Rozważania

Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 19 sty 2011, 23:30

Rozważanie I

Obrona przed myślami samobójczymi

Ludzie nie potrafią znieść okrutnego kontrastu pomiędzy szczęściem, jakiego oczekują od życia, a brutalną rzeczywistością pozbawioną miłości.

Znam dobrze twoje obiekcje: nie mam już chęci ani sił żyć dalej. Jestem jedynie ciężarem dla mojego otoczenia. Nie ma lekarstwa na moją depresję... Jeżeli Bóg jest dobry, to zrozumie, że nie mogłem już dłużej... Trzeba skończyć z tym życiem... Wiem także, co myślisz: jestem młody i pragnę prawdziwej miłości, lecz rzeczywistość jest absurdalna, pusta i beznadziejna.

Nie widzę dla siebie sensownej przyszłości. Jeżeli Bóg jest dobry, to przygotował dla mnie miejsce w innym życiu. Po co więc czekać? Co mam właściwie do stracenia? Albo czeka mnie wieczne szczęście u Boga, albo pogrążenie w nicości. Zamiast się męczyć, pójdę na skróty... Znajdźcie mi choćby jeden jedyny argument za tym, aby mnie odwieść od samobójstwa!

Jasne: jeżeli po drugiej stronie brzegu nie ma już nic, jeśli życie jest tylko gadżetem, którego wyrzuca się, gdy jest zużyty albo zepsuty - to po co dłużej się męczyć? Przekonanie o czekającej nas po śmierci nicości zabija dwadzieścia tysięcy młodych ludzi, którzy każdego roku popełniają samobójstwo we Francji (to znaczy, dwie osoby na godzinę!). Zbyt wiele by mówić na temat kłamliwych filozofii, głoszonych przez "grabarzy Boga", którzy rzucają Jemu wyzwanie: Możesz wynosić się, poradzimy sobie bez Ciebie, jesteśmy dorośli... Nie da się pogrzebać Boga bez jednoczesnego grzebania człowieka. Oto zbieramy dziś owoce zatrutych filozofii i ideologii... Lecz ty, który teraz cierpisz i chcesz skończyć z życiem, nie masz ochoty do mędrkowania i do analizowania filozoficznych przyczyn twego złego samopoczucia. Balansujesz nad przepaścią, stojąc na granicy wytrzymałości. Potrzebujesz teraz jak najbardziej solidnych i przekonujących argumentów, żeby żyć. Pozwól, że postawię ci jedno pytanie: czy spojrzałeś na mapę, dokąd zamierzasz się wybrać na wieczność? Czy rozglądałeś się za osobami, które mogłyby ci "dać cynk" na temat tamtego świata? Czy w ogóle zastanawiałeś się nad tym, co czeka ciebie po śmierci?

Wiedz najpierw, że nie wpadniesz w nicość, ponieważ niczego takiego nie ma. Trzeba jasno powiedzieć za najbardziej wybitnymi ludźmi nauki, między innymi, że ten wymysł w postaci "nicości" jest już przeżytkiem. Intuicyjne przeczuwanie prawdy o istnieniu życia po śmierci - o jakąkolwiek formę życia przyszłego by tu nie chodziło - należy do podstawowych danych naukowych.

Chciałabym zaproponować ci dwa typy świadectw. Jakkolwiek prawdą jest, że nikt do nas nie przyszedł z tamtego świata i nie opowiedział, jak on wygląda, to jednak istnieje wielu ludzi, którzy bardzo mocno zbliżyli się do granicy z wiecznością. Ich świadectwo potrafi rzucić odrobinę światła na temat tego, co nas czeka. Otóż, tysiące albo i więcej ludzi doświadczyło śmierci klinicznej - stanu, który popularnie określa się mianem "życia po życiu". Większość z nich wyznaje, że po rozstaniu się ze swym ciałem zaznali niewyrażalnej błogości i pokoju - rzeczy dotychczas nieznanej. Dalej, po przebyciu swego rodzaju tunelu znaleźli się w obliczu świetlistej postaci, która przyciągała ich w nieprzezwyciężalny sposób. Ludziom tym brakuje słów na opisanie miłości, promieniującej z tej niezwykłej światłości, w której osoby wierzące rozpoznawały oczywiście Boga. Jednak w momencie, kiedy chcieli całkowicie powierzyć się i przylgnąć to tej światłości, pojawiała się jakaś wewnętrzna przeszkoda. Musieli wrócić na ziemię, do swego ciała. Pomiędzy tego typu świadkami znajdują się także ci, którzy zaznali śmierci klinicznej w następstwie nieudanego samobójstwa. Warto podkreślić, że ich doświadczenie było zupełnie odmienne od tego opisanego powyżej. Po pierwsze, ich złe samopoczucie i przygnębienie, które skłoniło ich do próby odebrania sobie życia, nie opuszczają ich "po śmierci". A po drugie, kiedy zostają ogarnięci blaskiem niezwykłej światłości, która im wychodzi naprzeciw, zaczynają gwałtownie żałować swojego czynu. Uświadamiają sobie z niezwykłą wyrazistością, że sami nie dysponują swoim życiem, że nie do nich należy przerywanie go, i że decyzja ta należy wyłącznie do owej Światłości. Zadziwiające, że o tym samym przeżyciu mówią ludzie zarówno wierzący jak i niewierzący. Jeszcze dziwniejszy jest fakt, że żadna z tych osób, które doświadczyły "życia po życiu", nigdy więcej nie ponawiała próby samobójstwa. Nikt z nich, niezależnie od przekonań religijnych czy od rozmiaru znoszonego cierpienia, nie decyduje się już więcej targnąć na swe życie! Skąd czerpią siłę do dźwignięcia się do nowego życia? Właśnie z tego wstrząsającego dla nich odkrycia, że obecne cierpienie niewiele znaczy w porównaniu z ogromem szczęścia, płynącego z wiecznego połączenia się z niezmiernie miłującą Światłością - w dniu i w godzinie, które przez nią zostaną wybrane.

A oto drugi rodzaj świadectwa, pochodzącego od świętych, których droga głębokiej zażyłości z Bogiem stanowi dla nas źródło pożytecznej nauki duchowej. Otóż, wielu z nich, w ciągu wieków, służyło charyzmatem bardzo szczególnym i rzadkim, który jednak nie ma nic wspólnego ze spirytystycznymi praktykami (potępionymi przez Boga, jako wstrętnymi przed Jego Obliczem). Chodzi o charyzmat bycia nawiedzanym przez dusze zmarłych, przebywających bądź w Niebie, bądź w Czyśćcu. Myślę tu na przykład o znanej historii ze św. Janem Bosko, zbudzonym w środku nocy przez dawnego współbrata z seminarium, który właśnie umarł i przyszedł mu ogłosić swoje wejście do Nieba. Cała sypialnia była świadkiem tego wydarzenia! Myślę tu o siostrze Marii Annie od Jezusa, zaufanej św. Teresy z Avila: spędzała ona część nocy na łagodzeniu cierpień i wyzwalaniu dusz z czyśćca, czyniąc to za pozwoleniem Boga, który zażądał od niej ofiarowania swych modlitw i trudów za osoby zmarłe. Myślę tu o św. Katarzynie z Genui, o św. Faustynie Kowalskiej czy bł. siostrze Mariam z Betlejem: wszystkie one były powiernicami dusz zmarłych, którym służyły swą miłością, modlitwą, umartwieniami... Można by mnożyć te przykłady, nie tylko z przeszłości. Także dzisiaj żyją osoby, które posiadają ten zarazem niezwykły i błogosławiony charyzmat. Lecz powróćmy do kwestii samobójstwa. Zgaduję już twoje pytanie: co mówią zatem z Czyśćca dusze tych, którzy odeszli na skutek zadanej sobie śmierci?

Los tych osób zależy od okoliczności, jakie przyczyniły się do decyzji o samobójstwie. W przechodzeniu na "tamtą stronę" nie ma wycieczek zorganizowanych i jednakowej taryfy dla wszystkich. Najbardziej zasadniczym i przewodnim motywem tych wyznań jest żal i ubolewanie z powodu popełnionego czynu. Dlaczego? Ponieważ dusza dostrzega w pełnym blasku cudowny i jedyny w swoim rodzaju plan, jaki Bóg spełniłby wobec niej w całości, gdyby do końca przeżyła swój czas na ziemi. Nie będąc już zaślepiona swym negatywnym spojrzeniem na siebie i na świat, rozpoznaje wspaniałość i wielkość Bożej woli względem siebie, uświadamia sobie niesłychaną wartość doczesnego życia, pojmuje z nadzwyczajną jasnością swe prawdziwe miejsce w Sercu Boga, swe jedyne powołanie w ciele Kościoła, ogląda bezmiar Miłości, którą od zarania jest umiłowana oraz niezmierzoną cenę swoich najdrobniejszych aktów miłości. Tym, co powoduje jej straszliwy żal, jest świadomość zmarnowania zbawczej mocy wszelkiego rodzaju trudów i cierpień, przeżywanych na ziemi w łączności z cierpieniami Chrystusa. Wyrzuca sobie, że przez tak krótki czas ziemskiego życia nie podjęła cierpienia, które owocuje radością w wieczności. Opłakuje ona całe dobro, które mogłaby uczynić innym duszom, gdyby nie targnęła się na swe doczesne życie.

Oby nigdy nie przyszło nam tak gorzko rozpaczać! Wiedz o tym, że każda minuta obecnego czasu posiada bezcenną wartość, bowiem każda chwila jest ci darowana, abyś wzrastał w miłości i tym samym powiększał wewnętrzną zdolność do przyjęcia chwały wiecznej. W opinii świętych, nawet Aniołowie w Niebie zazdroszczą nam owej zdolności doskonalenia się w miłości poprzez pokonywanie wszelkiego rodzaju przeciwności. Oni bowiem problemów i bolączek już nie mają! Nie, nie warto na siłę przyspieszać porodu, choćby okres ciąży dawał się we znaki; inaczej piękno twego ciała zostanie uszkodzone. Obyś mógł powiedzieć u kresu ziemskiej wędrówki, jak Jezus: Wykonało się!

Na początku wspomniałam o kontraście pomiędzy dążeniem do szczęścia a spostrzeżeniem, że przepełnia cię smutek, rozczarowanie, ból i beznadzieja. W rzeczywistości jednak - pozwól mi to powiedzieć - prawdziwy kontrast ma miejsce gdzie indziej: w twoim życiu. Kiedy bowiem mówię: "twoje życie", to mam na myśli także życie wieczne. Ten kontrast polega więc na olbrzymim rozdźwięku między tym, co dzisiaj czujesz i rozumiesz, a obiektywną prawdą o twoim istnieniu. Przypominasz człowieka, który stoi z grubą opaską na oczach w promieniach słońca, i mówi: zrobiło się ciemno, idę spać. Nie jest w mojej mocy to, aby ci tę opaskę zerwać, lecz mogę przynajmniej zawołać: proszę, zaufaj tym, którzy choć trochę widzą słońce! Oprzyj się na świadectwie świadków Światłości w chwili twojego zaślepienia! I nie podejmuj ryzyka zeszpecenia twego prawdziwego szczęścia wyobrażając sobie, że skrócisz sobie obecne cierpienia. Zamiast rzucać swe życie do kosza, postaw wszystko na Miłość. Daj Bogu jeden rok, mówiąc Mu: już nie mogę więcej, teraz Ty zabierz się za moje życie. Na okres jednego roku daję Ci do dyspozycji wszystko, czym jestem i co posiadam. Uczyń mnie instrumentem Twojej miłości. Inicjatywa należy do Ciebie, natchnij mnie, co mam czynić i pośpiesz się z przyjściem mi z pomocą! Mogę ci zagwarantować, że nie miną trzy miesiące, a zapłaczesz ze szczęścia nad cudem, jakim jesteś!

To nieprawda, że jedynym wyjściem z twojej ślepej uliczki jest samobójstwo. Są jeszcze inne drzwi, prowadzące do twego serca, o których Jezus powiedział: Stoję u drzwi i kołaczę... Pozwól, aby rozlegało się w tobie to łagodne pukanie Miłości, która cię woła i błaga, pukanie Boga strapionego wobec twojego strapienia. Pozwól, aby rozchodził się Jego pokorny i przejmujący głos: Czy otworzysz dla Mnie swe serce? Czy pozwolisz Mi żyć razem z tobą? Zbyt wiele cierpiałe(a)ś, aby się znowu pomylić na drodze do szczęścia. Wybierz Miłość, mającą na imię Jezus, która cię dzisiaj wybiera i pociesza. Czyż nie pozwolił On pewnego dnia zabić się z miłości do twojego życia?

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 27 sty 2011, 17:32

Rozważanie II

Wąż w sercu - czyli o uleganiu pokusom

Co to się dzieje w człowieku, zanim zgrzeszy? Na ile ponosi on odpowiedzialność za to, co go do grzechu doprowadza? Jak zdemaskować pierwsze objawy uleganiu złu? I jak mu się w porę przeciwstawić?

Według nauczycieli życia duchowego z pierwszych wieków, opierających się na osobistym doświadczeniu oraz obserwacji innych osób, historia z pierwszych rozdziałów Księgi Rodzaju nieustannie się ponawia. Każdy z nas posiada raj w postaci własnego serca. I każdy też przeżywa doświadczenie węża, który wnika do serca tylko po to, aby zwodzić. Wąż ten przybiera postać złej myśli: "Źródło i początek wszelkiego grzechu znajduje się w myślach" - twierdzili jednogłośnie wczesnochrześcijańscy ojcowie życia wewnętrznego. Porównywali oni serce także do "ziemi obiecanej", w którą napastnicy wbijają swoje dzidy, czyli złe myśli. Te cielesne, diabelskie i nieczyste myśli nie mogą pochodzić wprost ze serca, albowiem wyszło ono spod ręki samego Boga. Przychodzą więc one do nas z zewnątrz. Ściśle mówiąc, nie są to myśli jako takie, lecz raczej pewne wyobrażenia czy też przedstawienia, z którymi łączy się idea uczynienia jakiegoś zła. Św. Maksym Wyznawca, wielki teolog i mistyk z przełomu VI i VII w., ilustruje ten stan rzeczy za pomocą przykładów z życia codziennego. Otóż, nasza zdolność myślenia nie jest czymś złym ani sama myśl nie jest zła. Kobieta nie jest złem ani nie jest rzeczą złą myślenie o kobiecie; jednakże wyobrażenie kobiety w umyśle mężczyzny rzadko pozostaje czyste. Pieniądze ani wino nie są złe, jednakże mogą łatwo stać się przyczyną upadku.

