Rozważania

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 27 mar 2011, 09:58

Rozważanie X

Czy rock jest szkodliwy?

Nazywam się Tomasz Budzyński, mam 39 lat, żonę i dwoje dzieci. Od prawie 17 lat uprawiam zawód muzyka rockowego, śpiewając w zespołach Armia i 2Tm2,3.

Czy ktoś chce czy nie, muzyka rockowa jest dziś muzyką młodzieży i... starców. Megagwiazdy rocka sprzed 40 lat, tacy na przykład muzycy Rolling Stones mają dziś pod sześćdziesiątkę, trudno więc mówić o rocku, że jest muzyką głupiej i rozwydrzonej młodzieży.

Rock dzieli się na mnóstwo gatunków i stylów, jest stylistycznie niejednorodny i, w zależności od aktualnej mody i światowych trendów, jedni wykonawcy są bardziej popularni (tzn. lansowani przez światowe media, takie jak np. MTV), inni mniej.

Czy rock jest szkodliwy, czy ma zły wpływ na młodzież? Moim zdaniem trzeba by się zastanowić, czy może nie tylko rock, ale cała współczesna kultura jest szkodliwa?

Sama muzyka jest tylko formą, która - wypełniona odpowiednim układem słów - niesie treść, staje się piosenką. Zapytajmy najpierw, czy sama muzyka może być zła? To oczywiste, że tzw. łagodna muzyka uspokaja, a gwałtowna, dynamiczna zmusza do tańca, wprowadza w trans, w uniesienie itd. To jest jasne. Ale czy symfonie Beethovena, muzyka Wagnera, Strawińskiego, Bartoka, to spokojna muzyka? Nie mogę się zgodzić z tym, że rock jest zły, bo jest głośny i dynamiczny. V Symfonia Beethovena albo Święto wiosny Strawińskiego są równie głośne, równie dynamiczne.

Większość współczesnych utworów rockowych to piosenki, które niosą w sobie pewne przesłanie. Mamy tu olbrzymią rozpiętość tematyczną: od piosenek o Bogu, miłości do buntu, polityki, szatana i zła. Może i są gdzieś jakieś tajemnicze przesłania (ja tego nie wiem) na płytach Led Zeppelin, teksty, których odczytanie możliwe jest tylko wtedy, gdy puści się płytę od tyłu, ale kto słucha płyt w ten sposób? Kto słucha płyt od tyłu, jeżeli obok, na półce w większości sklepów, znajdziemy płyty zespołów Marilyn Manson, Decide czy Behemoth, wprost nawołujące do przemocy, narkotyków, o wulgarnym seksie już nie wspomnę, i których satanizm jest ewidentny, a muzycy tych zespołów wcale się z nim nie kryją.

Musimy przetrzeć wreszcie oczy i zdać sobie sprawę z tego, że żyjemy w okresie wielkich przemian kulturowych, w świecie, który jest antychrześcijański, a kultura lansowana przez "wszechpanujące" media jest - jak mówi Jan Paweł II - kulturą śmierci. Wybitny twórca rockowy, Nick Cave, powiedział ostatnio w wywiadzie, że Marilyn Manson jest bardziej niebezpieczny, niż Britney Spears. Mówię akurat o Mansonie, bo niedawno odbył się w Polsce koncert tego zespołu. Z tej okazji otrzymałem wiele telefonów z różnych gazet, radia i telewizji z pytaniem, czy należałoby zakazać w Polsce jego występów. Odpowiadałem, że już samo postawienie takiego pytania jest bez sensu, no bo jak tu zakazywać koncertu, skoro płytę Mansona można sobie kupić w każdym sklepie na rogu ulicy, a teledyski tego zespołu "lecą" w telewizji. Wprowadzić cenzurę? Owszem można, ale to niczego nie zmieni.

Tu chodzi o coś więcej, chodzi o wybór. Wybór między dobrem a złem. Ale co zrobić, kiedy nasze dzieci zdają się nie wiedzieć, gdzie jest dobro, a gdzie zło? Dla mnie w tym tkwi problem, a nie w tym, że jakiś zespół śpiewa o szatanie. Problemem jest to, dlaczego dziecko sięga po taką muzykę, dlaczego siedzi godzinami przed telewizorem albo komputerem, wyszukując w internecie stron porno? Wszystko zaczyna się w rodzinie. Czy współcześnie rodzicom naprawdę zależy na dzieciach? Czy interesujecie się nimi - czy wiecie, czego słuchają, co oglądają, co czytają? Czy z nimi rozmawiacie? W ilu rodzinach można dziś usłyszeć codzienną wspólną modlitwę, modlitwę do Ducha Świętego, o dar rozeznania dobra i zła? To, że wasze dzieci słuchają jawnie satanistycznych zespołów i oglądają internet od najgorszych stron, nie oznacza jeszcze,że są zdegenerowane i złe, ale że żyją w duchowej ciemności. No, bo co ma oświecać ich życie - telewizor (pomyliliście go z Pismem Świętym!)? Dlaczego sięgają po takie płyty? Bo nie ma prawdziwej katechezy chrześcijańskiej, bo chrześcijaństwo w większości rodzin europejskich jest w zaniku, albo nawet wcale tu nie zaistniało. Mówię o rodzinie, bo to właśnie tu rodzi się wiara. To ojciec ma obowiązek przekazać wiarę swoim dzieciom. Gdzie podziali się ci ojcowie? Jeżeli w domu dziecko nie doświadcza miłości, nie widzi, że rodzice się kochają, to jak ma uwierzyć, że istnieje jakiś Bóg, Bóg, który jest miłością? Jak ono ma uwierzyć w miłość, której nigdy nie poznało? Co wasze dziecko słyszy na co dzień? Synu, ucz się, studiuj, poznawaj języki, bo trzeba odnieść sukces, zarobić pieniądze, to jest najważniejsze - pieniądze! Co jeszcze słyszy? Ciągłą krytykę i potępianie wszystkiego, z Kościołem włącznie. Czego się dziwicie, że wasze dzieci kontestują waszą drobnomieszczańską postawę, tę waszą religijność, naskórkową, polegającą tylko na wypełnianiu rytmu świąt, religijność, będącą swoistą schizofrenią, bo Kościół sobie, a życie sobie? Dzieci patrzą na swoich rodziców i nie widzą znaków wiary: miłości i jedności. Jak mają uwierzyć w słowa księdza na lekcji religii, które przemieniają się w farsę? Ksiądz jest bezradny, bo do Chrystusa nie można nikogo przekonać, Chrystusa trzeba doświadczyć. Gdzie? Najpierw w rodzinnym domu. Czy On tam jest? Czy w waszym domu, matka, ojciec, dziecko, brat, siostra jest z Chrystusem? Odpowiedzcie sobie sami.

