Późną porą, gdy śnieg pokrywał gdańskie ulice, pod Pałac Radziwiłłowski przybył Mateusz von Wolfenstein, który wróciwszy ze swej wileńskiej manufaktury postanowił złożyć wizytę swemu znajomkowi. Stanął więc Wolfensztajn pod okazałym pałacem i uderzywszy kilka razy mosiężną kołatką o radziwiłłowskie wrota czekał na przyjęcie. Drzwi otworzyły się i przed obliczem Krzyżaka stanął pewien jegomość z pańskiej świty. Ten ujrzawszy drewnianą laskę rajcy w dłoni zakonnika czym prędzej począł zapraszać Wolfensztajna w pałacowe progi jednocześnie prosząc o przekazanie płaszcza. Krzyżak jednak, jak to brat zakonny, wolał swe odzienie zachować i pokłoniwszy się podziękował oraz dał jegomościowi kilka denarów w geście dobrej woli. Następnie przeszedłszy masywne, pałacowe schody przyprowadzon został do salonu Imć Ostrogskiego-Radziwiłła gdzie miał oczekiwać przybycia pana.
Wolfensztajn nie ociągając się wyjął zza pazuchy gliniany bukłak miodu pitnego, który dla Pana Jacka przywiózł wprost ze swej manufaktury w Wilnie. Zadowolony z podarku własnej roboty postawił bukłak na stole wyczekując przybycia właściciela pałacu.