Ponieważ złe myśli przychodzą z zewnątrz i nie należą w naturalny sposób do naszej zdolności myślenia, dlatego nie przenikają one do serca inaczej, jak tylko stopniowo i powoli. Ojcowie wyliczają przynajmniej pięć etapów tego procesu:

1. Najpierw mamy do czynienia z sugestiami. Jest to pierwsze wyobrażenie, pierwsza idea, pierwszy impuls. Oto chciwiec widzi pieniądze i zjawia mu się następująca sugestia: mógłbym przecież je zabrać i schować. Podobnie dzieje się w przypadku wyobrażeń cielesnych. Nie podejmujemy jednak jeszcze żadnej decyzji; po prostu zauważamy, że staje przed nami możliwość popełnienia zła i że ono posiada atrakcyjną postać. Dla ludzi początkujących w życiu duchowym sytuacja ta wielokrotnie staje się dramatem. Nieustannie obwiniają się z powodu posiadania złych myśli. Św. Antoni, (mnich, zmarł w połowie IV w. swej w pustelni nad Morzem Czerwonym) kazał pewnego razu swemu uczniowi wejść na dach i łapać w dłonie wiatr. Jak nie możesz schwycić wiatru, tak samo i nie zapanujesz nad twymi myślami. Chciał go w ten sposób nauczyć, że pierwsze wyobrażenia i sugestie nie powoduj ą winy i jak długo żyjemy, tak długo nie uwolnimy się od nich. Przypominają one komary, które tym bardziej dokuczają, im bardziej próbujemy się od nich opędzić.

2. Następnie pojawia się rozmowa, albo wewnętrzny dialog. Przypomnijmy sobie opowiadanie z trzeciego rozdziału Księgi Rodzaju: Ewa wdaje się w rozmowę z wężem. Jeżeli nie przykładamy wagi do pierwszej sugestii, to przeminie ona jak chmury na niebie. Na ogół jednak człowiek pozwala się sprowokować i zaczyna rozmyślać o nasuwającej się idei. Oto przykład: znany nam już chciwiec mówi sobie tak: Gdybym zdobył te pieniądze, to złożyłbym je w banku, lecz zaraz potem koryguje sam siebie: Albo lepiej nie, żeby sprawa nie wyszła na jaw. Jest on niezdolny do podjęcia jakiejkolwiek decyzji, ale ta sprawa z pieniędzmi chodzi mu po głowie cały dzień. Podobnie w przypadku kogoś, kto wpada w gniew: długo nie myśli on o niczym innym, jak tylko o tym, kto przyprawił go o wściekłość. Wyobraża sobie, że jak go złapie, to mu wleje, albo przynajmniej nie pożałuje paru przykrych słów. Nagle, w swych myślach, wielkodusznie wszystko mu przebacza, lecz za chwilę znowu się unosi. Zapomina o tym wszystkim nie wcześniej, jak dopiero po dłuższym czasie. Na czym polega wina za tego rodzaju wewnętrzne dyskusje? Ten, kto nie podjął żadnej złej decyzji, nie zgrzeszył. Lecz ileż czasu, ile wewnętrznej energii zmarnował na te wewnętrzne dialogi, zupełnie bezsensowne i nieużyteczne?

3. Czas na walkę duchową. Kiedy dana myśl zadomowiła się w sercu w wyniku długotrwałej dyskusji, to już nie łatwo się z nią rozstać. Człowiek zmysłowy posiada wyobraźnię tak bardzo podatną na nieczyste myśli, że nie daje rady się od nich uwolnić Lecz może jeszcze odmówić im wewnętrznej zgody; może i powinien wyjść zwycięsko, choć za wielką cenę. Musi walczyć.

4. Dalszym krokiem jest wewnętrzne przyzwolenie. Kto przegrał ze złymi myślami, ten przy pierwszej sprzyjającej okazji wprowadzi je w czyn. Na tym etapie popełnia się grzech we właściwym znaczeniu tego słowa. I nawet wtedy, gdy z rożnych przyczyn nie doszło do aktu, to jednak grzech pozostaje. W teologii mówi się wtedy o grzechu w myśli, choć w istocie rzeczy idzie tutaj o namiętność. Kto często ulega złym myślom, ten staje się coraz słabszy wewnętrznie. Rośnie w nim skłonność do złego, która w końcu przybiera takie wielkie rozmiary, że trudno jej się oprzeć. Namiętność sprawia, że człowiek staje się niewolnikiem zła.

5. Do grzechu dochodzi dopiero w piątym stadium, czyli na etapie wewnętrznego przyzwolenia
. Jak długo dyskutujemy ze złą myślą, tak długo nie ma jeszcze grzechu. Nie popełniamy go także, będąc na etapie walki duchowej. Jednak na tej wewnętrznej dyskusji straciliśmy wiele czasu i duchowej energii. Szczęśliwy taki człowiek, który w porę potrafi zapanować nad złymi myślami. Lecz jak tego dokonać? Mnich Ewagriusz. żyjący w IV w., napisał traktat "O rozpoznawaniu namiętności i myśli". Zawarł w tym dziele wiele fragmentów z Pisma św., które zaleca powtarzać w momencie ataku ze strony złych myśli. Tak właśnie postępował Jezus, kiedy kuszony był przez Złego: jednym słowem odrzucił diabelską propozycję zaniechania postu na pustyni: "Człowiek nie żyje samym chlebem, lecz każdym słowem, jakie wychodzi z ust Boga" (Mt 4, 4). W taki sam sposób pokonał pokusę ziemskiego panowania: "Panu Bogu swemu będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz" (Mt 4, 10). Mnisi uczyli się tych słów na pamięć, aby mieć je zawsze w zanadrzu w chwili pokusy. A niekiedy wymawiali tylko imię Jezus, które "wprawia wszystkie demony w ucieczkę" - jak sami wielokrotnie się przekonywali. Przywołanie z wiarą imienia Zbawiciela stanowi środek na wszelkiego rodzaju złe myśli. Umiejętność opierania się złym myślom zwie się także duchową trzeźwością lub po prostu uwagą. Każdy akt prawdziwie ludzki domaga się pełnej świadomości; im bardziej świadomość jest przyćmiona, tym łatwiej człowiek staje się ofiarą fałszywych i złych wyobrażeń. Nawet w szkole sukces w nauczaniu zależy od uwagi ucznia. Tymczasem, stanem szczególnej uwagi jest modlitwa. Ojcowie posługiwali się grą słów, której nie da się dosłownie przetłumaczyć na nasz język. Otóż, po grecku uwaga to prosoche, natomiast modlitwa - proseuche. Chcieli przez to powiedzieć, że ta pierwsza rzeczywistość rodzi drugą. W liturgii bizantyjskiej, każdy uroczysty moment rozpoczyna się śpiewanym przez diakona wezwaniem: Prosoche - bądźcie uważni!

A zatem wszyscy ci, którzy szukają pokoju wewnętrznego, nie mogą być pacyfistami. Dla doświadczonych mistrzów życia wewnętrznego nie ma innego pokoju, jak tylko ten, który płynie z nieustannej walki. Asceta jest atletą; jego moc wzrasta nie inaczej, jak tylko w miarę przeciwstawiania się duchowemu nieprzyjacielowi.

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 04 lut 2011, 14:43

Rozważanie III

Co Jezus mówi o końcu świata?


Świadkowie Jehowy, a także inne sekty oraz astrolodzy i wróżbici co jakiś czas ogłaszają dokładne daty końca świata. Pomimo tego, że zapowiedzi te nigdy się nie sprawdziły, są ludzie, którzy w swej naiwności dają wiarę tym bardzo prymitywnym i kłamliwym przepowiedniom.

Katolicy powinni zdecydowanie odrzucać tego rodzaju zapowiedzi dlatego, że są przeciwne nauce Ewangelii i pochodzą z inspiracji złego ducha. Natomiast są zobowiązani wiedzieć, co sam Jezus mówi nam na temat końca świata.


Kiedy będzie koniec?

Na pytanie o dokładną datę końca świata Pan Jezus odpowiada w sposób jednoznaczny: o dniu owym i godzinie nikt nie wie, nawet aniołowie niebiescy, tylko sam Ojciec (Mt 24,36). Tak więc ten dzień jest wiadomy tylko Bogu. Każdy, kto mówi, że wie, jest kłamcą i wprowadza ludzi w błąd. Wszystkim ciekawskim Bóg mówi: nie wasza to rzecz znać czas i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą (Dz 1,7).

Jezus ostrzega nas przed zwodniczym działaniem ludzi będących pod wpływem złego ducha: Strzeżcie się, Żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: "Ja jestem" oraz "Nadszedł czas". Nie chodźcie za nim (Łk 21,8).

Ci którzy przepowiadają dokładne daty końca świata, wprowadzają ludzi w błąd (por. Mk 13,6) i w ten sposób, często nieświadomie, stają się narzędziem w rękach złego ducha, któremu bardzo zależy na tym, aby oszukani ludzie przestali w ogóle wierzyć w rzeczywistą obecność i ostateczne przyjście Zbawiciela.

W sprawie przyjścia Pana naszego Jezusa Chrystusa - pisze św. Paweł - prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym rozumieniu ani zastraszyć bądź przez ducha, bądź przez mowę, bądź przez list rzekomo od nas pochodzący, jakoby już nastawał dzień Pański. Niech was w żaden sposób nikt nie zwodzi (2 Tes 2,1-3).

Powtórne przyjście Chrystusa

W wyznaniu wiary odmawianym każdego dnia na modlitwie, uświadamiamy sobie prawdę, że Zmartwychwstały Pan wtedy zakończy dzieje ludzkości, gdy powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych.

Ludzie autentycznie wierzący, a więc ci, którzy są przekonani, że tylko zjednoczenie w miłości z Chrystusem daje pełnię szczęścia, z tęsknotą oczekują dnia Paruzji czyli ostatecznego przyjścia Pana.

Trzeba pamiętać, że najważniejszym wydarzeniem w historii ludzkości był fakt wcielenia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa. Sam Bóg stał się prawdziwym, śmiertelnym człowiekiem (J 1,14) i w swoim człowieczeństwie skupił grzechy wszystkich ludzi oraz cały ogrom cierpienia, które one spowodowały. W swojej śmierci i zmartwychwstaniu Jezus Chrystus dokonał definitywnego zwycięstwa nad wszelkim grzechem, cierpieniem i śmiercią i dał każdemu człowiekowi szansę udziału w tym zwycięstwie.

Trzeba pamiętać, że Zmartwychwstały Pan od momentu wniebowstąpienia stał się dla ludzi niewidzialny. Od tego wydarzenia nie możemy przy pomocy naszych zmysłów doświadczyć Jego obecności. Jezus stał się jednak obecny w rodzinie ludzkiej, w nowym i pełniejszym wymiarze. Jest to wszechobecność Boskiej Osoby Syna w darze Ducha Świętego. Od wniebowstąpienia Jezus jest niewidzialny lecz rzeczywiście obecny i będzie z nami, (szczególnie w sakramentach pokuty i Eucharystii) przez wszystkie dni aż do skończenia świata (Mt 28,20), aby każdemu dać możliwość udziału w swoim zwycięstwie nad grzechem i śmiercią. To zwycięstwo ma się urzeczywistnić już w godzinie naszej śmierci, a w wymiarze ogólnoludzkim dopiero w dniu Paruzji.

Moja śmierć

Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd (Hbr 9,27). W Piśmie św. Pan Bóg jednoznacznie mówi nam, że nasze ziemskie życie jest jedno i jest niepowtarzalne. Dokonuje się w nim dramatyczne zmaganie dobra ze złem. Jesteśmy wolni i możemy wybierać dobro lub zło. W zależności od naszych wolnych wyborów, od opowiedzenia się za lub przeciwko Chrystusowi, decyduje się nasze zbawienie, albo wieczne potępienie. Kulminacyjnym momentem naszego ziemskiego życia jest śmierć.

Szatan wszelkimi sposobami próbuje zafałszować tę prawdę, i dlatego podsuwa myśl o reinkarnacji. Każdy kto wierzy w reinkarnację odrzuca naukę Chrystusa i ucieka przed prawdą o realnej możliwości wiecznego potępienia.

Dla każdego z nas śmierć będzie swojego rodzaju "końcem świata". Wtedy wszyscy spotkamy Chrystusa "twarzą w twarz". Nie można przeżyć owocnie i godnie swojego życia, jeżeli się o tym nie pamięta. Jezus Chrystus będzie sądził każdego człowieka w momencie śmierci. Spotkamy Go wtedy osobiście, doświadczymy ogromu Jego miłości, w świetle której poznamy całą prawdę o sobie, wszystkie nasze dobre i złe czyny. Jedynym kryterium, według którego będziemy sądzeni jest miłość: bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść (Mt 25,42). Będzie to moment nieopisanego szczęścia dla kochających Boga, natomiast przerażający dla tych, którzy żyli tak, jakby On nie istniał. Nie łudźcie się: Bóg nie dozwoli z siebie szydzić. A co człowiek sieje, to żąć będzie: kto sieje w ciele swoim, jako plon ciała zbierze zagładę; kto sieje w duchu, jako plon ducha zbierze Życie wieczne (Ga 6,7-8). Pan Jezus mówi: Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów Moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym (J 12,48).

Stojąc w obliczu Zbawiciela, który jest Miłością i Prawdą, będziemy musieli podjąć ostateczną decyzję Jego przyjęcia lub odrzucenia na wieki. Sam Bóg, mówi nam, że zostawił człowieka własnej mocy rozstrzygania. Jeżeli zechcesz, zachowasz przykazania... Położył przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci dane (Syr 15,14-17). Ten ostateczny wybór w momencie śmierci, jest uwarunkowany historią całego ziemskiego życia człowieka. Trzeba pamiętać, że dobrowolnie popełniane zło niszczy w człowieku zdolność do miłości i pogłębia egoizm. Może się zdarzyć, że w ciągu ziemskiego życia zło do tego stopnia zniszczy człowieka, że w stosunku do Boga zacznie on odczuwać niechęć i awersję, która będzie powoli przeradzała się w nienawiść. Pan Jezus wyjaśnia, że dla takich ludzi sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu (J 3,19-21). Jeżeli w człowieku będzie przynajmniej minimalna zdolność przyjęcia miłości Chrystusa, wtedy będzie zbawiony, ale po niezwykle bolesnym procesie oczyszczania i dojrzewania do miłości w czyśćcu. Natomiast ktoś, kto doprowadził siebie do takiego stanu, że jest przepełniony nienawiścią do Boga, to wtedy w momencie sądu w chwili śmierci, z nienawiścią odrzuci Boga na wieki i wybierze wieczne piekło. Jest to stan grzechu przeciw Duchowi Świętemu (Łk 12,10), który wyraża się w tym, że człowiek broni rzekomego prawa do trwania w złu, we wszystkich innych grzechach, i który w ten sposób odrzuca odkupienie (encyklika Jana Pawła II Dominum et Vivificantem, 46). Jan Paweł II stwierdził, że piekło jest ostateczną konsekwencją samego grzechu, który obraca się przeciwko temu, który go popełnia. Jest to sytuacja, w której ostatecznie się znajduje ten, kto odrzuca miłosierdzie Ojca, nawet w ostatnim momencie swojego życia... Bóg jest Ojcem nieskończenie dobrym i miłosiernym. Jednakże człowiek, wezwany do odpowiedzenia Mu w sposób całkowicie wolny, może, niestety, wybrać definitywne odrzucenie Jego miłości i Jego przebaczenia, wykluczając się w ten sposób na zawsze z radosnej komunii z Bogiem (Audiencja 28.07.99). Matka Boża zatroskana o wieczne zbawienie swoich dzieci, objawiając się w różnych miejscach kuli ziemskiej, wzywa do nawrócenia, aby ludzie odwrócili się od grzechów i nie szli na wieczne potępienie, aby nie gotowali sobie zguby własnym rękami (Mdr 1, 12). Po przerażającej wizji piekła widzący pytali Matkę Bożą: jak to jest możliwe, że kochający Bóg skazuje ludzi na wieczne potępienie? Matka Boża odpowiedziała, że ludzie, którzy idą do piekła, ogromnie nienawidzą Boga i dlatego sami piekło wybierają.