Dzieci szukają w muzyce rockowej chociaż namiastki religijności, tajemnicy, namiastki Boga. Naiwność charakterystyczna dla tego wieku sprawia, że tego, czego nie otrzymują od ojca, szukają na ślepo u idoli. Gwiazdy show biznesu stają się autorytetami waszych dzieci! Mają zastąpić was - rodziców, mają nadać życiu młodego człowieka jakiś kierunek, sens. Czyżbyście chcieli, aby was w tym wyręczyli? Tym bardziej, że tacy idole nie dają życia, idole je niszczą.

Ktoś, kto wzrasta w miłości, kto jej doświadcza, nie da się nabrać na brednie wyśpiewywane przez Marilyn Manson czy Decide. Ktoś, kto ma wiarę, widzi, że ona jest możliwa, bo u siebie w domu ma dowód, że Bóg jest, bo widzi miłość swoich rodziców i wie, że jest kochany. Komuś takiemu nie zaszkodzi ani Vader, ani Eminem. Ktoś taki w ogóle nie sięgnie po płyty takich zespołów, bo wie, że wyśpiewują kłamstwa. Jeszcze raz zwracam uwagę, że tu nie chodzi o słowa, słowa, słowa, o lekcje religii - bo rodzice wysyłali przecież dziecko na szkolną katechezę - ale o doświadczanie miłości! Codzienne, powszednie doświadczanie, że miłość zwycięża śmierć, że cierpienie ma głęboki sens. Tej wiedzy, wypływającej właśnie z doświadczania miłości, nie może człowiekowi zabrać nawet najbardziej przekonujący satanistyczny zespół.

Tymczasem współczesna kultura mówi codziennie, że życie, w którym jest cierpienie nie zasługuje na to, aby je przeżywać. W krajach dobrobytu, krajach o najwyższym standardzie życia istnieje najwyższy wskaźnik samobójstw wśród młodzieży. Jak to? Mają wszystko! Są zdrowi, piękni, wysportowani, bogaci, a nie widzą sensu, aby dalej żyć mając... naście lat! W krajach skandynawskich, gdzie wzorowo odgórnie (czytaj: z pozycji państwa) rozwiązuje się problemy socjalne, istnieje największa w Europie scena muzyki black metal... Ale tam liczba praktykujących chrześcijan wynosi ok. 1%.

Rodzice, nawróćmy się! Marilyn Manson nie jest w stanie wyrządzić krzywdy komuś, kto jest chrześcijaninem, ale człowieka, który nie zna Boga, może zabić! Nawróćmy się, bo nasze dzieci czekają na naszą miłość, czekają, aby zobaczyć w nas Chrystusa! Nie ma piękniejszego widoku dla dziecka, nie ma większego szczęścia, kiedy widzi, jak jego rodzice okazują sobie miłość! Bóg kocha ciebie i chce mieszkać w twoim domu, razem z tobą i twoimi dziećmi.

A dlaczego masz nie interesować się, czego twój syn słucha? Zależy ci na nim? To powiedz mu, że Soulfly jest lepsze niż Marilyn Manson, że Bad Brains jest lepsze niż Nausea - niech sam się przekona. Naprawdę, aby się "wyżyć" twoje dziecko nie musi sięgać po satanistyczne granie, bo 2Tm2,3, Houk, Supertones, P.O.D., Jaffa Namuel, Boba Marleya i innych też można kupić w sklepie! Odwagi!

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 09 kwi 2011, 10:54

Rozważanie XI

Czy powodzie, wichry i pioruny są karą Bożą?

Czy można z Boga czynić tyrana, piętnującego zło za pomocą zła? A jednak słyszy się niekiedy ludzi, którzy z jakąś nonszalancją i tryumfalizmem widzą w każdym nieszczęściu rękę karzącego Boga.

Bądźmy pewni, że Bóg nie karze grzeszników po to, aby inni - nawet ci, którzy są mniejszymi grzesznikami - poczuli się lepiej. Pochopne sądy i oceny w tym względzie mogą być sygnałami instalującej się w nas hipokryzji i pychy. Podłe musi być także takie myślenie o karach, na podstawie którego wyłączam się z grona ludzi grzesznych i utwierdzam w dobrym samopoczuciu "sprawiedliwego"...

Pierwszą rzeczą, jaką trzeba by powiedzieć w odniesieniu do kary Bożej, jest to, że Bóg nie chce karać grzeszników. Bóg chętnie udziela dobrodziejstw, lecz nieskory jest do karania tych, którzy na karę zasługują - mówił Orygenes w swej homilii na Księgę Jeremiasza. Zobacz cierpliwość i łaskawość Boga - kontynuuje ten wybitny teolog i obrońca wiary z przełomu II i III wieku - który nigdy grzeszników nie kara po cichu. Dla przykładu: mógłby przecież od razu napiętnować mieszkańców Niniwy, a jednak daje szansę nawrócenia, wysyłając do nich proroka Jonasza. Chodziło bowiem o to, by dzięki słowom proroka: "Jeszcze trzy dni, a Niniwa zostanie zburzona" grzesznicy mogli uniknąć kary i wskutek nawrócenia uzyskać zmiłowanie Boże. I rzeczywiście, tak się stało - Niniwa została ocalona. A co z losem mieszkańców, którzy popadli w niewolę króla Nabuchodonozora i zostali uprowadzeni do Babilonu? Nie ostrzegał ich Pan za pośrednictwem proroka Jeremiasza o zagrażającym niebezpieczeństwie w następstwie ich niewierności i grzechów? "Przypatrz się rozpiętości czasu, w jakim przemawiał prorok do narodu" - zwraca się autor homilii do swoich słuchaczy. Przepowiadał on bardzo długo, bo za panowania aż trzech króli, aby ci, którzy tego pragną, oprzytomnieli i okazali skruchę pod wpływem słów proroczych. Wielkoduszny Bóg jeszcze w przeddzień wygnania udzielił sposobności nawrócenia, zachęcając słuchaczy do poprawy, aby rozwiała się żałość niewoli. Jednakże nawet i to ostatnie wezwanie zostało zlekceważone. Prorok został wyszydzony i ciągany przed sądy. Pomimo tylu zachęt, ostrzeżeń i gróźb - mieszkańcy Jerozolimy nie opamiętali się i nie uniknęli kary.

