjmy tu i teraz! Za pięć dni pokłonię się Jego Królewskiemu Majestatowi z pokorną prośbą o przyznanie obywatelstwa. Mam nadzieję, że w tym czasie dotrę do Krakowa, w którym, dej Boże, zamieszkam. Stamtąd na Universitas Cracoviensis rychło się udam. Abo i rzemiosłem pałać się zacznę. Karczmarzu, wina! Dziś wszyscy piją na mój koszt! Zdrowie króla Mikołaja!
Kłaniam się nisko Waszmościom! I wdzięczny będę za rady, wskazówki i wszelką pomoc.