Św. Leon Wielki pisze, że szczęście oglądania Boga zostało obiecane ludziom czystego serca. Oczy bowiem przyzwyczajone do ciemności nie mogą patrzeć na blask prawdziwego światła. To, co dla dusz jasnych będzie szczęściem, dla zbrukanych stanowić będzie karę.

Koniec świata i sąd ostateczny

Dramatyczna historia zbawienia całej ludzkości, w której nieustannie obecny jest Chrystus działający w swoim Kościele, ostatecznie zakończy się w dniu Paruzji, czyli w momencie widzialnego objawienia się wszechmocnej miłości Chrystusa. W tym dniu końca świata, w czasie sądu ostatecznego, zwycięstwo Chrystusa nad wszelkim złem będzie doprowadzone do końca w całym wszechświecie. Dokona się sąd ostateczny dla całej ludzkości (Mt 25,31 -32), który objawi całą prawdę i definitywne zwycięstwo miłości. Wtedy Zbawiciel położy wszystkich nieprzyjaciół pod swoje stopy. Jako ostatni wróg zostanie pokonana śmierć (1 Kor 15, 25-26). Będzie to dzień grozy dla wszelkiego zła. Zostanie ujawniona cała jego przewrotność, kłamstwo i bezsens. Złe moce zostaną definitywnie unieszkodliwione. Szatan będzie na zawsze pozbawiony możliwości szkodzenia (Ap 20,9-10).

Jaka jest różnica pomiędzy sądem szczegółowym, który ma miejsce w chwili śmierci, a sądem ostatecznym w dniu Paruzji? W tym dniu dokona się zmartwychwstanie ciał wszystkich zmarłych: sam bowiem Pan zstąpi z nieba na hasło i na glos archanioła, i na dźwięk trąby Bożej, a zmarli w Chrystusie powstaną pierwsi. Potem my, żywi i pozostawieni, wraz z nimi będziemy porwani w powietrze, na obłoki naprzeciw Pana, i w ten sposób zawsze będziemy z Panem (1 Tes4,16-17); w Chrystusie wszyscy będą ożywieni (1 Kor 15,22); ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia (J 5,29). W tej duchowej przemianie uczestniczyć będzie cały stworzony wszechświat (Ap 21,1-8; Rz 8,19-23). Historia ludzkości dobiegnie swego kresu i nastanie pełnia czasów, bo wszystko zjednoczone będzie w Chrystusie jako Głowie (Ef 1,10). Wtedy Bóg będzie wszystkim we wszystkich (1 Kor 15,28). A więc w dniu Paruzji definitywnie zakończy się kształtowanie Mistycznego Ciała Jezusa Chrystusa, co oznacza, że wszyscy ludzie będą członkami jednego nadprzyrodzonego organizmu. Wprawdzie życie człowieka rozstrzyga się w chwili śmierci, bo wtedy w czasie sądu decyduje się jego zbawienie albo potępienie, to jednak swe ostateczne miejsce w Mistycznym Ciele Chrystusa otrzyma on, wraz ze swoim zmartwychwstałym ciałem, dopiero w czasie sądu ostatecznego. Sąd ostateczny w dniu Paruzji będzie dopełnieniem sądu szczegółowego w chwili śmierci.

Czuwajcie

Nigdy nie będziemy znać dokładnej daty powtórnego przyjścia Chrystusa. Powinniśmy jednak zawsze czuwać i być gotowi na ostateczne spotkanie ze Zbawicielem, które w wymiarze indywidualnym dokona się już w chwili śmierci, a w wymiarze ogólnoludzkim w dniu Paruzji. Dlatego Pan Jezus, mówiąc o nieznanej godzinie swego powrotu, ostrzega: Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie... Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodziewanie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co want mówię, mówię wszystkim: Czuwajcie (Mk 13,33.35-37). Czuwać to znaczy żyć wiarą na co dzień, modlić się w przekonaniu, że do pełni szczęścia potrzebny jest nam tylko Bóg. Św. Paweł ostrzega, że dla ludzi żyjących tak, jakby Boga nie było, dzień Pański przyjdzie tak, jak złodziej w nocy. Kiedy bowiem będą mówić : «pokój i bezpieczeństwo» - tak niespodziewanie przyjdzie na nich zagłada, jak bóle na brzemienną, i nie ujdą... Ale wy, bracia, nie jesteście w ciemnościach, aby ów dzień miał was zaskoczyć jak złodziej... czuwajmy i bądźmy trzeźwi... odziani w pancerz wiary i miłości oraz hełm nadziei zbawienia... Uważajcie, aby nikt nie odpłacał złem za złe, zawsze usiłujcie czynić dobrze sobie nawzajem i wobec wszystkich. Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie... Ducha nie gaście... Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła (Tes 5,2-4.6.15-19.22).

Znaki końca świata

Ludzkość nigdy nie będzie znała dokładnej daty Paruzji (Mt 24,36). Wiemy jednak z Objawienia, że od momentu Wcielenia historia ludzkości i wszechświata weszła w swoją ostatnią fazę dziejową. Jezus Chrystus po swojej Śmierci, Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu w sposób niewidzialny jest obecny w swoim Kościele i kontynuuje dzieło zbawienia w kolejnych pokoleniach ludzi. Jednak ten proces w pewnym momencie zakończy się. Nastąpi koniec czasu i historii. Jezus Chrystus zamanifestuje swoją obecność i wszechmoc miłości w nowym wymiarze, i doprowadzi do ostatecznego ukoronowania swoje dzieło zbawienia przez sąd ostateczny, powszechne zmartwychwstanie i duchową przemianę całego kosmosu. Dlatego ten okres od Wniebowstąpienia do Paruzji jest czasem ostatnim. Paruzja może więc nastąpić w każdym pokoleniu. Mamy zawsze być gotowi i czuwać. Nie wolno nam jednak wierzyć tym wszystkim, którzy twierdzą, że na pewno nie przyjdzie w naszym pokoleniu (2 P 3,3-4), jak również ludziom, którzy są pewni, że na pewno się jej doczekają (2 Tes 2,1-3). Jako ludzie wierzący wiemy, że żyjemy w czasach ostatecznych, że jest to ostatnia godzina (1 J 2,18). Jednak ta ostatnia godzina dlatego wydaje się nam długa, ponieważ jeszcze trwa; gdy się skończy, wtedy odczujemy jak to krótko trwało - pisze św. Augustyn. Bo przecież jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień (2 P 3,8).

Przed ostatecznym objawieniem się Chrystusa w dniu Paruzji Kościół przejdzie przez silne prześladowania. Pan Jezus mówi: Wtedy wydadzą was na udrękę i będą was zabijać, i będziecie w nienawiści u wszystkich narodów z powodu mego imienia. Wówczas wielu zachwieje się w wierze; będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich nienawidzić. Powstanie wielu fałszywych proroków i wielu w błąd wprowadzą, a ponieważ wzmoże się nieprawość, oziębnie miłość wielu. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (Mt 24, 9-13).

Pismo św. mówi o znakach poprzedzających dzień Paruzji. Będą to:

1. Głoszenie Ewangelii całemu światu (Mt 24,14);

2. Nawrócenie Izraela (Rz 11,25-26);

3. Przyjście Antychrysta (2 Tes 2, 3-10; Ap 13, 1-18; 1 J 2,18-22; 2 J 7).

Postać Antychrysta w każdym pokoleniu oznacza tych wszystkich, którzy sprzeciwiają się Bogu. Trzeba by tu wymienić masonerię, komunizm, faszyzm, ideologię New Agę, satanizm, magia i różnego rodzaju sekty itd. Są to między innymi wszyscy fałszywi nauczyciele i prorocy, którzy przekręcają! fałszuj ą Ewangelię. Jak na przykład Jehowici, którzy zaprzeczają, że Jezus jest prawdziwym Bogiem, Zbawcą i Panem. Pan Bóg mówi: Któż zaś jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest Antychrystem, który nie uznaje Ojca i Syna. Każdy kto nie uznaje Syna, nie ma też i Ojca, kto zaś uznaje Syna, ten ma i Ojca (1 J 2,22-23); Po tym poznacie Ducha Bożego: każdy duch, który uznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest duch Antychrysta (1 J 4,2-3). Jest to ostrzeżenie przed podstępnym działaniem Antychrysta, który będzie odrzucał podstawowe prawdy wiary i odciągał ludzi od posłuszeństwa Bogu i prawdzie. Jest to działanie szatana, który chce postawić siebie w miejscu Boga i odbierać boską cześć i posłuszeństwo. Działaniu szatana poprzez demoralizację, bezbożne ideologie i różnego rodzaju sekty, towarzyszyć będą fałszywe znaki i cuda, aby jak najwięcej ludzi odciągnąć od Boga i doprowadzić do zguby wiecznej.

Wszystkie znaki zapowiadające koniec świata wskazują na pewność nadejścia dnia Paruzji - ostatecznego triumfu dobra nad złem, ale nigdy nie będziemy wiedzieć, kiedy dokładnie to nastąpi.

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 12 lut 2011, 21:37

Rozważanie IV

Samoakceptacja

Wyobraźmy sobie, że Bóg staje przed każdym z nas i mówi: "Ja mam moc odmienić w twoim życiu co tylko sobie zamarzysz - a więc co byś chciał, abym zmienił?" O ilu rzeczach byś pomyślał, jak długa jest twoja lista? Pomyśl przez chwilę - jeśli masz przybory do pisania możesz nawet sobie sporządzić jakieś krótkie notatki.

Teraz Bóg zadaje ci następne pytanie: "Czego byś nie chciał zmienić?" czy ta lista jest równie długa jak pierwsza? Albo inaczej, czy gdyby zważyć elementy jednej i drugiej listy, która okazałaby się cięższa? Jakie więc rzeczy możemy znaleźć na twojej liście?

Zapewne znajdą się tam takie rzeczy jak nadwaga, albo zbyt długi nos, albo jakiś zły nawyk, od którego nie możesz się uwolnić, albo twoja narodowość czy płeć. Wróć jeszcze raz do swojej listy. Czy są na tej liście rzeczy, których nie da się zmienić? Czy umiesz rozróżnić między tym co można a tym czego nie można zmienić?

Rzeczy, które można zmienić:

- Nadwaga;

- Lenistwo, niepunktualność - nad tym można popracować;

- Alkoholizm;

Cechy charakteru: obojętność na innych ludzi, krytykanctwo, zarozumialstwo, wrogie nastawienie, bałaganiarstwo itd.

Rzeczy, których nie da się zmienić:

- Rodzice;

- Dziedzictwo narodowe;

- Płeć;

Dobrze jest dostrzec, że wiele rzeczy, których nie akceptujemy w naszym, życiu można zmienić i możemy się zmobilizować do pracy nad ich zmianą.

A rzeczy niezmienne, są, co tu dużo gadać, po prostu niezmienne. Na przykład: urodziłam się Polką i umrę Polką bez względu na to jak bardzo mi się to nie podoba. Nic nie zmieni mojej narodowości. Nawet jeśli zmienię obywatelstwo.

Jeśli jest w twoim życiu dużo rzeczy niezmiennych, które zawarłeś na swojej liście i z których nie jesteś zadowolony, które trudno ci zaakceptować, które chciałbyś ukryć lub zmienić, to znaczy, że cierpisz w mniejszym lub większym stopniu na problemy z samoakceptacją.

Brak samoakceptacji inaczej nazywa się samoodrzuceniem. z samoodrzuceniem mamy do czynienia, kiedy jesteśmy w dużym stopniu niezadowoleni z tych rzeczy w naszym życiu, których nic nie zmieni. Bóg nie chce, aby taka sytuacja miała miejsce. Takie odczucie z naszej strony może nawet przerodzić się w postawę grzeszną.

Czy samoodrzucenie jest złe i grzeszne?

Przypomnijmy sobie pewne podstawowe założenia, na których opiera się wiara chrześcijańska:

1. Bóg jest tym, za kogo się podaje.

2. Bóg może rzeczywiście czynić to, o czym mówi.

3. Ja jestem faktycznie osobą o której Bóg mówi, że nią jestem.

4. Ja jestem w stanie czynić rzeczy, o których Bóg mówi, że mogę je czynić.

Kto wierzy w te stwierdzenia? Kto wierzy w nie i żyje zgodnie z tymi zasadami? Są to potężne prawdy i musimy na nich budować nasze chrześcijańskie życie. Jeśli nie będziemy opierać na nich naszego życia, nasza relacja z Bogiem ucierpi, ucierpią nasze stosunki z innymi ludźmi, naszymi rodzicami, rodzinami, znajomymi. Grzech pierworodny wprowadził między nami rozłam i rozłam ten nawet dotarł do naszych serc - bo nie akceptujemy siebie i jesteśmy oddzieleni od osób, którymi w rzeczywistości jesteśmy.

Samoodrzucenie to brak wiary w to, że to co Bóg mówi o mnie jest prawdą. Samoodrzucenie to brak wiary w głębi mojego serca w to, że jestem ukochany przez Boga i przez innych ludzi. Samoodrzucenie to jest postrzeganie siebie jako kogoś gorszego.

Wielu z nas słyszało wcześniej nauczanie o Obrazie Ojca, o tym kim On jest naprawdę. Wówczas koncentrowaliśmy się na tych prawdach, że Bóg rzeczywiście jest tym, za kogo się podaje i może czynić te rzeczy, o których mówi, że są one w Jego mocy. Sprawdzaliśmy czy nie ma w nas fałszywych obrazów, wyobrażeń o Bogu.

Dziś koncentrujemy się na dwóch kolejnych prawdach. Jesteśmy tymi, o których Bóg mówi: "Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył; stworzył mężczyznę i niewiastę. A Bóg widział, że wszystko co uczynił, było bardzo dobre." Rdz 1,27.31:

Jesteśmy stworzeni na obraz Boży. Jesteśmy koroną Jego stworzenia. Możesz powiedzieć, że to było przed grzechem pierworodnym. Ale jednak kazał On napisać psalmiście, już po grzechu, że wielbi Boga w tym jak cudownie nas stworzył. Jesteśmy Bożym arcydziełem.

Bóg stworzył nas i bierze On na siebie odpowiedzialność za to jak nas stworzył. On nas utkał w łonie matki. Nikt z nas nie przyszedł na świat w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Bóg zna każdego z nas od samego początku, jest naszym Stwórcą. Czy mamy prawo odrzucać to co uczynił nasz Stwórca? Czy mamy prawo mówić - a jednak zdarzyło Ci się popełnić błąd. Panie Boże. Chyba nie patrzyłeś co robisz, jak mnie stwarzałeś. Panie Boże.