Co jednak wszystko to nas obchodzi? - pytali się samych siebie słuchacze homilii Orygenesa, którymi byli chrześcijanie z Cezarei Palestyńskiej. Co interesują nas starotestamentalne historie o jakichś wojnach, rzeziach, karach, gwałtach i innych odrażających zdarzeniach? - czy nie jest to pytanie także dzisiejszych chrześcijan, którzy skłonni są zaliczyć niektóre księgi Starego Testamentu do podejrzanych bajek lub horrorów? Orygenes i w ogóle Ojcowie Kościoła mieli by dzisiaj pełne ręce roboty... Musieli by nam dobrze wytłumaczyć, że orędzie Starego Testamentu nie utraciło swojej wartości i aktualności, i że Księga ta jest i pozostanie aż do końca świata Księgą Życia. Oczywiście, nie z powodu historycznych czy literackich walorów (choć i one są niewątpliwe). Owszem, dzieje starożytnego Izraela nie interesują nas zbytnio: wszystko to odeszło do historii i nie liczy się już dzisiaj. Lecz pod warstwą historycznych opisów kryje się sens duchowy, nieprzemijalny, mający nieustanny związek z tajemnicą chrześcijańskiego życia. Czy sądzisz, że są to baśnie i że Duch Święty opowiada o wydarzeniach historycznych? - pytał Orygenes - Jest to pouczenie dla dusz, jest to nauka duchowa, która cię kształci. Tym, który uniemożliwia nam gardzenie Starym Testamentem i ukazuje jego nieustanną aktualność w duchowym wymiarze, jest sam Chrystus. Dał on przykład poprawnej lektury tych Pism, kiedy konkretnie wskazywał, w jaki sposób wypełniają się one w Jego mesjańskim posłannictwie. Jezus, Jego Kościół i tajemnica każdego ochrzczonego w Kościele człowieka jest wypełnieniem sensu Starego Testamentu. O naszej Głowie - którą jest Pan - i o nas samych jest tam mowa. Zatem wszystko to, co zostało zapisane, dla naszego duchowego dobra zostało spisane: dla upomnienia, pouczenia, pocieszenia, zachęty, podtrzymania na duchu itd... Jeśli wiernie naśladujemy Jezusa w lekturze Startego Testamentu, to nie lekceważymy żadnego, choćby niezrozumiałego i gorszącego, na pierwszy rzut oka, opisu. "Nie obchodzi cię historia z Babilonem i Nabuchodonozorem?" Zgoda: nie boimy się już historycznego króla Babilonu, ani wygnania do starożytnego Babilonu. Lecz problem polega na tym, że "przeciwko dawnemu Izraelowi powstawali cieleśni wrogowie, natomiast przeciwko nam powstaje wróg duchowy: gdy lekceważymy przykazania Boże, gdy gardzimy naukami Chrystusa, to ręka demonów nabiera siły przeciwko nam, a gdy sprzeniewierzymy się łasce, wówczas i my zostajemy wydani nieprzyjaciołom". W odróżnieniu od tortur, poniesionych przez tamten lud, nam zagrażają "bestie duchowe i niewidzialne, które rozszarpują dusze grzeszników i wbijają zęby w serca bezbożnych". Przede wszystkim więc, przeróżne kary w Starym Testamencie mają za zadanie przestrzec nas i pouczyć o ostatecznych konsekwencjach paktowania ze złem.

Poprzez niedolę wygnania do obcej ziemi mieszkańcy Jerozolimy na własnej skórze przekonali się, co to znaczy być opuszczonym przez Boga. W rzeczywistości jednak, Pan ich wcale nie opuścił, lecz zaczął do nich przymawiać w inny sposób. Ponieważ nie chcieli słuchać Jego słowa, więc począł przemawiać przez cierpienie i smutek wygnania. W momentach takich Biblia mówi, że "Bóg popada w gniew". Czymże jest jednak Boskie zagniewanie? Tylko ludzie prymitywnie czytający Pismo św. - mówi Orygenes - i bezrozumnie czepiający się "samej litery" myślą, że Wszechmogący Bóg gniewa się jak ludzcy pieniacze. Gniew Boski jest niczym innym, jak ostatnią próbą dotarcia do grzesznika, który ogłuchł już na słowo. Ci bowiem, którzy nie wyciągnęli korzyści z zarzutów, pochodzących ze słowa, wymagać będą zarzutów wywodzących się z zapalczywości Boga. Do czego bowiem zmierza Boski gniew i kara? Do przełamania głuchoty grzesznika, do wyrwania go z letargu i samobójczego przylgnięcia do zła. Ocknij się, człowieku, oprzytomniej; zajmij jakąś postawę wobec Mnie, wobec perspektywy życia lub śmierci! - wydaje się przemawiać Bóg. Kara nie spada więc na grzesznika, jak grom z jasnego nieba, aby zniszczyć go i upokorzyć; nie polega na miażdżącej manifestacji wszechmocy ze strony Najwyższego. Owszem, jest objawieniem wszechmocy Jego miłosierdzia, które pragnie skłonić skorumpowanego przez zło człowieka do rozpoznania Boga, uznania swego rozpaczliwego stanu i do nawrócenia. Cierpienie, które zawsze towarzyszy karze, posiada tylko i wyłączenie na celu otwarcie przestrzeni dialogu z miłosiernym Bogiem. Orygenes powołuje się w tym względzie na przykład faraona, który nie chciał rozpoznać w plagach egipskich ręki Boga i opierał się wyprowadzeniu ludu przez Mojżesza. Na początku pysznie mówił: Nie znam Pana i nie wypuszczę Izraela (Wj 5, 2). Lecz gdy Jego samego dosięgła ręka Boża, wówczas zaczął czynić postępy: przed ukaraniem mówi, że nie zna Pana, natomiast kiedy został ukarany prosi, aby wstawiano się za niego u Pana. Nie tylko już nie opierał się Mojżeszowi, ale sam nawet go przymuszał do wyjścia. Nauka stąd taka, że dobro kary przejawia się już w tym, że wiesz, w czym zasłużyłeś na ukaranie. Gdyby zastosowanie kary wobec grzeszników nie było pożyteczne dla ich nawrócenia, miłosierny Bóg nigdy by nie wymierzał kar za grzech. Nikt więc nie może być do tego stopnia nieświadomy nauki Bożej, żeby uznawał plagi Boże za karę sprowadzającą śmierć.