"Człowiecze! Kimże ty jesteś, byś mógł spierać się z Bogiem? Czyż może naczynie gliniane zapytać tego, który je ulepił (Dlaczego mnie takim uczyniłeś?). Czy garncarz nie ma mocy nad gliną i nie może z tej samej zaprawy zrobić jednego naczynia ozdobnego, drugiego zaś na użytek niezaszozytny? Rz , 20-21

Jeśli odrzucam siebie takiego lub taką jaką stworzył mnie Bóg, błądzę. Obrażam Boga, mówiąc ma że jest absolutnym bezguściem. Nie ma to nic wspólnego ze świętością ani pokorą.

"Nie będziesz się wstydził siebie samego. Jest bowiem wstyd, co grzech sprowadza, i wstyd, który jest łaską i chwałą." Syr 4, 20-21

"Synu, ze skromnością dbaj o cześć dla swej osoby i oceniaj siebie w sposób należyty. Tego, kto wykracza przeciwko samemu sobie, któż usprawiedliwi, i któż będzie poważał tego, kto hańbi swe życie?" Syr 10, 28-29

Samoodrzucenie jest nie tylko brakiem samoakceptacji, jest również znakiem braku miłości do siebie samego. Bóg mówi nam, abyśmy nie byli egoistyczni ani samolubni. Ale jednocześnie wzywa nas do tego, abyśmy miłowali siebie samych i szanowali siebie, ponieważ to sam Bóg nas stworzył.

Istnieje fałszywe pojęcie pokory jako samoponiżania, myślenia o sobie jako o kimś gorszym niż w rzeczywistości. Czy czujesz się trochę jak obywatel drugiej kategorii? Czy masz dla siebie zdrowy szacunek? Czy potrafisz cieszyć się ze swojego towarzystwa, czy musisz mieć ciągle wokół siebie innych ludzi? Czy kochasz siebie? Jak wyrażasz swoją zdrową miłość do siebie samego? Czy potrafisz przebaczyć sobie kiedy zgrzeszysz lub coś ci się nie uda? Czy potrafisz wybaczyć sobie te rzeczy, których w sobie nie lubisz? Czy jesteś dla siebie zbyt surowy? Czy potrafisz znaleźć w sobie więcej współczucia i troski dla innych niż dla siebie samego?

Aby pokochać siebie musisz zaakceptować swoje ograniczenia. Do zdrowej miłości siebie samego dochodzi się przez samopoznanie, poznanie swoich potrzeb, swoich prawdziwych upodobań i niechęci (niezależnych od panującej obecnie mody). Jest to też wprowadzanie równowagi między pracą i odpoczynkiem. Nie możemy cały czas pracować - potrzebujemy też czasu radości i odprężenie. Możemy się całkiem wypalić próbując służyć Bogu i innym, a zapominając przy tym o niezbędnej równowadze w naszym życiu. Kochać siebie to znaczy też czuć się naturalnie, kiedy jesteśmy sam na sam z Bogiem.

Jeśli nie umiem okazać sobie samemu troski, nie będę umiał również okazać jej innym, jeśli nie zaakceptuję i nie pokocham siebie takiego, jakim jestem, nie będę potrafił kochać i akceptować innych takimi, jakimi są.

Jakie są obszary samoodrzucenia?


1. Wygląd zewnętrzny. To może być poważną przyczyną samoodrzucenia dla wielu osób. Można nie akceptować swojego wzrostu, kształtu nosa, swoich włosów. Oceniamy siebie według kryteriów środowiska, które nas otacza. Powinniśmy oceniać siebie według kryteriów Boga, który widzi nas całych, na zewnątrz i w sercu. Często słyszałam o naprawdę pięknych kobietach, które miały problemy z zaakceptowaniem siebie i nie umiały ocenić siebie jako ładne. Z drugiej strony spotkałam wielu pięknych ludzi, których wygląd zewnętrzny nie zdobyłby im nigdy najmniejszej nagrody w konkursie piękności, jaśnieli oni jednak pięknem wewnętrznym. Są oni lubiani, ponieważ akceptują i kochają siebie, a miłość przyciąga innych ludzi. Np. Matka Teresa.

2. Inteligencja. Nieraz naszą wartość we własnych oczach określa inteligencja, bądź wykształcenie. Współczesny świat kładzie ogromny nacisk na to by być bystrym i inteligentnym, od naszych, stopni w szkole często zależy powodzenie w całym naszym życiu. Ale moja ocena siebie nie powinna opierać się na moim ilorazie inteligencji ani na tym co wiem, tylko powinna zależeć od tego kim jestem.

3. Narodowość/Rasa. Niektórzy z nas odrzucają z różnych przyczyn naszą narodowość i żałuje, że nie urodziło się w innym kraju lub z innym kolorem skóry i cechami etnicznymi. Często nie akceptujemy fragmentów historii narodowej, lub ulegamy psychicznie temu jak inni patrzą na nas z góry z powodu naszego pochodzenia. Czy ty jesteś zadowolony z tego, że jesteś Polakiem? Czy masz kompleks niższości wobec innych narodów?

4. Płeć. Zranienia z przeszłości lub wychowanie mogły sprawić, że niektórzy z nas nie akceptują swojej przynależności płciowej. Mamy zły obraz tego czego Bóg od nas oczekuje i do czego nas powołał jako kobietę, jako mężczyznę. W wyniku tego stwierdzamy, że jeśli taka ma wyglądać rola kobiety/mężczyzny, t ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego.

5. Korzenie. Środowisko, z którego wyrastaliśmy. Odrzucenie rodziców, rodziny, etc.

Jaki wpływ na nas ma samoodrzucenie?

1. Utrwala we mnie zły obraz Boga.

Co za tym idzie rani całą moją relację z Bogiem.. Np. jeśli nie akceptuję moich rodziców, to mam do Boga, żal, że narzucił mi takich rodziców. Uważam, że popełnił błąd, albo zrobił mi na złość, albo jeśli nie kocham siebie, nie jestem w stanie uwierzyć, że Bóg mnie kocha i nie jestem w stanie -przyjąć Jego miłości.

2. Niszczy moje relacje z innymi ludźmi.

Jeśli nie kochani siebie, nie mogę kochać i akceptować innych (Mt 19, 19: "Kochaj bliźniego jak siebie samego")

3. Uniemożliwia nawrócenie.

Sarnoodrzucenie może stanowić przeszkodę do tego, abym wziął odpowiedzialność za mój grzech i nawrócił się prawdziwie przed Bogiem. Próbuję ciągle przekonywać siebie, że jestem lepszy niż jestem, gdy potrzeba mi przyznania się do winy, zaakceptowania faktu swojej grzeszności, zwrócenia się ku Bogu i nawrócenia. Jako, że nie umiem sobie przebaczać, bronię się desperacko przed swoją niedoskonałością. Gdzieś głęboko we mnie utożsamiam siebie samego z tym co zrobiłem. Kiedy więc grzeszę lub doznaję porażki, będę szukał usprawiedliwień, ponieważ odczuwam to jako atak na mnie samego. Muszę odkryć swoją tożsamość w Bogu, aby uwolnić się od tej postawy.

4. Samoodrzucenie uniemożliwia lub utrudnia leczenie naszych zranień.

W zasadzie wynika to z punktu poprzedniego, widzimy tu trzy czynniki: Brak zdolności przebaczenia ludziom. Brak zdolności przebaczenia sobie. Brak zdolności pokochania i zaakceptowania siebie. Samoodrzucenie może prowadzić do zbytniego skupiania się na swoim wnętrzu, nadmiernej samoanalizie, ciągłą niezdrową samokontrolą. Nie potrafię poznać prawdziwego siebie jeśli ciągle stoję jakby obok siebie i patrzę na siebie jak postronny obserwator. Na początku mówiłam, że grzech pierworodny spowodował w nas rozłam. Rozłam ten jest równie widoczny w nas samych, jak i w całym świecie. Powinniśmy stać się pełnymi, wewnętrznie zjednoczonymi osobami, zdolnymi dostrzec swoją prawdziwą tożsamość zgodną z pierwotnym planem Boga . Zamiast tego stajemy przeciwko sobie i niszczymy siebie nadmiernym krytycyzmem.

Tak naprawdę mogę odkryć prawdziwego siebie jedynie patrząc na Boga. Jestem stworzony na Jego obraz i muszę szukać Jego oblicza, aby odkryć prawdę o sobie. Skoro to co Bóg mówi o mnie jest prawdą, to w Nim powinienem szukać swojej tożsamości. Nadmierne zagłębianie się w sobie jest czymś innym niż szukanie prawdy o sobie w świetle Ducha Świętego. W pierwszym przypadku dominuje nasza własna obecność, w drugim - obecność Boga.

Jakie są źródła samoodrzucema?


Jeśli zrozumiemy skąd pochodzi nasze samoodrzucenie będzie nam łatwiej z niego wyjść. Na pewno nie uporamy się z tym z dnia na dzień. Tak jak budowanie miłości i wzajemnej akceptacji w małżeństwie wymaga czasu, tak samo potrzebujemy czasu, aby pokochać i zaakceptować siebie.

1. Dzieciństwo

Każdy rok naszego dzieciństwa ma ogromne znaczenie dla naszego rozwoju w dojrzałych ludzi, posiadających poczucie własnej odrębności, tożsamości, niepowtarzalności. Rozwój ten musi następować na płaszczyźnie fizycznej, duchowej i emocjonalnej. Nasz charakter jest kształtowany od momentu gdy jesteśmy jeszcze w łonie matki, aż po wiek nastoletni. W tym czasie formuje się nasza osobowość i stajemy się niezależnymi osobami. Każdy z nas potrzebuje być kochanym, potrzebujemy, aby ktoś się o nas troszczył i akceptował nas w czasie naszego wzrastania. Potrzebujemy wszyscy poczucia bezpieczeństwa i domu. Kiedy któraś z tych potrzeb jest niezaspokojona, ma to wpływ nas nasze życie i nasze postrzeganie siebie.

- miłość warunkowa; (ja == to co robię)

- zranienia rodziców;

- rozbite rodziny;

- alkohol;

- obwinianie siebie za złą sytuację w domu; często jesteśmy niekochani, bo rodzice byli zbyt zranieni by kochać, ale w nas wywołuje to poczucie, że nie zasługujemy na miłość, jesteśmy źli.

- złe słowa - wierzymy im.

Każdy ma swoją własną historię. Prawda, którą Bóg mówi do każdego z nas, bez względu na to jakie ma doświadczenie jest taka, że:

"Nie jesteś już niewolnikiem, ale synem. Jeżeli zaś synem to i dziedzicem z woli Bożej." Ga 4, 7

Moja tożsamość jest w Bogu. Moja wartość polega na tym kim jestem, kim stworzył mnie Bóg, a nie od tego co robię. Dla Boga mamy tak ogromną wartość, że zostaliśmy nabyci drogocenną krwią Jezusa, Jego Syna. (1 P 1, 18-19)

2. Pycha

Pycha nie pozwala nam być tym, kim naprawdę jesteśmy w obliczu innych ludzi i nakazuje tworzyć dla ludzi fałszywy obraz siebie. To jeszcze umacnia samoodrzuoenie, jako że wstydzę się swojego prawdziwego ja, do którego nikogo nie dopuszczam. A co się dzieje kiedy nie dorastam do swoich własnych oczekiwań. Znów potęguje to samoodrzucenie, gdyż nie mogę zaakceptować faktu, że nie jestem osobą, którą chciałbym być.

Odmiany;

- nieśmiałość: tak bardzo boimy się porażki, że nigdy nie startujemy;

- wywyższanie się;

- oskarżycielstwo, nawet oszczerstwo;

3. Mass media

Jesteśmy pod ciągłym naciskiem ze strony świata, aby dorastać do wymagań stawianych nam przez telewizję, kino, magazyny ilustrowane, reklamy, etc. Np. zgodnie z wykładnią mediów, nie wyobrażamy sobie, że można być szczęśliwym jak się nie jest cienką jak makaron, jak się nie ma idealnej rodziny, dużego domu, drogich ciuchów, najlepszego samochodu, jak się nie współżyje ze swoim chłopakiem/dziewczyną, etc. Lista jest długo i wiele punktów przeczy sobie wzajemnie. Choć być może nie przyjmujemy bezpośrednio tego przesłania, możemy podświadomie przyswajać sobie przekazywane nam standardy. Oczywiście nigdy do nich tak do końca nie dorośniemy i będziemy wciąż poszukiwać zaspokojenia, które nie przestanie przed nami uciekać. Pozostaje tylko poczucie, że jesteśmy nieudacznikami i do niczego się nie nadajemy.

Sposoby na szczęście i poczucie zaspokojenia, jakie dyktuje świat są fałszywe i nie mają nic wspólnego z Bożą prawdą. Szczęście możemy osiągnąć tylko idąc za Bogiem i Jego planem dla naszego życia, świadomi tego kim jesteśmy w Jego oczach. Ew. świadectwo o .mojej pracy i odpowiedź, że człowiek na końcu nie ma wewnętrznego pokoju ze względu na to co zdobył, ale ze względu na to co rozdał. Może trudne, ale osiągalne. W zdobywaniu jesteśmy sami, w rozdawaniu jest z nami Bóg.

4. Porównywanie się z innymi

Już z poprzedniego punktu wynika, że porównywanie się z innymi nikomu na zdrowie nie wychodzi. Jeśli szukam swojej tożsamości przez sprawdzanie jak wyglądam na tle innych ludzi, to ni mniej ni więcej odkładam na bok moją unikalną, nie porównywalną z niczym, jedyną w swoim rodzaju wartość. Każdy z nas ma jedyne w swoim rodzaju dary i talenty. Nikt z nas nie jest dobry we wszystkim. A przy niewielkim wysiłku w każdym człowieku potrafimy znaleźć coś w czym jest on lepszy od nas. Jedyna rzecz, w której jestem rzeczywiście najlepszy to bycie mną. Nikt inny tego nie potrafi. A ja się tego tak często dobrowolnie zrzekam. Lepiej postarajmy się jak najlepiej wypełniać to niepowtarzalne powołanie Boże.

Oznaki i symptomy samoodrzucenia:

1. Brak zdolności do śmiania się z siebie i ze swoich pomyłek.

2. Strach przed popełnianiem pomyłek, błędów.

3. Niemożność zaufania Bogu. (Bóg na pewno nie kocha mnie ani się o mnie nie troszczy. Ma ważniejsze sprawy na głowie.)

4. Nieumiejętność przyjmowania odmiennych zdań. Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, zawsze przyjmuję to osobiście. Strach przed przyjmowaniem pouczeń, bycia poprawianym.

5. Odczuwam to jako odrzucenia mojej osoby.

6. Trudność w chwaleniu innych, mówieniu komplementów, wyrażaniu uznania. Jeśli powiedziałbym komuś komplement, postawiłbym go automatycznie wyżej ode mnie, a to boli. Boli również kiedy słyszą jak inni kogoś chwalą.