W powyższej perspektywie spójrzmy na problem przeróżnych klęsk i katastrof. Otóż, dla Orygenesa jest rzeczą bardzo prawdopodobną, że za tego typu tragediami kryje się szczególna okazja do opamiętania się i powrotu do Boga. W takim duchu interpretuje on plagi egipskie oraz karę w postaci jadowitych wężów na pustyni. Szemrzący przeciwko Bogu i Mojżeszowi lud dopiero wtedy opamiętał się, kiedy zaczął padać od śmiertelnych ukąszeń. Dopiero wtedy, gdy ich uderzył - zaczęli wołać do Boga. Cierpienie i obawa przed śmiercią bywa niekiedy jedynym sposobem otwarcia człowieka na Boga. Orygenes z niezwykłą śmiałością stwierdza, że Bóg nie cofa się przed odebraniem człowiekowi obecnego życia, jeśli stanowi to cenę odziedziczenia życia wiecznego. Uczy, że śmierć posiada także charakter oczyszczający i wynagradzający za popełnione zło. Bóg może dać i odebrać życie doczesne w każdym momencie, dlatego śmierć doczesna nie jest tragedią. Natomiast rzeczywistą i największą tragedią byłaby śmierć wieczna, będąca skutkiem zatwardziałości w grzechu. W Piśmie św. Orygenes znajduje szereg przykładów śmierci ekspijacyjnej - czyli takiej, która w ostateczności otwiera drogę do Życia: śmierć faraona, który utonął w Morzu Czerwonym, aby nie przepaść na wieczność; śmierć Joaba, Ananiasza i Safiry z Dziejów Apostolskich. Faktem jest, że mamy silną skłonność do uznawania za bezsensowną śmierć osób, które giną w wypadkach, katastrofach, aktach terrorystycznych itd... Po ludzku rzecz biorąc - śmierć zupełnie bezsensowna. Lecz istnieje jeszcze misterium Bożej mądrości i miłosierdzia, którego nie znamy. Nie wiemy, co się dokonało w ostatnim momencie ich życia, dlatego najlepszą reakcją wobec tego typu tragedii jest po prostu modlitwa. Sama jedynie dyskusja na temat problemu kar Bożych pociąga za sobą ogromne ryzyko zdeformowania prawdy o miłosiernym w swej sprawiedliwości i sprawiedliwym w swoim miłosierdziu Bogu, a po drugie - rodzi ona wielkie niebezpieczeństwo przegapienia i zignorowania tego, co istotnie Bóg chce nam powiedzieć przez tego typu wydarzenia. Prawdziwą rację mają nie ci, którzy w nieskończoność dyskutują, lecz osoby, które usiłują wykorzystać bolesne doświadczenia losu jako okazję do wzrastania w dobru. Takich, niewątpliwie, ludzi szuka Pan, bo dzięki nim postępuje pozytywna przemiana świata. Wracając do katastrof naturalnych: teologia nie sprzeciwiłaby się stwierdzeniu, że anomalie i "złośliwości natury" posiadają swoją praprzyczynę w grzechu pierworodnym, a następnie w każdym innym grzechu kiedykolwiek popełnionym.

Nieporządek i chaos w relacji człowieka do Stwórcy negatywnie odbija się w całym stworzonym wszechświecie.
Natura, w jakimś sensie, oddaje zło, którego doznała przez ludzki grzech. Tylko Bóg jest w stanie przerwać ten zaklęty krąg zła poprzez wykorzystanie klęsk żywiołowych do uświadomienia ludziom ich grzechu i wzbudzenia pragnienia poprawy. Jest jeszcze jedna rzecz, której Pan Jezus w Ewangelii nas uczy. Ci, co doświadczają rozmaitych tragedii, nie są większymi grzesznikami od innych.

Lecz dochodzimy tu dopiero do rzeczy najważniejszej. Tym, co może nas w tym wszystkim najbardziej zaniepokoić jest myśl, że Bóg karze ludzi za coś. Jeśli jest On nieskończenie miłosierny, to nie mógłby darować grzechu bez karania? Orygenes stawia niezwykle mocny akcent na prawdę, że Bóg przede wszystkim i nade wszystko nie karze nas za coś, lecz aby uniknąć czegoś o wiele gorszego. Pragnie uchronić od ostatecznej zguby, która znajduje się na końcu równi pochyłej, do jakiej porównać można drogę grzechu. Zło w postaci kary, jaka obecnie nas spotyka, nie jest jeszcze tym największym złem, które nam zagraża. Wielkie mogą być obecne cierpienia, ale żadne z nich nie jest do porównania z utratą życia wiecznego. Dla przykładu: gdyby mieszkańcy Niniwy nie usłuchali głosu Jonasza, wzywającego do nawrócenia, to spotkałoby ich coś o wiele gorszego, czego trudno lub wręcz nie da się wyrazić. Człowiek na ziemi wie, co to jest kara ogniem, ale nikt nie potrafi sobie wyobrazić, na czym polega udręka w postaci wiecznej utraty Miłości. Jezus w Ewangelii przestrzegał przed niebezpieczeństwem wiecznego ognia w piekle. Kto jednak potrafi powiedzieć, jaka rzeczywistość kryje się za tym obrazem? Jak Niniwitom wystarczyła obawa przed karą materialnego ognia, nam także powinna do nawrócenia wystarczyć groźba w postaci ognia duchowego - niewypowiedzianie bardziej straszliwego. Z pewnością, rozmyślanie o tym wszystkim nie obywa się bez lęku, z którego jednak Orygenes nie chciał kompletnie wyzwolić swych słuchaczy mówiąc o Bogu nieskończenie miłosiernym. W chrześcijaństwie bowiem, choć jest ono religią miłości, jest miejsce na pewien rodzaj lęku. Jest to lęk przed niedostatecznym ukochaniem jedynej Prawdy i Miłości, która pragnie mego wiecznego szczęścia; lęk przed fałszywym odczytywaniem wszelkich przeciwności i nieszczęść, jako dowodów braku Boskiej dobroci; lęk przed własną, osobistą bezczelnością i zarozumiałością wobec Boga, który prowadzi mnie do zbawienia ukrytymi, nieraz paradoksalnymi, lecz przemądrymi drogami.

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 15 kwi 2011, 19:51

Rozważanie XII

O trudnościach w drodze do nieba

Jak to się dzieje, że grzech ciężki, który jest największą tragedią człowieka, traktowany jest przez wielu ludzi jako bardzo atrakcyjna propozycja szczęścia?

Atrakcyjność grzechu i siła pokus


Złe duchy potrafią z niezwykłą inteligencją i przebiegłością tak aranżować pokusy, aby wzbudziły w człowieku przekonanie, iż grzech jest rzeczywiście źródłem przyjemności i szczęścia, których niestety Pan Bóg zabrania. I tak na przykład dla żonatego mężczyzny pokusa romansu z inną kobietą pociąga obietnicę zrealizowania najskrytszych egoistycznych pragnień. Pokusa żądzy posiadania będzie ukazywała perspektywę szczęścia w zdobywaniu jak największej fortuny, często kosztem wyzysku pracowników, przez płacenie im głodowych pensji i inne złodziejskie działania, nie liczące się z dobrem Ojczyzny czy ogólnie pojętym dobrem wspólnym. Pan Jezus ostrzega: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia (Łk 12, 15); Albowiem korzeniem wszelkiego zła jest chciwość pieniędzy. Za nimi to uganiając się, niektórzy zabłąkali się z dala od wiary i siebie samych przeszyli wielu boleściami (1 Tm 6, 10). Podobnie jest z pokusami nakłaniającymi do popełniania grzechów związanych z lekceważeniem codziennej modlitwy i sakramentów oraz z aborcją, antykoncepcją, pornografią, różnymi formami okultyzmu (wróżbiarstwem, bioenergoterapią, wywoływaniem duchów, jogą, medytacją wschodnią, satanizmem, reiki i innymi tego typu praktykami) oraz ze wszystkimi innymi grzechami, które zrywaj ą przymierze człowieka z Bogiem.

Każda pokusa ukazuje grzech jako dobro i to w atrakcyjny i ponętny sposób, żeby w człowieku wzbudzić pożądanie zmysłów, akceptację uczuć oraz pragnień popełnienia go. Ciągle aktualne jest ostrzeżenie św. Piotra: Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu! (1 P 5, 8-9). Pamiętajmy jednak o tym, co pisze św. Paweł: Wierny jest Bóg i nie dozwoli was kusić ponad to, co potraficie znieść, lecz zsyłając pokusę, równocześnie wskaże sposób jej pokonania, abyście mogli przetrwać (1 Kor 10, 13).

Cierpienie pozostanie wielką tajemnicą i nie zawsze jest
konsekwencją osobistych grzechów


Obowiązkiem chrześcijanina jest, aby decyzją swojej woli zdecydowanie odrzucał wszelkie pokusy, pomimo nieraz bardzo silnego pragnienia grzechów i ich uczuciowej akceptacji. Gdy ktoś jednak ulegnie pokusie i popełni grzech, to powinien natychmiast pójść do spowiedzi. Jeśli jednak z uporem będzie w nim trwał, to wtedy siły zła tak osłabią jego wolę i zaciemnią umysł, że zacznie traktować zło jako dobro, a dobro jako zło. Do tak zniewolonych grzechem ludzi Pan Bóg kieruje groźną przestrogę: Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem, którzy zamieniają ciemności na światło, a światło na ciemności, którzy przemieniają gorycz na słodycz, a słodycz na gorycz! (Iz 5, 20).

Chrystus bardzo pragnie wyrwać z niewoli diabła najbardziej zatwardziałych grzeszników, dlatego dopuszcza na nich wielkie cierpienie, aby mogli doświadczyć tragicznych konsekwencji swoich grzechów. A wszystko to w tym celu, by poruszyć ich sumienia, wzbudzić żal za grzechy i szczerą wolę poprawy. Może to być nieszczęśliwy wypadek, utrata zdrowia, bankructwo, doświadczenie zbliżającej się śmierci, jakiś kataklizm lub inne wydarzenia, które tak dotkną człowieka, że ten może w końcu zrozumie, iż ostatecznym celem jego życia jest osiągnięcie nieba przez zjednoczenie w miłości z Bogiem. Wtedy jest duża szansa, że człowiek uświadomi sobie tragizm swojego zniewolenia przez grzech i nawróci się, zawierzając cały swój los Bożemu miłosierdziu w sakramencie pojednania. Jak radosne staje się wtedy doświadczenie prawdy, że jedynym oparciem, jedyną radością i nadzieją jest Jezus Chrystus, a nie pieniądze, kariera zawodowa, grzeszne przyjemności czy ubóstwianie człowieka!