7. Trudno mi przyjmować pochwały (nie dowierzam) Boję się wyrażać miłość (boję się odrzucenia i zranienia) Brak umiejętności wychodzenia naprzeciw innym ludziom i budowania bliskich relacji) Trudność bycia twórczym i podejmowania inicjatywy - boję się porażki.

8. Lęk przed liderami i innymi ludźmi posiadającymi jakąś władzę - odczuwanie ich obecności jako zagrożenia.

9. Ciągła potrzeba potwierdzania się, aprobaty ze strony innych. Jeśli coś robię i nie zostanę natychmiast pochwalany, czuję się zraniony.

10. Agresja, wybuchy wrogości wobec tych, których odczuwam jako zagrożenie dla mojej osoby.

11. Apatia - skoro nie postrzegam swojej wartości, nie będę miał motywacji do troski o siebie i innych.

Co z tym wszystkim zrobić?

1. Rozpoznać i przyznać się do tego, że to jest mój problem.. Prosić Boga o to, aby pokazywał mi obszary samoodrzucenia w moim życiu. Kiedy je rozpoznasz, proś Pana o przebaczenie.

2. Poproś Boga, aby wskazał ci korzeń twojego samoodrzucenia. Przebacz tym, którzy w jakiś sposób się do niego przyczynili. Delikatność!!! Przed Bogiem i braćmi, niekoniecznie wobec nieświadomych winowajców.

3. Odrzuć te obrazy Boga, które były skutkiem samoodrzucenia. Czytaj Pismo, aby poznać jaki jest naprawdę i naprawić ten obraz. Spytaj się kogoś doświadczonego o wskazanie fragmentów, które mogłyby być szczególnie pomocne, ale daj się też po prostu prowadzić bezpośrednio Duchowi Świętemu. Poproś Boga, abyś poznał Go osobiście.

4. Poświęcaj czas na spotkania z Panem i pytaj Go o to jak On ciebie widzi. Bóg mieszka w nas przez swojego Ducha, zawsze jest przy każdym z nas. Naucz się skupiać na Nim, na tej prawdzie, że On jest zawsze z Tobą. Takie coś nazywamy praktyką Bożej obecności.

5. Wyjaw komuś prawdę o swoim samoodrzuceniu. Nie ukrywaj go. Podziel się z siostrą lub bratem. Tak jak złe relacje są często powodem samoodrzucenia, tak dobre relacje mogą pomóc w jego uzdrowieniu. Nieraz boimy się, że kiedy ludzie odkryją jacy jesteśmy naprawdę, odrzucą nas. Przekonanie się, że tak nie jest już samo w sobie jest Bożym narzędziem uzdrowienia. Jednak nie przesadzaj. Zwierz się komuś, o kim w jakimś stopniu wiesz, że możesz mu zaufać, a nie pierwszej napotkanej osobie.

6. Naucz się przyjmować komplementy i pochwały ze strony innych ludzi i dziękować za nie.

7. Rozważaj często Słowo Boże i poznawaj Jego prawdę, abyś miał broń przeciwko kłamstwom Szatana. To będzie wymagało trochę czasu. Np. Ps 27, Ps 91, Ps 103, Ps 139, Iz 62, Iz 49, Łk 15, J 3, Ef 2, 1Kor 13

8. Dziękuj Bogu, za to jak cię stworzył.

9. Porozmawiaj z Panem o swojej liście rzeczy zmienialnych. Powiedz mu o tym jak się czujesz na ich temat. Przyjmij to, że On kocha cię już teraz, razem z całym tym bagażem. Przed Jego obliczem zaakceptuj siebie i wyznaj tę prawdę, że jesteś słaby i potrzebujesz Jego łaski. Następnie porozmawiaj z Nim o tym co powinieneś zrobić i kiedy. Nie próbuj robić wszystkiego naraz. Pracuj z Panem i według jego planu. On kocha cię takiego jakim jesteś i pragnie działać w Tobie i przez ciebie. On jest po to by ci pomóc.

10. Naucz się chwalić innych i pozwól im być tym, kim są. Zacznij postrzegać siebie i innych jako Ciało Chrystusa, w którym wszyscy wzajemnie się uzupełniają, a nie rywalizują ze sobą.

11. Odkryj uzdrawiającą moc daną nam w Sakramentach, szczególnie w Eucharystii. Pojednanie zaraz potem. Nie mówiąc o Bierzmowaniu.

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 19 lut 2011, 16:30

Rozważanie V

Człowiek w obliczu wolności

Wolność jest trudna.
Trzeba się jej uczyć.
Trzeba się uczyć być prawdziwie wolnym
(Jan Paweł II)


1. Motywacja katechezy

Celem niniejszej katechezy jest opisanie natury ludzkiej wolności: jej sensu i uwarunkowań. Dla współczesnego człowieka słowo "wolność" ma znaczenie niemal magiczne. Wolność utożsamiana jest bowiem z postępem i samorealizacją człowieka. Większość programów społecznych i politycznych odwołuje się właśnie do obietnicy wolności. Jednocześnie wielu ludzi interpretuje wolność w sposób jednostronny, zawężony lub zupełnie naiwny. Tymczasem błędne rozumienie ludzkiej wolności prowadzi do błędnego korzystania z tego daru i staje się drogą do dramatycznych form zniewolenia.

2. Wprowadzenie

"Bóg stworzył człowieka jako istotę rozumną, dając mu godność osoby obdarzonej możliwością decydowania i panowaniem nad swoimi czynami" (KKK 1730). Życie w wolności jest zatem powołaniem człowieka. Każdy z nas jest świadomy, że posiada zdolność dokonywania wyborów. Nie znaczy to jednak, że wszyscy ludzie żyją w wolności, gdyż realizacja tego Bożego daru nie następuje w sposób automatyczny, jak uczenie się chodzenia czy posługiwania językiem ojczystym. Wolność stanowi dla każdego człowieka dar i zadanie. Nie można jej sobie zagwarantować raz na zawsze. Nikt z nas nie jest w pełni wolnym wewnętrznie i zewnętrznie. Nikt też nie jest w sposób absolutny zniewolony. Każdy człowiek posiada sobie tylko właściwy stopień wolności.

Podstawowym powodem obserwowanych obecnie trudności w osiągnięciu wolności przez człowieka, żyjącego w cywilizacji Zachodniej, jest dominujący typ kultury. Mamy do czynienia z dominacją dwóch trendów kulturowych. Pierwszym z nich jest modernizm. W dziedzinie poznania modernizm charakteryzuje się racjonalizmem, gromadzeniem wielkiej ilości danych statystycznych, opieraniem się na precyzyjnej logice faktów. Natomiast w dziedzinie działania modernizm kieruje się zasadą skuteczności i dążeniem do maksymalizacji osiąganych rezultatów. W konsekwencji modernizm umożliwia wzrost ekonomiczny, doskonalenie narzędzi produkcji i organizacji pracy, skuteczne działanie mediów. W modernizmie dominuje kryterium zysku i władza pieniądza, której podporządkowane jest nie tylko życie ekonomiczne i polityczne, ale nawet osobiste, rodzinne i artystyczne człowieka. Zupełnie inna jest logika postmodernizmu. Modernizm ignoruje pojedynczego człowieka, jego sytuację życiową, jego podmiotowość. Podporządkowuje życie ludzkie prawom ekonomii, techniki i skuteczności działania. Tymczasem postmodernizm jest wyrazem uprzywilejowania subiektywności pojedynczej osoby. W postmodernizmie wszystko jest subiektywne, dowolne, relatywne, indywidualne a najważniejszą wartością staje się tolerowanie wszelkich subiektywnych postaw i zachowań.

Wydawałoby się, że w obliczu tak sprzecznych trendów kulturowych, współczesny człowiek musi dokonać radykalnego wyboru między modernizmem a postmodernizmem. Tymczasem obserwujemy niezwykły fakt, iż w cywilizacji Zachodniej postmodernizm nie zastąpił modernizmu, lecz oba te teoretycznie wykluczające się systemy kulturowe, znalazły sposób na harmonijne współistnienie. Modernizm nadal w sposób bezwzględny wpływa na życie współczesnego człowieka w wymiarze ekonomicznym, politycznym i społecznym. Z kolei postmodernizm zdominował życie osobiste, rodzinne i obyczajowe poszczególnych ludzi. Okazuje się, że tego typu splot modernizmu i postmodernizmu ma bardzo negatywny wpływ na sposób interpretowania i przeżywania ludzkiej wolności. Wspólną płaszczyzną obu tych kierunków jest materializm, czyli patrzenie na człowieka oraz na przejawy jego działalności jedynie poprzez pryzmat cielesności i emocjonalności oraz dążenie do materialnego jedynie dobrobytu. W tak zredukowanym spojrzeniu na człowieka nie ma miejsca na dobrobyt duchowy, na sferę moralną, na szukanie sensu życia, na spotkanie z Bogiem, na odpowiedzialną wolność.

Okaleczenie ludzkiej wolności na skutek konsensusu między modernizmem i postmodernizmem najłatwiej zauważyć, obserwując pokolenie ludzi młodych. Większość z nich bezkrytycznie przyjęła subiektywistyczne zasady kultury postmodernistycznej, ale - zgodnie z dyktatem modernizmu - ograniczyła je wyłącznie do życia osobistego i obyczajowego. Młodzi są przekonani, że w świecie ich prywatności nie musi istnieć żadna prawda obiektywna, żadne obiektywne normy moralne czy zobowiązania prawne, że mogą robić to wszystko, czego subiektywnie pragną i co subiektywnie uważają za słuszne. W tej perspektywie wyrazem wolności jest kierowanie się cielesnymi i emocjonalnymi odczuciami oraz subiektywnymi przekonaniami. Największą zaś wartością nie jest już miłość czy prawda, lecz tolerancja. I to tolerancja rozumiana jako przekonanie, że nie istnieje obiektywna prawda, obiektywne dobro, ani jakiekolwiek obiektywne kryterium ludzkiego postępowania. W tej perspektywie nie da się i nie należy odróżniać dobra od zła, prawdy od fałszu, dojrzałych postaw od zachowań patologicznych, gdyż według postmodernizmu dosłownie wszystkie poglądy i postawy są równie słuszną alternatywą.

W ten sposób zaskakująca symbioza modernizmu z postmodernizmem w sposób niemal niezauważalny dla samych zainteresowanych bardzo skutecznie wypacza i ogranicza wolność współczesnego człowieka. W życiu osobistym wolność ta zostaje wypaczona lub ograniczona przez uleganie iluzjom łatwego szczęścia, które nie musi kierować się żadnymi obiektywnymi prawdami, normami moralnymi czy zobowiązaniami. Młodzi wyzwolili się już z XX-wiecznych utopii o kolektywnym szczęściu, prezentowanych przez socjalizm narodowy (faszyzm) czy socjalizm międzynarodowy (komunizm). Popadają jednak w "nowoczesne" utopie o łatwym szczęściu, tym razem w wymiarze indywidualnym, prywatnym. Trwając w tego typu utopiach, tym łatwiej i w sposób coraz mniej świadomy podporządkowują się dyktaturze ekonomii i polityki. W konsekwencji coraz więcej ludzi żyje nie tylko w iluzji łatwego szczęścia, ale także łudzi się, że żyje w wolności. Statystyki tych iluzji pokrywają się ze statystykami cierpienia i dramatów, np. w postaci rosnącej liczby narkomanów, alkoholików, chorych psychicznie, samobójców czy przestępców. Jednak w odniesieniu do życia prywatnego współczesny człowiek ucieka od modernistycznej zasady wyciągania logicznych wniosków z obiektywnych faktów i ze statystycznych danych. Stając się ofiarą postmodernistycznej logiki subiektywności i bezkrytycznej tolerancji, zatraca świadomość konsekwencji swoich czynów i zadawala się "wolnością" polegającą na szukaniu doraźnej przyjemności cielesnej lub emocjonalnej.

Drugim, obok negatywnych wpływów kulturowych, czynnikiem ograniczającym wolność współczesnego człowieka, są naiwne i utopijne wizje ludzkiej wolności. Jednym z typowych błędów jest utożsamianie wolności zewnętrznej z wolnością wewnętrzną. Wielu ludzi jest przekonanych, że wystarczy przezwyciężyć społeczno-polityczny system zniewolenia, aby automatycznie żyć w wolności wewnętrznej. Tymczasem przezwyciężenie zewnętrznych ograniczeń wolności (politycznych, ekonomicznych, społecznych, itd.) jedynie ułatwia realizację wolności wewnętrznej, ale nie gwarantuje, że dana osoba taką wolność osiągnie. Okazuje się, że w systemach totalitarnych wiele osób potrafi ochronić wolność wewnętrzną, mimo braku wolności zewnętrznej. Natomiast to właśnie we współczesnych demokracjach liberalnych miliony młodych jest zniewolonych różnego rodzaju uzależnieniami. Innym błędem jest odrywanie wolności od wymagań miłości i prawdy, od norm moralnych, prawnych czy społecznych. Błąd polega tu na absolutyzowaniu wolności, czyli na traktowaniu jej jako najwyższej wartości. Człowiek tak rozumiejący wolność sądzi, że być wolnym to czynić wszystko to, na co ma się w danym momencie ochotę. Gdyby taka była natura wolności, to najbardziej wolne byłyby małe dzieci, a także ludzie chorzy psychicznie i przestępcy, gdyż te grupy osób kierują się zasadą: robię to, czego chce moje ciało i emocje, co przychodzi mi spontanicznie, co mi się subiektywnie podoba, co nie wymaga wysiłku ani dyscypliny.

Kolejną wypaczoną postawą jest dążenie do osiągnięcia wolności dla samej wolności. Mamy wtedy do czynienia z wolnością czysto teoretyczną, która nie jest zdolna do wypowiedzenia się w konkretnym działaniu. W obliczu tak rozumianej wolności ludzie unikają zobowiązań i więzi, zwłaszcza na całe życie, aby "chronić" wolność. Tymczasem tak, jak ludzka myśl wyraża się i realizuje poprzez słowo, tak ludzka wolność wyraża się i realizuje poprzez konkretne działanie, poprzez wypełnianie słusznych obowiązków i zobowiązań. W przeciwnym wypadku okazuje się iluzją. Innym błędem jest rozumienie wolności jako prawa do kierowania się niczym nie ograniczonym subiektywizmem. W praktyce prowadzi to do czynienia tego, co łatwiejsze, a nie tego, co wartościowsze. Za mitem takiej łatwej wolności kryje się tchórzostwo wobec prawdy o człowieku i o realiach jego życia, a także lęk wobec wymagań płynących z miłości i odpowiedzialności. Ponadto ludzka wolność jest zagrożona zawężeniem pragnień i aspiracji. Wolność znajduje się bowiem w służbie ludzkich dążeń, pragnień, nadziei i aspiracji. W wypadku każdego człowieka granice jego wolności zostają więc ograniczone czy zdeformowane w takim samym stopniu, w jakim są zdeformowane i ograniczone jego dążenia, aspiracje czy pragnienia.