Strasznym bluźnierstwem jest oskarżanie Boga
o obojętność w obliczu ludzkiego cierpienia


Trzeba pamiętać, że Jezus Chrystus dobrowolnie wziął na siebie wszystkie nasze słabości i grzechy. W czasie męki i śmierci na krzyżu doświadczył przerażających cierpień spowodowanych przez grzechy wszystkich ludzi, zarówno tych, którzy istnieli, jak również tych, którzy będą istnieć. Stało się to możliwe tylko dlatego, że Jezus jako prawdziwy człowiek jest prawdziwym Bogiem, a dla Pana Boga nie ma przeszłości i przyszłości, tylko jest ciągłe "teraz". Nikt z ludzi tak wiele nie przecierpiał i nigdy nie jest w stanie tak cierpieć duchowo i cieleśnie, jak do tego zdolny był Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. W czasie męki i śmierci Jezusa skoncentrowało się w Jego człowieczeństwie całe zło świata. Jezus, obarczając się naszym cierpieniem, dzięki swojej Boskiej naturze, zmienił w sposób całkowity jego znaczenie i nadał mu zbawczy sens. Przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa, każde, chociażby najbardziej bezsensowne cierpienie, przeżywane przez człowieka z wiarą i w zjednoczeniu ze Zbawicielem, staje się drogą zbawienia. Jeżeli człowieka dotyka jakiekolwiek cierpienie, Pan Jezus jest pierwszym, który niesie jego ciężar. Dlatego strasznym bluźnierstwem jest oskarżanie Boga o nieczułość i obojętność w obliczu ludzkiego cierpienia.

Męka i śmierć Chrystusa powtarzają się w Jego Ciele Mistycznym i jego członkach. Każdy człowiek musi cierpieć i umierać, lecz jeśli jest żywym członkiem Mistycznego Ciała, jego cierpienie i śmierć nabierają odkupieńczej mocy dzięki Boskości tego, który jest jego głową. Oto istotny powód, dla którego każdy święty tak pragnął cierpienia - pisze św. Edyta Stein.

Modlitwa i post są niezbędnym orężem
w walce z mocami zła


Nie można zapominać, że cierpienie pozostanie wielką tajemnicą i nie zawsze jest konsekwencją osobistych grzechów, o czym przypomina nam Pan Bóg w historii biblijnego Hioba (por. J 9, 2-3; Łk 13, 1-4). Często Chrystus powołuje niektórych ludzi, tak jak na przykład św. o. Pio, św. Faustynę i innych, aby współuczestniczyli w Jego cierpieniu za zbawienie świata. Tylko przez zjednoczenie z Chrystusem, cierpienie (także z powodu osobistej winy) staje się wielką łaską i drogą prowadzącą do pełni szczęścia w niebie.

Poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę

Wszystko, czego potrzebujemy do osiągnięcia pełni szczęścia w niebie, Jezus Chrystus ofiaruje nam za darmo, w sakramentach pojednania i Eucharystii. Oczekuje tylko naszej zgody, abyśmy przyjęli Jego Ewangelię i starali się ze wszystkich sił żyć nią na co dzień. Drogę, która prowadzi do nieba, pokazują przykazania. Nie jest łatwo nią iść, o czym mówi sam Pan Jezus: Wchodźcie przez ciasną bramę. Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga, która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują (Mt 7,13-14).

Pójście drogą przykazań i Ewangelii jest możliwe tylko dzięki łasce Bożej darmowo udzielanej każdemu człowiekowi oraz samodyscyplinie, którą musimy sobie sami narzucić. Każdy, który staje do zapasów - pisze św. Paweł - wszystkiego sobie odmawia; oni, aby zdobyć przemijającą nagrodę, my zaś nieprzemijającą. Ja przeto biegnę nie jakby na oślep; walczę nie tak, jakbym zadawał ciosy w próżnię, lecz poskramiam moje ciało i biorę je w niewolę, abym innym głosząc naukę, sam przypadkiem nie został uznany za niezdatnego (1 Kor 9, 25-27). W innym miejscu apostoł narodów zachęca: Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w [waszych] członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżnóści, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem (Kol 3, 5).

Aby Chrystus mógł nas każdego dnia prowadzić drogą wiodącą do nieba, musimy poskramiać swoje ciało, czyli narzucać sobie dyscyplinę i tak ułożyć program dnia, żeby był czas na modlitwę, pracę i odpoczynek.

Modlitwa otwiera przed nami nieskończone perspektywy, gdyż dzięki niej wchodzimy w tajemnicę miłości i życia Najświętszej Trójcy, gdzie jest pełnia szczęścia i źródło istnienia całego wszechświata. Kochający Bóg pragnie z nami nawiązać bardzo osobistą, intymną relację miłości i dlatego zachęca, abyśmy byli w modlitwie wytrwali (Rz 12, 12); czuwali i modlili się (por. Mt 26,41); prosili, a będzie nam dane (Mt 7, 7). Zachęca nas do całkowitej ufności, która po lega na przekonaniu, że wysłuchuje On wszystkich naszych próśb zgodnych z Jego wolą (1 J 5, 14). Jeżeli codziennie będziemy się szczerze modlili, to wtedy odczytamy wolę Bożą i ją wypełnimy. Zaleca się, aby codziennie znaleźć czas na modlitwę różańcową, lekturę Pisma św., Koronkę do Bożego Miłosierdzia, i, jeżeli jest to możliwe, uczestniczenie we Mszy św. Czuwać należy nad tym, aby zawsze być w stanie łaski uświęcającej. Przystępować do sakramentu pokuty raz w miesiącu, a gdy nastąpił ciężki upadek, niezwłocznie uklęknąć przed kratkami konfesjonału.

Poskramiać swoje ciało i brać je w niewolę, to znaczy jednoczyć swoją wolę z wolą Bożą i podporządkować jej wszystkie uczucia, nastroje i różnorakie pragnienia, które często się zmieniają i sprzeciwiają Bożemu prawu. I tak, kiedy nie chce mi się modlić, to tym bardziej wtedy więcej czasu przeznaczę na modlitwę, ofiarując Bogu swoje zbuntowane uczucia i zły nastrój. Żyć wiarą to podejmować codzienny trud solidnej, uczciwej pracy, wypełniania swoich obowiązków, przeznaczać stały czas na kontakt z Bogiem w modlitwie, nie zaniedbywać koniecznego odpoczynku. Poskramiać swoje ciało i brać je w niewolę, to znaczy opanowywać sztukę samoograni-czenia się, rezygnowania z rzeczy godziwych na rzecz jeszcze większego dobra. Dlatego konieczne jest praktykowanie postu, umiarkowanie w spożywaniu posiłków, właściwe korzystanie z internetu, telewizji, itp. oraz unikanie wszystkiego, co uzależnia i zniewala.

Każdego dnia trzeba sobie uświadamiać, że życie na ziemi jest tylko jedno i że jest ono niepowtarzalne: postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd (Hbr 9, 27). A podczas sądu w chwili śmierci zadecyduje się nasz ostateczny los, zbawienie albo potępienie. Będziemy sądzeni z miłości, ale wtedy Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. Bo co człowiek sieje, to i żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze życie wieczne (Ga 6, 8).

Dlatego w czasie pokus, oprócz modlitwy, powinna nam towarzyszyć świadomość o sądzie w chwili śmierci, a gdy pokusy będą szczególnie natrętne, to należy zastosować niezawodną receptę, którą daje Jezus: ten rodzaj złych duchów można wyrzucić tylko modlitwą [i postem] (Mk 9, 29). Modlitwa i są niezbędnym orężem w walce z mocami zła, które wszelkimi sposobami starają się nas zniechęcić do wytrwałego, codziennego kroczenia trudną, wąską drogą, jaka prowadzi do nieba.

W końcu bądźcie mocni w Panu - siłą Jego potęgi. Obleczcie pełną zbrój ę Bożą byście mogli się ostać wobec podstępnych zakusów diabła. Nie toczymy bowiem walki przeciw krwi i ciału, lecz przeciw Zwierzchnościom, przeciw Władzom, przeciw rządcom świata tych ciemności, przeciw pierwiastkom duchowym zła na wyżynach niebieskich. Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko (Ef 6, 10-13).

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 21 kwi 2011, 11:50

Rozważanie XIII

Opowieść o wędrowcach

Bóg stworzył człowieka jako osobę i to osobę rozumną. Jak mówi Księga Mądrości: Cała mądrość od Boga pochodzi, jest z Nim na wieki (Mdr 1, 1). Poznawanie świata powinno człowiekowi myślącemu nasuwać przypuszczenie, że wszystko zostało stworzone przez nieskończoną Mądrość, a Dekalog włożony w ludzkie sumienia przez nieskończoną Miłość, pragnącą człowieka ochronić od zła.

W postawach negujących istnienie Boga często widoczny jest brak głębszej refleksji, bo, jak mówi Księga Przysłów, podstawą wiedzy jest bojaźń Pańska, lecz głupcy odrzucają mądrość i karność (Prz 1,7).

Kilku ludzi wędrowało przez świat, który pod niejednym względem był piękny i atrakcyjny. Udali się w drogę, ale właściwie nie wiedzieli, dokąd idą.

Pewien restaurator, u którego się zatrzymali, człowiek starszy wiekiem i robiący wrażenie osoby poważnej, powiedział im, że wie o tym, iż Pan tego świata, jego Stwórca, przewidział na końcu wędrówki raj dla tego, kto w czasie wędrowania będzie przestrzegał zasad zawartych w Dekalogu, natomiast ten, kto nie będzie się do niego stosował, skończy marnie.

Wędrowcy różnie odnieśli się do słów restauratora.

Wędrowiec A uznał go za osobę godną zaufania. Uwierzył w istnienie Stwórcy, ponieważ myśl o stworzeniu świata przez jakąś nadzwyczajną siłę wydała mu się zasadna, a normy zawarte w Dekalogu uznał za ewidentnie słuszne. Postanowił ich przestrzegać, by zasłużyć na obiecany raj. Wędrowiec A to teista, czyli człowiek uznający Boga i przyjmujący Jego przykazania.

Wędrowiec B odniósł się do informacji restauratora negatywnie. Stwierdził, że zasadna wydaje mu się wiara w to, że Stwórcy nie ma i nie ma też raju, ani też jakichś negatywnych konsekwencji naruszania Dekalogu, który nie ma mocy obowiązującej, choć kto chce, może go przestrzegać. Wędrowiec B to ateista.

Wędrowcy C i D znaleźli się w rozterce. Nie wiedzieli, czy przyjąć informację przekazaną przez restauratora za prawdziwą, czy też uznać ją za wątpliwą. W efekcie stwierdzili, że nie można ustalić, czy Stwórca istnieje czy też nie. Wystąpiła jednak między nimi różnica. Wędrowiec C nie zaprzestał poszukiwania odpowiedzi na pytanie co do istnienia Stwórcy i przestrzegał Dekalogu, natomiast D przestał interesować się tym pytaniem i nie zawracał sobie głowy Dekalogiem. Obaj są agnostykami z tym, że C bliższym teisty, a D bliższym ateisty.

Wędrowiec E nie zainteresował się wcale słowami restauratora i nie odniósł się do nich. Tego wędrowca możemy nazwać nihilistą.

Wypada teraz postawić zasadnicze pytanie: który z wędrowców postąpił racjonalnie? To pytanie ma znaczenie uniwersalne, gdyż operuje pojęciem racjonalności, która jako cecha zachowania ludzi przekracza ich ogromne zróżnicowanie, bowiem każdy niezależnie od jego upodobań, skłonności, możliwości życiowych czy potrzeb chce postępować racjonalnie. Jak określić istotę racjonalności? Dość często przyjmuje się wąskie ujęcie racjonalności jako akceptacji tylko takich twierdzeń, które mają dostateczne uzasadnienie naukowe. Ale w życiu człowieka trzeba sięgnąć do szerszego pojęcia racjonalności, którą można nazwać racjonalnością życiową. Obejmuje ona nie tylko racjonalność wąsko ujętą, o której była mowa poprzednio, ale sięga dalej, charakteryzując konieczne ustosunkowanie się człowieka do licznych niewiadomych, z którymi spotyka się w życiu. Można zaryzykować twierdzenie, że w warunkach ludzkiej egzystencji więcej jest różnego typu niewiadomych aniżeli okoliczności w 100% pewnych. Podejmując decyzje w warunkach braku pewności człowiek postępuje racjonalnie, gdy bierze pod uwagę różne stopnie prawdopodobieństwa różnorakich okoliczności oraz obiektywne dobro swoje i innych ludzi.

Mówiąc o racjonalności ludzkiego postępowania, trzeba zwrócić jeszcze uwagę na pewną istotną tu sprawę. Otóż konieczne jest przyjęcie, że istnieje jedna tylko rzeczywistość i tylko jedna myśl odzwierciedlająca tę rzeczywistość może być prawdziwa, a różne stopnie prawdopodobieństwa będą różnym stopniem zbliżania się do tej prawdziwej myśli.