3. Przedstawienie prawdy Katechizmu

Katechizm definiuje ludzką wolność jako "zakorzenioną w rozumie i woli możliwość działania lub niedziałania, czynienia tego lub czegoś innego, a więc podejmowania przez siebie dobrowolnych działań. Dzięki wolnej woli każdy decyduje o sobie" (KKK 1731). Sensem ludzkiej wolności jest dobrowolne opowiedzenie się po stronie Boga oraz dążenie do błogosławionej doskonałości (por. Gaudium et Spes, 17). Wolność osiąga tę doskonałość wtedy, gdy jest ukierunkowana na Boga, który jest źródłem doskonałości i szczęścia. Dopóki nie opowie się po stronie najwyższego dobra, jakim jest Bóg, wolność "zakłada możliwość wyboru między dobrem a złem, a więc wzrastania w doskonałości, albo upadania i grzeszenia. (...). Staje się źródłem pochwały lub nagany, zasługi lub winy" (KKK 1732). Innymi słowy dojrzale wyrażana wolność to umiejętność szlachetnego poruszania się w świecie wartości. To zdolność opowiadania się po stronie miłości i prawdy, czyli po stronie prawdziwej miłości. Z tego właśnie powodu "im więcej człowiek czyni dobra, tym bardziej staje się wolnym. Prawdziwą wolnością jest tylko wolność w służbie dobra i sprawiedliwości. Wybór nieposłuszeństwa i zła jest nadużyciem wolności i prowadzi do niewoli grzechu" (KKK 1733).

Korzystanie z wolności w naturalny sposób prowadzi do podjęcia odpowiedzialności za własne czyny: odpowiedzialności moralnej, prawnej, społecznej. Nie ma wolności bez odpowiedzialności. Zarówno bowiem wolność jak i odpowiedzialność wynikają ze zdolności człowieka do podejmowania działań świadomych i dobrowolnych. Z tego samego powodu ewentualne ograniczenia świadomości lub wolności działania powodują proporcjonalne ograniczenia odpowiedzialności moralnej. Wolność czyni człowieka odpowiedzialnym za podjęte działania w takim stopniu, w jakim są one dobrowolne i świadome (por. KKK 1734). "Poczytalność i odpowiedzialność za działanie mogą zostać zmniejszone, a nawet zniesione, na skutek niewiedzy, nieuwagi, przymusu, strachu, przyzwyczajeń, nieopanowanych uczuć oraz innych czynników psychicznych lub społecznych" (KKK 1735). Człowiek jest odpowiedzialny nie tylko za dokonane czyny, ale także za brak działania oraz za zaniedbanie tych czynów, które są jego moralnym obowiązkiem (por. KKK 1736). "Zły skutek nie jest przypisywany sprawcy, jeśli nie był zamierzony ani jako cel, ani jako środek działania, jak np. śmierć poniesiona podczas udzielania pomocy osobie będącej w niebezpieczeństwie. Aby zły skutek mógł być przypisany sprawcy, trzeba, aby był przewidywany, a sprawca miał możliwość uniknięcia go" (KKK 1737).

Wolność jest niezbywalnym atrybutem i prawem każdego człowieka. Żadna władza ani instytucja nie może odbierać człowiekowi wolności, którą obdarzył go sam Bóg. "Prawo do korzystania z wolności jest nieodłącznym wymogiem godności osoby ludzkiej, zwłaszcza w dziedzinie moralności i religii. Prawo to powinno być uznane przez władze świeckie oraz chronione w granicach dobra wspólnego i porządku publicznego" (KKK 1738). Niestety człowiek potrafi źle używać wolności i sam się jej pozbawić. "Wolność człowieka jest ograniczona i omylna. Rzeczywiście, człowiek zbłądził. Zgrzeszył w sposób wolny. Odrzucając plan miłości Bożej, oszukał samego siebie; stał się niewolnikiem grzechu. Ta pierwsza alienacja pociągnęła za sobą wiele innych. Od początku historia ludzkości świadczy o nieszczęściach i uciskach, które zrodziły się w sercu człowieka w następstwie złego używania wolności" (KKK 1739). Oddalając się od miłości i sprawiedliwości, od prawa moralnego i ładu społeczno-kulturowego człowiek "godzi we własną wolność, sam się zniewala, zrywa braterstwo z innymi ludźmi i buntuje się przeciw prawdzie Bożej" (KKK 1740).

Chrystus jest tym, który przywraca człowiekowi wolność, który wyzwala nas od zła i grzechu i wyswobadza ku wolności (por. Ga 5,1). On jest prawdą, która przywraca nam wolność dzieci Bożych (por. Rz 8, 21). Jednak "łaska Chrystusa w żadnym wypadku nie narusza naszej wolności, gdyż odpowiada ona zmysłowi prawdy i dobra, jaki Bóg złożył w sercu człowieka. Przeciwnie, doświadczenie chrześcijańskie, zwłaszcza doświadczenie modlitwy, świadczy o tym, że im bardziej jesteśmy ulegli wobec poruszeń łaski, tym bardziej wzrasta nasza wewnętrzna wolność i nasza pewność zarówno wobec trudności wewnętrznych, jak wobec nacisków i przymusu ze strony świata zewnętrznego" (KKK 1742). Kiedy zatem bardziej słuchamy Boga niż ludzi i niż samych siebie, wtedy właśnie jesteśmy najbardziej wolni od zła i najbardziej zdolni do czynienia dobra.

4. Zastosowanie życiowe

Po grzechu pierworodnym ludzka wolność jest zagrożona. W naszych czasach jest zagrożona w sposób szczególny. Dominujące trendy społeczne i kulturowe u szczytu hierarchii wartości stawiają demokrację i tolerancję, a nie miłość i prawdę. Środki przekazu propagują dążenie do naiwnej spontaniczności, do szukania doraźnej przyjemności oraz lansują przeżywanie siebie głównie w kategoriach fizycznych i emocjonalnych. A więc w tych wymiarach, w których granice ludzkiej wolności są najmniejsze. W tej sytuacji ochrona wolności wymaga od każdego chrześcijanina demaskowaniu fałszywych koncepcji ludzkiej wolności, a także zafascynowania się perspektywą prawdziwej wolności dzieci Bożych. Życie w wolności wymaga nieustannej czujności, wewnętrznej dyscypliny i trudu samowychowania, bo przecież "uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę" (Liebert). Wolności nikt nie osiąga raz na zawsze. Jest ona sprawnością, która podlega nieustannemu ćwiczeniu, jak u sportowców czy muzyków. W przeciwnym razie słabnie, zamiera. Zachowanie wolności wymaga samowychowania i dyscypliny we wszystkich sferach życia. Osiągnięcie dyscypliny i wewnętrznej wolności w jednym aspekcie (np. wobec nacisków ciała czy bolesnych emocji) ułatwia osiągnięcie wolności we wszystkich innych dziedzinach życia. Natomiast porażka w jakiejkolwiek sferze (np. moralnej czy społecznej) osłabia wolność człowieka we wszystkich innych wymiarach jego życia.

Ludzka wolność nie oznacza kierowania się spontanicznością czy czynienia czegokolwiek. Ludzka wolność to zdolność czynienia tego, co szlachetne i wartościowe. I tylko tego. Zatem im bardziej wolny jest dany człowiek, tym bardziej zawężony - pozytywnie zawężony! - okazuje się repertuar jego zachowań. Człowiek wolny wyklucza bowiem z repertuaru swoich zachowań wszystko to, co sprzeciwia się miłości i prawdzie. Wszystko to, co jest wyrazem słabości, zależności czy nieodpowiedzialności. Łatwo jest wtedy przewidzieć, jak może on postąpić w danej sytuacji. Natomiast człowiek, który nie osiągnął wewnętrznej wolności, nie potrafi ustrzec się zachowań, które krzywdzą jego samego i innych ludzi. Trudno jest przewidzieć jego zachowania właśnie dlatego, że nie jest on zależny od samego siebie. Czasami ulega naciskom ciała, innym razem ulega subiektywnym sposobom myślenia, emocjom, presjom środowiska czy też różnego rodzaju uzależnieniom.

Biblia dostarcza nam bardzo konkretnego i precyzyjnego opisu dojrzałej wolności. Jeśli chcesz być człowiekiem wolnym, to najpierw nie rób tego, co krzywdzi ciebie lub innych. W szczególności nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie kłam. Nie stawiaj na miejscu Boga ani samego siebie, ani innego człowieka ani żadnej rzeczy. Ale to jeszcze nie wszystko. Jeśli chcesz być w pełni wolnym człowiekiem, to czyń dobro. Najpierw kochaj. Kochaj Boga nade wszystko, a drugiego człowieka aż tak, jak chcesz kochać samego siebie. Szanuj rodziców. Przebaczaj. Bądź cierpliwy. Zło w tobie i wokół ciebie zwyciężaj dobrem. Szczęśliwi są ci ludzie, którzy w taki właśnie sposób korzystają z Bożego daru wolności. Szczęśliwi ci, którzy pamiętają ku jakiej wolności wyswobodził nas Chrystus (por. Ga 5,1).

5. Modlitwa

"Wszechmogący i miłosierny Boże, oddal od nas łaskawie wszelkie przeciwności, abyśmy wolni od niebezpieczeństw duszy i ciała, mogli swobodnie pełnić Twoją służbę".

(Mszał Rzymski, Kolekta z 32 niedzieli)

"Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście , śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy. (...). Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie" (Pwt 30, 15-16.19).

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 23 lut 2011, 13:38

Rozważanie VI

Żyć życiem godnym człowieka

Nie można żyć życiem godnym człowieka, nie pamiętając o zbliżającym się końcu naszego życia na ziemi i nie szukając odpowiedzi na pytanie o jego ostateczny sens.

W obliczu śmierci rodzi się w człowieku lęk. Lęk przed unicestwieniem na zawsze. W sposób instynktowny odrzucamy myśl o możliwości całkowitej zagłady własnej osoby, ale równocześnie stajemy bezsilni wobec nieuchronnej konieczności śmierci.

Ten bunt przeciwko śmierci oraz pragnienie nieśmiertelności to nic innego, jak głos samego Chrystusa, który wzywa każdego z nas do przylgnięcia przez wiarę do Jego Osoby. Zwycięstwo nad śmiercią, dar życia wiecznego, daje tylko Zmartwychwstały Jezus. Tylko On jeden przeprowadza ze śmierci do życia wiecznego. Pismo Święte podkreśla: "I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni (Dz 4,12)".

Nieśmiertelności nie dadzą pieniądze, sława, najnowocześniejsza technika, medycyna czy różnego rodzaju uzdrowiciele lub guru. Życia wiecznego nie zapewni Budda, Hare Kriszna i inne bożki. Nie zbawią nas jakieś magiczne moce lub najróżniejsze techniki medytacji i jogi. Jedynym Zbawicielem jest Jezus Chrystus, prawdziwy Bóg, który aby nas zbawić, stał się prawdziwym człowiekiem, a w swojej śmierci i zmartwychwstaniu definitywnie przezwyciężył śmierć i wybawił nas z niewoli szatana. Zbawienie, które daje nam Jezus, jest darem danym całkowicie darmo. Trzeba tylko chcieć ten dar przyjąć przez wiarę. "Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga" (Ef 2,8).

Życie na Ziemi jest jedyne i niepowtarzalne.

Człowiek żyje na ziemi tylko jeden raz. Bóg go powołał do istnienia, aby w czasie ziemskiego życia, żyjąc "w ciemnościach", wiary, dojrzewał do spotkania z Bogiem twarzą w twarz, w chwili śmierci. Wtedy zdecyduje się jego wieczność, zbawienie albo potępienie. "Postanowione ludziom raz umrzeć, a potem sąd" (Hbr 9,27)". Po śmierci nie ma już możliwości powrotu do życia ziemskiego. Pan Bóg przypomina: "Nie zapominaj, że nie ma powrotu" (Syr 38,21a). Twierdzenie o reinkarnacji jest podstępnym kłamstwem szatana. Trzeba pamiętać, że w momencie śmierci kończy się wiara i człowiek spotyka Chrystusa twarzą w twarz. Doświadczając pełni Jego miłości, będzie musiał podjąć ostateczną decyzję jej przyjęcia lub odrzucenia. "Tak" - powiedziane Chrystusowi - staje się niebem lub czyśćcem, natomiast odrzucenie Jego Miłości - staje się piekłem.

Jezus Chrystus będzie sądził każdego człowieka w momencie śmierci. Będzie On jakby zwierciadłem, w którym zobaczę obraz całej mojej osoby ze wszystkimi dobrymi i złymi czynami. O tym jak będzie przebiegał ten sąd, mówi sam Chrystus: "Sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków. Tak więc człowiek zdeprawowany przez zło znienawidzi i odrzuci miłość Chrystusa. Natomiast "kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu" (J 3,19-21). W momencie śmierci jedynym kryterium, według którego sądzi Chrystus, jest kryterium miłości.

W czasie sądu, w chwili śmierci człowiek, widząc całą prawdę o sobie, definitywnie opowie się za lub przeciwko miłości Chrystusa. Ta odpowiedź będzie uzależniona od historii całego ziemskiego życia konkretnego człowieka. Trzeba pamiętać o tym, że dobrowolnie popełnione zło niszczy w człowieku zdolność do miłości i pogłebia w nim egoizm. Natomiast czynione dobro rozwija w człowieku wolność i dojrzałość do miłości. Zatem w momencie sądu sam człowiek będzie wybierał i decydował. Kto w czasie ziemskiego życia całkowicie zniszczył w sobie zdolność do miłości poprzez dobrowolnie popełniane zło, kiedy spotka Chrystusa w momencie śmierci, znienawidzi i odrzuci Miłość, jaką jest przez Niego kochany. W chwili sądu każdy otrzyma to, czego będzie pragnął zgodnie z tym, kim się stał za ziemskiego życia.

W zamiarach Stwórcy życie na ziemi jest czasem naszego zbawienia - kontynuacją dzieła stworzenia. W tym okresie mamy stawać się świętymi czyli w pełni kochającymi Boga i innych ludzi. Jeżeli człowiek uwierzy i całkowicie zaufa Bogu, wtedy będzie dokonywał się cud jego zbawienia, uwalniania go z niewoli grzechu i złych mocy. Pan Bóg zbawiając, równocześnie przebóstwia, czyli daje nam udział w swojej Boskiej naturze (2P 1,4), a więc sprawia, że stajemy się coraz bardziej ludźmi świętymi, kochającymi, zdolnymi do uczestniczenia w pełni Boskiego szczęścia. Dzieje się tak tylko wtedy, gdy człowiek traktuje wiarę w Boga jako największy skarb swojego życia i jest przekonany, że do szczęścia potrzebna jest mu tylko ta jedna Miłość, której na imię jest Jezus Chrystus. Najważniejszym więc zadaniem naszego życia jest dążenie do świętości. Pan Jezus wzywa nas do tego słowami: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski"(Mt 5,48).

Sztuka modlitwy

Bycie człowiekiem głębokiej wiary, który staje się świętym, jest możliwe dzięki modlitwie. Kto się przestaje modlić, szybko utraci wiarę. Święta Faustyna pisze w swoim Dzienniczku, że "dusza zbroi się przez modlitwę do walki wszelakiej. W jakimkolwiek dusza jest stanie, powinna się modlić. Musi się modlić dusza czysta i piękna, bo inaczej utraciłaby swoją piękność; modlić się musi dusza dążąca do czystości, bo inaczej nie doszłaby do niej; modlić się musi dusza co dopiero nawrócona, bo inaczej upadłaby z powrotem; modlić się musi dusza grzeszna, pogrążona w grzechach, aby mogła powstać. I nie ma duszy, która nie byłaby obowiązana do modlitwy, bo wszelka łaska spływa przez modlitwę" (Dz 146).

Na modlitwie trzeba Jezusowi ofiarować wszystkie swoje myśli, cierpienia, radości, prace i oddawać Mu się całkowicie do Jego dyspozycji. Modlitwa jest dialogiem Miłości. "Niech dusza wie" - pisze s. Fausyuna - "że aby się modlić i wytrwać w modlitwie, musi się uzbroić w cierpliwość i mężnie pokonywać trudności wewnętrzne i zewnętrzne - trudności wewnętrzne: zniechęcenie, oschłość, ociężałość, pokusy; zewnętrzne: wzgląd ludzki i uszanować chwile, które są przeznaczone na modlitwę" (Dz 147).

Św. Faustyna doświadczyła szarzyzny codzienności, trudności i cierpień. Pisze: "Jezus dał mi poznać, jak dusza powinna być wierną w modlitwie pomimo udręczeń, oschłości i pokus, bo przeważnie od takiej modlitwy zależy urzeczywistnienie nieraz wielkich zamiarów Bożych; a jeśli nie wytrwamy w takiej modlitwie, krzyżujemy to, co Bóg chciał dokonać przez nas albo w nas. Niech słowa te dusza zapamięta: «A będąć w ciężkości, dłużej się modlił». Ja zawsze taką modlitwę przedłużam o tyle, o ile jest w mojej mocy..." (Dz 872).

Przez modlitwę pozwalamy Jezusowi, aby przemieniał nas swoją miłością i aby w naszym życiu pełniła się Jego wola. Wtedy cokolwiek spotyka nas w życiu, jest dla naszego dobra. "Pan Jezus dał mi poznać, jak bardzo mu jest miła dusza, która żyje wolą Bożą, przez to oddaje Bogu największą chwałę... (Dz 821). Idę odważnie, choć ranią się stopy, do ojczyzny swojej, a w tej drodze posilam się wolą Bożą, ona jest mi pokarmem... Chociaż jest straszna pustynia, jednak idę z czołem wzniesionym i patrzę w Słońce - to jest miłosierne Serce Jezusa (Dz 886).

Ojciec Święty apeluje do nas: "Modlitwy trzeba się uczyć, wciąż na nowo niejako przyswajając sobie tę sztukę od samego boskiego Mistrza, jak pierwsi uczniowie: «Panie, naucz nas się modlić» (Łk 11,1). W modlitwie toczy się ów dialog z Chrystusem, dzięki któremu stajemy się Jego przyjaciółmi: «Wytrwajcie we Mnie, a Ja [będę trwał] w was»" (J 15,4). Ta wzajemność jest samą istotą, jest duszą życia chrześcijańskiego i warunkiem wszelkiego autentycznego życia duszpasteskiego. Sprawia ją w nas Duch Święty, ona zaś otwiera nas - przez Chrystusa i w Chrystusie - na komplentację oblicza Ojca. Uczyć się tej trynitarnej logiki chrześcijańskiej modlitwy, przeżywać ją w pełni przede wszystkim w liturgii, bo ona jest szczytem i źródłem życia Kościoła, ale także w doświadczeniu osobistym - oto jest sekret naprawdę żywego chrześcijaństwa, które nie musi się obawiać przyszłości, ponieważ nieustanniepowraca do źródeł i z nich czerpie nowe siły.

Ojciec Święty, odwołując się do wielkiej tradycji mistycznej Kościoła, podkreśla, że modlitwa może się rozwijać niczym prawdziwy dialog miłości i doprowadzić do tego, że człowiek zostanie całkowicie owładnięty przez Boskiego Umiłowanego, że będzie wrażliwy na wszelkie poruszenia Ducha i z dziecięcą ufnością zawierzy się sercu Ojca. Zazna wówczas we własnym życiu obietnicy Chrystusa: «Kto (...) Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie» (J 14,21). Jest to droga wspomagana nieustannie przez łaskę, która jednak wymaga zdecydowanego wysiłku duchowego i wiedzie nieraz przez bolesne doświadczenie oczyszczenia (noc ciemna), ale na różne możliwe sposoby doprowadza do niewyrażalnej radości, przeżywanej przez mistyków jako «unia oblubieńcza». Czyż można tu nie wspomnieć, pośród wielu wspaniałych świadectw, doktryny św. Jana od Krzyża i św. Teresy z Avilla?

Ojciec Święty apeluje, aby rodziny i wszystkie chrześcijańskie wspólnoty stawały się prawdziwymi «szkołami» modlitwy, w której spotkanie z Jezusem nie polega jedynie na błaganiu go o pomoc, ale wyraża się też przez dziękczynienie, uwielbienie, adorację, kontemplację, słuchanie, żarliwość uczuć, aż po prawdziwe urzeczenie serca. Ma to zatem być modlitwa głęboka, która jednak nie przeszkadza uczestniczyć w sprawach doczesnych, jako że otwierając serce na miłość Bożą, otwiera je także na miłość do braci i daje nam zdolność kształtowania historii wedle zamysłu Bożego (Novo Millennio Ineunte, 33).

Nie można żyć życiem godnym człowieka bez codziennej wytrwałej modlitwy. Przystępując do modlitwy, nie zachowuj w sercu urazy. Przebaczaj wszystko wszystkim, tylko wtedy będziesz mógł nawiązać dialog ze Zbawicielem. Z żelazną dyscypliną każdego dnia zarezerwuj sobie czas na pacierz, modlitwę różańcową, koronkę do Miłosierdzia Bożego, lekturę i medytację Pisma Świętego oraz osobistą rozmowę z Bogiem, najlepiej przed Najświętszym Sakramentem. Na początku musisz przeznaczyć na to przynajmniej jedną godzinę dziennie, czyli 1/24 doby. Tylko w zjednoczeniu z Jezusem wszystkie Twoje doświadczenia życiowe, a więc radości i bóle, choroba i śmierć, staną się drogą prowadzącą do wiecznego szczęścia, a jest nim Miłość Trojjedynego Boga.

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 05 mar 2011, 15:45

Rozważanie VII

Jak wygrać życie?

1. Czy potrzebna jest instrukcja obsługi życia?

Nikt z ludzi nie chce przegrać swojego życia. Nikt nie chce, by jego życie stało się pasmem porażek i cierpienia. Każdy z nas marzy o tym, by wygrać życie, by zasmakować satysfakcji, miłości i radości. Mamy też zwykle drugie marzenie: by wygrać życie w łatwy sposób, czyli bez wysiłku, bez stawiania sobie trudnych wymagań. Tymczasem codzienne doświadczenie potwierdza, że nie istnieje łatwe szczęście. Gdyby łatwe szczęście istniało, wtedy nie byłoby wśród nas ani jednego człowieka nieszczęśliwego, osamotnionego, bezradnego, uzależnionego, chorego psychicznie, zrozpaczonego, targającego się na własne życie. Musimy zatem wybierać między łatwą porażką w życiu a trudnym zwycięstwem. Na szczęście po wielu tysiącach lat historii ludzkości dobrze już wiemy, która droga prowadzi człowieka do zwycięstwa. Wszystkich zainteresowanych wygraniem własnego życia, zapraszamy do lektury tej instrukcji obsługi, która w łatwy sposób mówi o tym, jak osiągnąć trudne zwycięstwo.

2. Na jakim boisku gramy w życie?

Gra o ludzkie życie toczy się na dziwnym boisku. Stadiony sportowe mają coraz lepszą nawierzchnię, są dobrze wypoziomowane i ułatwiają grę. Natomiast boisko, na którym rozgrywa się życie każdego z nas, jest trochę - a czasem nawet bardzo - uszkodzone na skutek grzechu pierworodnego, na skutek grzechów i słabości kolejnych pokoleń, a także na skutek błędów popełnionych przez nas samych. Takie boisko utrudnia grę. Jest tak bardzo pochylone w niekorzystnym kierunku, że łatwiej nam czynić zło, którego nie chcemy, niż dobro, którego pragniemy. Dlatego boisko naszego życia można porównać do krzywej podłogi lub do pochylonego pokładu uszkodzonego "Titanica". Z tego względu wygranie życia wymaga rozwagi i siły woli. Nie można wygrać życia spontanicznie i bez wysiłku.

3. Między wielkością z zagrożeniem

Człowiek jest kimś wielkim, a jednocześnie kimś zagrożonym przez innych ludzi i przez samego siebie. Potrafi myśleć, kochać, podejmować mądre decyzje. Czasami jednak krzywdzi siebie, popada w nałogi, poddaje się rozpaczy. Może nawet odebrać sobie życie. Nie czyni tego żadne zwierzę, ani żadna roślina. Każdy z nas jest w jakimś stopniu podobny do syna marnotrawnego, który w swojej naiwności odchodzi od przyjaciół i od szczęścia. Każdego też może spotkać los Józefa egipskiego, który został sprzedany do niewoli przez ludzi zazdroszczących mu jego marzeń i aspiracji. W tej sytuacji wygrać życie może tylko ten, kto potrafi zachować czujność i obronić się przed własną naiwnością oraz przed tymi, którzy próbują go skrzywdzić.

4. Ciało: wróg czy sprzymierzeniec?

W dzieciństwie każdy z nas utożsamiał się ze swoim ciałem i robił to, czego pragnęło jego ciało. Jednak stopniowo odkrywamy, że zaspokojenie potrzeb cielesnych nie jest ani jedyną, ani największą z naszych aspiracji. W miarę rozwoju coraz częściej kierujemy się miłością, odpowiedzialnością i zdrowym rozsądkiem. Mimo to nadal trudno jest nam uwolnić się spod dominacji ciała. Porażka zaczyna się wtedy, gdy stajemy się niewolnikami własnego ciała, gdy kierujemy się popędem, lenistwem, doraźną przyjemnością. W takiej sytuacji łatwo popaść w drugą skrajność, czyli mieć żal do własnego ciała, stać się jego wrogiem, aż do anoreksji i samobójstwa włącznie. Człowiek dojrzały nie ucieka od swojej cielesności, ani nie poddaje się naciskom ciała. Jest panem, a nie sługą tej ważnej części samego siebie.

5. Życie to start w wieloboju

Gdy wygrywamy z jakąś naszą słabością czy radzimy sobie z jakąś trudnością życiową, wtedy stajemy się silniejsi we wszystkich innych dziedzinach życia. Każde zwycięstwo nas cieszy i mobilizuje. Dodaje pewności siebie. Gdy natomiast przegrywamy w jakiejś sferze, wtedy ryzykujemy porażkę również w innych dziedzinach. Z tego powodu trudno jest zająć mądrą postawę na przykład wobec papierosów, alkoholu czy narkotyku, gdy jesteśmy naiwni w myśleniu, gdy nie potrafimy kierować ciałem i emocjami, gdy w błędny sposób korzystamy z naszej wolności, gdy wiążemy się z ludźmi cynicznymi lub nieuczciwymi. Podobnie trudno jest pokochać drugiego człowieka wtedy, gdy nie potrafimy pokochać samych siebie i zadbać o własny rozwój.

6. Seksualność: błogosławieństwo czy przekleństwo?


Niektóre porażki okazują się wyjątkowo groźne i bolesne, a ich skutki czasem nieodwracalne. Do takich porażek należy błędne kierowanie seksualnością. Człowiek może aż tak źle kierować tą sferą, że seksualność - zamiast być miejscem wyrażania miłości i odpowiedzialnego przekazywania życia - staje się miejscem wyrażania przemocy (np. gwałt) i miejscem przekazywania śmierci (np. aborcja czy choroba AIDS). Z tego względu wiele zachowań seksualnych jest zakazanych nie tylko normami moralnymi, ale również kodeksem karnym. Miłość bez seksualności wystarczy do wygrania życia, ale seksualność bez miłości nie wystarczy nigdy. Sposób przeżywania seksualności oraz sposób jej wyrażania to jeden ze sprawdzianów dojrzałości, który mówi nam prawdę o naszej świadomości, wolności i odpowiedzialności.

7. Mentalność zwycięzcy

W psychologii znane jest zjawisko, zwane samorealizującą się przepowiednią. To, czego oczekujemy w naszym życiu, zwykle się urzeczywistnia. Zwłaszcza wtedy, gdy nasze oczekiwania są pełne lęku i poczucia bezradności. Nie ma w tym żadnej magii. Po prostu nasze czarne scenariusze wpływają na nasze zachowania, a te z kolei wpływają na naszą postawę życiową i kontakty z innymi ludźmi. Z tego właśnie względu życie wygrywają zwykle ci, którzy mają mentalność zwycięzcy. Są oni realistami i widzą różne zagrożenia. Ale wiedzą też, że zło zwycięża się dobrem. Ludzi o mentalności zwycięzcy nie interesuje zremisowanie życia, albo nikła porażka. Oni pytają Boga i ludzi o to, co dobrego mogą czynić w swoim życiu, w jaki sposób stać się człowiekiem, który dojrzale myśli i mądrze kocha.

8. Demokratyczna większość czy szczęśliwa mniejszość?

Niektórzy sądzą, że powinni naśladować tak zwaną demokratyczną większość społeczeństwa. Tymczasem większość ludzi nie zawsze ma rację. Wiele już razy demokratyczną większością głosów podejmowano okrutne decyzje. Poza tym za pomocą głosowania można określić wysokość podatków czy skład parlamentu, ale nie normy moralne czy zasady postępowania. Dojrzałej sztuki życia możemy uczyć się jedynie od elitarnych grup lub od pojedynczych osób. A wzorem doskonałym jest już tylko ktoś jeden: Jezus Chrystus. Naśladowanie większości ludzi oznacza poddawanie się mentalności przegranych. Nasz los będzie wtedy podobny do losu większości. Tej mało szczęśliwej większości. Albo tej całkiem nieszczęśliwej większości społeczeństwa. Gra o zwycięstwo w życiu to sport wyczynowy, a nie masowa turystyka.

9. Pokochać samego siebie

Ci, którzy są naiwni, zachęcają nas do życia na luzie, do kierowania się spontanicznością i do robienia tego, co łatwiejsze. Mówią, że wtedy jesteśmy dla siebie dobrymi przyjaciółmi. Jeśli uwierzymy takim doradcom, to wejdziemy na boisko, na którym grają w życie ludzie naiwni, egoistyczni, uzależnieni, bezradni, przegrani. Oni przecież do pewnego momentu żyli na luzie i nie stawiali sobie wymagań. W naszym otoczeniu spotykamy również takie osoby, które stawiają nam małe wymagania i którzy zachęcają nas do tego, by wszystko tolerować. Oni także nie pomogą nam wygrać życia. Pokochać samego siebie i wygrać życie potrafi tylko ten, kto z życzliwością i cierpliwością stawia sobie twarde wymagania, kto wymaga od siebie wytrwałości i dyscypliny także wtedy, gdy inni niczego od nas nie wymagają.