Który z przedstawionych wędrowców postąpił w sposób najbardziej racjonalny w powyższym rozumieniu? Zdaniem piszącego te słowa - wędrowiec A, bo przyjął rozwiązanie najbardziej prawdopodobne i najbardziej korzystne. Można też uznać zachowanie osoby C. Natomiast zachowania B, D i E racjonalne nie są. A jakie jest Twoje zdanie, Drogi Czytelniku? Który z wędrowców jest najbliższy Twojej postawy? A jacy są ludzie z Twojego otoczenia? Czy mam rację, że w Polsce wielu ludzi to wędrowcy typu D i E, którzy uważają się za katolików i pozytywnie oceniają Kościół, ale faktycznie w swoich poglądach i w swoim życiu niewiele mają z nim wspólnego, wystawiając Kościołowi - jako "formalnie" katolicy - często bardzo złe świadectwo?

Niniejsza "krótka opowieść" zawiera znaczne uproszczenia, ale - jak sądzę - odsłania należycie istotę problemu, o który chodzi.

Racjonalność życiowa, której potrzeba, by wieść życie godziwe, prowadzi człowieka do poznania Boga poprzez prawidłowe odczytywanie otaczającego świata. Św. Paweł w Liście do Rzymian tak o tym mówi: Od stworzenia świata niewidzialne przymioty Boga - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła tak, że ludzie nie mogą się wymówić od winy. Ponieważ choć Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dziękowali, lecz znikczemnieli w swoich myślach i zaćmione zostało bezrozumne ich serce. Podając się za mądrych stali się głupcami (Rz 1, 20-22).

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez Alejandro de Catalan » 21 kwi 2011, 22:15

Mam pytanie..
Kiedy ostatnio WE napisał jakiekolwiek rozważanie sam ?
(-)Książę mgr Alejandro de Catalán
-Baron Rzeczypospolitej
-Książę Servalle



Avatar użytkownika
Gość zagraniczny
 
Posty: 20
Dołączył(a): 14 gru 2010, 20:17

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 22 kwi 2011, 10:38

Nie piszę rozważań sam ponieważ w realu nie jestem teologiem, a nie chcę szerzyć herezji i błędnych nauk. Dlatego więc może lepiej jak oprę się o pewne katolickie źródła niż żebym pisał bzdury.



 

Re: Rozważania

Postprzez Alejandro de Catalan » 22 kwi 2011, 13:19

Hmm, więc skoro nie ma się o tym zielonego pojęcia to po co się mieszać :) ?
(-)Książę mgr Alejandro de Catalán
-Baron Rzeczypospolitej
-Książę Servalle



Avatar użytkownika
Gość zagraniczny
 
Posty: 20
Dołączył(a): 14 gru 2010, 20:17

Re: Rozważania

Postprzez Henryk Horoch » 22 kwi 2011, 15:46

Mości Panie Hrabio, pozwolę sobie zauważyć, iż Pańskie uwagi są uszczypliwe i niegrzeczne względem Jego Eminencji Biskupa. Ksiądz biskup położył ogromne zasługi dla duszpasterstwa w naszym kraju i zasłużył sobie na szacunek którego jak widać pan okazać nie potrafi.
Pojawia się pan i znika, przypominam zatem, iż ostatnio opuszczając Rzeczpospolitą zrzekł się pan obywatelstwa i obecnie jest pan w Rzeczpospolitej gościem, a jako gościa obowiązują pana pewne zasady gościnności które zaczyna pan nadwyrężać, uchybiając gospodarzom. Proszę więc wziąć to pod wzgląd i powściągnąć swoje zapędy w głoszeniu tego typu uwag.
(-) gen. płk. Henryk książę Horoch



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 2325
Dołączył(a): 02 gru 2010, 17:03
Medale: 11
Order Orła Białego (1) Order Virtuti Militari II (1) Order Virtuti Militari III (1)
Order Zasługi RON IV (1) Order Zasługi RON V (1) Krzyż Monarchii I (1)
Krzyż Monarchii II (1) Medal Wojska (1) Medal za Długoletnią Służbę I (1)
Medal za Długoletnią Służbę II (1) Medal z Długoletnią Służbę III (1)

Re: Rozważania

Postprzez Pius IV » 22 kwi 2011, 16:01

Dość tego.
Miarka się przebrała.

Najpierw ośmielasz się dziecię proponować mi zniszczenie Kościoła Katolickiego, wyrzucenie Biskupów a następnie przejście na protestantyzm, następnie spotkawszy się z surową odmową ośmielasz się obrażać Księdza Biskupa i mnie, oskarżając mnie o brednie wyssane z palca i jeszcze masz czelność próbować niweczyć dorobek Jego Ekscelencji? To jest po prostu skandal. Proszę spodziewać się stosownego aktu potępiającego owe zachowanie.
/-/ Pius IV



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1678
Dołączył(a): 06 gru 2010, 15:55
Lokalizacja: Apostolskie Miasto Rotria
Medale: 12
Order Orła Białego (1) Order Świętego Stanisława (1) Order Virtuti Militari I (1)
Order Virtuti Militari II (1) Order Zasługi RON V (1) Order Świętego Jerzego II (1)
Order Przyjaźni i Współpracy I (1) Krzyż Monarchii I (1) Medal Wojska (1)
Medal Bene Merentibus (2) (1) Medal za Długoletnią Służbę II (1) Medal z Długoletnią Służbę III (1)
Wykształcenie: Profesor doktor hab.

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 22 kwi 2011, 16:28

Bardzo mi przykro z powodu tych niemiłych słów pod adresem Kościoła w RON-ie. Jako chrześcijanin i piastujący stanowisko kościelne winien jestem z urzędu miłosierdzie okazać i przebaczam Panu z całego serca te uszczypliwe i przykre słowa skierowane do Kościoła w RON-ie.



 

Poprzednia stronaNastępna strona

kuchnie na wymiar kalwaria zebrzydowska

Powrót do Archiwum Państwowe

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 2 gości