10. Asertywność, czyli gra w otwarte karty

Asertywność oznacza zdolność szczerego mówienia do innych ludzi na temat nas samych, na temat naszych przekonaniach i przeżyć, nadziei i lęków, pragnień i potrzeb. Wtedy ci, którzy pełnią ważną rolę w naszym życiu, mają szansę wiedzieć o tym, co się dzieje w naszym wnętrzu. Szczere mówienie o sobie do innych ludzi wynika z nadziei, że przynajmniej niektórzy z nich są w stanie nas zrozumieć i uszanować. Wynika też ze świadomości, że inni ludzie nie są w stanie "czytać" w moim sercu czy w moich myślach. Czasem trzeba szczerze i stanowczo powiedzieć komuś "nie", gdy ktoś próbuje mnie skrzywdzić lub gdy proponuje mi zrobienie czegoś, co szkodzi czy odbiera radość. Człowiek dojrzały to ktoś, kto umie powiedzieć "nie" także samemu sobie, na przykład własnym naiwnym przekonaniom czy szkodliwym pragnieniom.

11. Przyjaciele czy kibice?

Cieszymy się wtedy, gdy ktoś nas dostrzeże, gdy się do nas uśmiechnie, gdy okaże znaki sympatii. To jednak nam nie wystarczy. W codziennym życiu potrzebujemy kogoś, kto jest naszym przyjacielem, a nie tylko życzliwym kibicem. Niektórzy sądzą, że przyjaciel to ktoś, kto wie o mnie wszystko, a mimo to mnie kocha. Jest to błędne przekonanie, gdyż nikt z ludzi nie wie o mnie wszystkiego. Przecież wszystkiego nie wiem o sobie nawet ja sam. Drugi człowiek nie musi wszystkiego wiedzieć, aby być moim przyjacielem. Przyjaciel to ktoś, kto potrafi mnie kochać niezależnie od tego, czego się o mnie dowie. Gdy dowie się czegoś pozytywnego, to cieszy się i pomaga dalej mądrze postępować. Gdy dowie się czegoś negatywnego, wtedy mnie życzliwie upomina i pomaga mi się zmienić.

12. Gole samobójcze

Człowiek krzywdzi samego siebie wtedy, gdy ulega lenistwu, gdy wiąże się z niedojrzałymi ludźmi, gdy - jak Adam i Ewa - ucieka od Boga. Jedną z największych krzywd jest oszukiwanie samego siebie. Im gorzej gramy w życie, tym bardziej manipulujemy własnym myśleniem, aby "zapomnieć" o porażce. Alkoholicy i narkomani zwykle tak długo oszukują samych siebie, aż umrą. Podobnie większość umierających na AIDS to ludzie, którzy wmówili sobie, że prezerwatywa gwarantuje "bezpieczny" seks. Człowiek potrafi nałogowo oszukiwać samego siebie, aby usprawiedliwiać swoje błędy i aby nie stawiać sobie wymagań na przyszłość. Jakość myślenia o nas samych zależy bardziej od jakości życia niż od ilorazu inteligencji. Najgroźniejszą iluzją, której może ulec człowiek, jest przekonanie, że istnieje łatwe szczęście.

13. Żółte kartki

W czasie gry w życie otrzymujemy od nas samych różne informacje. Gdy zaczynamy przegrywać, wtedy nasze ciało ostrzega nas np. poprzez ból głowy, kłopoty z oddychaniem czy trawieniem, ciągłe poczucie zmęczenia. To nie są zwykle "tylko" problemy zdrowotne, lecz sygnały o trudnościach w innych sferach życia. Podobnie nasz umysł może sygnalizować coś ważnego poprzez niepokojące myśli czy natrętne wyobrażenia. Z reguły najgłośniej informują nas o życiowych trudnościach nasze bolesne nastroje. Emocje to rodzaj termometru, który mówi nam prawdę o naszym postępowaniu i o jakości naszych kontaktów z innymi ludźmi. Bolesne emocje nie są zatem żadnym problemem. Są informacją o problemach. Warto się nad tą informacją zastanowić i zmienić coś na lepsze w naszym życiu. Wtedy poprawi się nam nastrój i nasze samopoczucie fizyczne.

14. Czerwona kartka

Zawężenie pragnień to poważny sygnał, że z naszym życiem dzieje się coś złego. Każdy z nas rodzi się z bogactwem pragnień, ideałów i aspiracji. W dzieciństwie nie starcza nam nieraz dnia i nocy, by marzeń sobie namarzyć. Potem przychodzą pierwsze rozczarowania, bo ktoś nas skrzywdził, bo życie okazało się trudne, bo zawiedliśmy samych siebie. Niektórzy rezygnują wtedy ze swoich marzeń i aspiracji. Godzą się z tym, że umrze w nich to, co najpiękniejsze. Pojawiającą się pustkę zapełniają sztucznymi potrzebami. Chcą coraz więcej mieć, zamiast coraz bardziej być. Dramat zaczyna się wtedy, gdy ktoś pragnie już tylko łatwych pieniędzy, rozładowania złości czy popędu, sięgnięcia po papierosa, alkohol, narkotyk. Prowadzi to do cierpienia i śmierci. Ratunkiem jest wtedy odzyskanie pozytywnych pragnień i szlachetnych ideałów.

15. Śmiertelne środki dopingujące

W naszej cywilizacji żyje tysiące ludzi, którzy umierają na skutek sięgania po alkohol czy narkotyk. Nawet małe dzieci wiedzą, że te substancje oszukują, uzależniają i zabijają. Widzą to przecież na co dzień. Czasem nawet we własnych rodzinach. A mimo to wielu młodych wchodzi na takie zatrute boisko do gry w życie, na którym można przegrać wszystko: zdrowie, sumienie, miłość, rodzinę, własną przyszłość. Dzieje się tak dlatego, że alkohol i narkotyk zastawiają na człowieka najstraszniejszą pułapkę. Obiecują łatwe szczęście, czyli poprawę nastroju bez potrzeby poprawiania naszej sytuacji życiowej. Tylko ludzie szczęśliwi i mający prawdziwych przyjaciół są odporni na tego typu pozory szczęścia, które prowadzą do samobójstwa na raty.

16. Jak radzić sobie z kontuzjami?

Każdy z nas doświadcza trudności życiowych. Czasami ktoś nas krzywdzi, albo my krzywdzimy samych siebie. Grozi nam wtedy bunt wobec życia, opłakiwanie ran i poczucie bezsilności. W takiej sytuacji warto pojednać się z samym sobą. Oznacza to najpierw pogodzenie się z faktem, że żyję, że urodziłem się w tym właśnie kraju, w tym czasie, w tej rodzinie, że czytałem te właśnie gazety, oglądałem te programy telewizyjne, że związałem się z tymi ludźmi, że mam takie właśnie ciało, takie zdolności i ograniczenia. Pojednać się z samym sobą to także przebaczyć sobie popełnione błędy, wyciągając z nich wnioski na przyszłość. To wreszcie przebaczyć tym, którzy nas skrzywdzili, nie pozwalając się już więcej krzywdzić tu i teraz.

17. Trenerzy i sędziowie

Wygranie życia nie jest sprawą spontaniczności. "Róbcie, co chcecie" to najprostsza recepta na przegranie życia. Jeszcze nikt w historii ludzkości nie stał się dojrzałym i szczęśliwym człowiekiem bez pomocy ze strony Boga i mądrych ludzi. Każdy z nas potrzebuje kontaktu z tymi, którzy wygrywają własne życie, którzy wskazują nam rozsądną drogę postępowania i sens istnienia, którzy uczą nas mądrze myśleć i szlachetnie kochać, którzy z cierpliwością szukają nas wtedy, gdy się zagubimy, a także życzliwie upomnieć i stanowczo przestrzec wtedy, gdy błądzimy. Potrzebujemy tych, którzy troszczą się o nasz los i którzy potrafią z dystansu popatrzeć na nasze postępowanie. Nikt z nas nie jest bowiem dobrym sędzią we własnej sprawie.

18. Życie to gra zespołowa

Człowiek jest spotkaniem. Zanim zobaczy samego siebie, przez dziewięć miesięcy spotyka się ze swoją mamą, która przyjmuje go do swego wnętrza, ofiarując mu kawałek własnego ciała oraz część własnej krwi. Od momentu poczęcia kontakt z drugim człowiekiem jest podstawowym miejscem, w którym rodzi się nasze zwycięstwo lub zaczyna nasza życiowa porażka. Ci, którzy chcą, byśmy przegrali życie, proponują nam toksyczne kontakty, np. "wolne" związki, czyli związki nietrwałe, niepłodne, powierzchowne, do pierwszej próby. Wtedy łatwo nami rządzić i manipulować. Łatwo też na nas zarobić, bo żyjąc w toksycznych związkach będziemy potrzebowali alkoholu i narkotyków, antykoncepcji i tabletek uspakajających, psychologów i psychiatrów. Dorastanie do dojrzałej miłości małżeńskiej i rodzicielskiej to warunek wygrania życia.

19. Prawdziwa ekologia

Panuje obecnie moda na ochronę środowiska, a jednocześnie niemal nikt nie protestuje przeciwko zaśmiecaniu człowieka. Tymczasem nic nam nie pomoże to, że oddychamy czystym powietrzem czy że pływamy w czystym jeziorze, jeśli my sami jesteśmy w środku zaśmieceni poprzez toksyczne bodźce, przeżycia czy substancje, np. kłamstwo i nienawiść, przez pornografię i przemoc, papierosy i alkohol, tabletki antykoncepcyjne i środki odchudzające, naiwne przekonania i okrutne ideologie, zaburzoną seksualność czy chore więzi międzyludzkie. Prawdziwa ekologia zaczyna się od ochrony człowieka, aby żywił się zdrową żywnością, aby karmił się miłością i prawdą, dobrem i pięknem, szlachetnością i świętością.

20. Miłość drogą do zwycięstwa

Kto nie kocha i nie czuje się kochany, ten popada w najstraszniejszą chorobę, jaka może dotknąć człowieka. Staje się obojętny na własny los. Uczenie się miłości to kwestia życia lub śmierci. W dzieciństwie jesteśmy zauroczeni naszymi rodzicami. Później zakochujemy się w kimś spoza rodziny. Stopniowo przekonujemy się, że zauroczenie emocjonalne nie jest dobrym sposobem na całe życie. W obliczu tego odkrycia mamy szansę nauczyć się miłości, która jest czymś więcej niż uczuciem. Miłość to troska o czyjeś dobro. Dojrzała miłość jest widzialna i wychowująca, gdyż wyraża się w słowach i czynach dostosowanych do zachowania i sytuacji drugiej osoby. Miłość jest najlepszym lekarstwem na wszystkie ludzkie lęki i zranienia.

21. Myślenie realistyczne

Jednym ze sposobów na przegranie życia jest ucieczka od rzeczywistości w świat miłych iluzji albo katastroficznych lęków. Modną obecnie formą miłych iluzji jest tak zwane "pozytywne" myślenie. Opiera się ono na naiwnym przekonaniu, że pozytywne myśli wystarczą do tego, aby przezwyciężyć pojawiające się problemy czy zagrożenia. Podobnie naiwni są ci, którzy sięgają po alkohol czy narkotyk po to, aby "pozytywnie" myśleć lub aby wyrobić sobie "pozytywny" obraz samego siebie. Człowiek dojrzały to realista, który rozumie, że jego życie nie zależy od subiektywnych przekonań lecz od obiektywnych faktów, z którymi musi się mądrze mierzyć. Subiektywnymi przekonaniami kierują się jedynie małe dzieci, ludzie chorzy psychicznie, a także alkoholicy i narkomani. Człowiek inteligentny wymaga od siebie dojrzałej postawy wobec życia, a nie jedynie "pozytywnego" myślenia.

22. Religijność a wygranie życia

Człowiek jest sam dla siebie tajemnicą. Żadna nauka nie odpowie mu na najważniejsze pytanie: skąd się wziął i dokąd zmierza. W obliczu tych pytań wszyscy jesteśmy ludźmi wierzącymi. Chrześcijanin wierzy, że pochodzi od kogoś większego od siebie, od kogoś, kto jest miłością i prawdą. Ateiści wierzą, że pochodzą od czegoś mniejszego niż oni sami, że są wytworem martwej materii, efektem nieświadomych siebie praw przyrody czy też skutkiem ślepego przypadku. Jeśli jednak wierzę, że pochodzę od czegoś mniejszego niż ja sam, to muszę też wierzyć, że celem mojego życia jest powrót do nicości. Chrześcijan ma ułatwioną drogę do zwycięstwa w życiu doczesnym i wiecznym pod warunkiem, że stawia sobie wymagania płynące z wiary. Dojrzała religijność to nie ucieczka od życia, lecz sztuka życia w miłości i prawdzie, której uczy nas Bóg.

23. Zwycięskie reguły gry

Codziennie na nowo przekonujemy się, że nie każdy sposób postępowania prowadzi do wygrania życia. Większość sposobów myślenia i postępowania, proponowanych przez modne ideologie czy środki społecznego przekazu, to drogi do bolesnych porażek i rozczarowań. Aby wygrać życie na tej ziemi, potrzebujemy czytelnych reguł gry. Na szczęście Dekalog podpowiada nam sprawdzone zasady, które sprawiają, że nasze życie staje się błogosławieństwem, a nie przekleństwem: nie stawiaj niczego ani nikogo w miejsce Boga, szanuj rodziców, nie niszcz zdrowia ani życia, nie kłam i nie kradnij, panuj nad swoimi popędami i pożądaniami. Zło zwyciężaj dobrem, a kłamstwo prawdą. A jeśli chcesz, by twoja radość była pełna, to najbardziej kochaj Boga, a bliźniego tak, jak próbujesz pokochać samego siebie.

24. Ja i mój czas

Wygrać życie może tylko ten, kto potrafi zająć dojrzałą postawę wobec czasu. Niektórzy ludzie są więźniami przeszłości. Tracą cenny czas na wspominanie minionych chwil szczęścia lub na rozpamiętywanie ran z przeszłości. Inni z kolei skupiają się na snuciu marzeń o przyszłości lub na lękach w obliczu tego, co może przynieść jutrzejszy dzień. W obu przypadkach człowiek traci teraźniejszość, czyli ten jedyny czas, który naprawdę mamy do dyspozycji. Z przeszłości powinienem wyciągać wnioski przydatne w mojej obecnej sytuacji. Przyszłość wskazuje mi cel moich aktualnych dążeń, wyrzeczeń czy wysiłków. Ale gra o życie toczy się w teraźniejszości, czyli tu i teraz i dlatego więźniowie przyszłości lub przeszłości nie mogą wygrać życia.

25. Szczególna inteligencja

Człowiek potrafi skrzywdzić samego siebie i innych ludzi. Jednak dzięki zdolności myślenia może uchronić się od czynienia tego, co prowadzi do życiowych błędów i porażek. Wrażliwość moralna to wyjątkowo cenny rodzaj inteligencji, który umożliwia odróżnianie tych zachowań, które nas rozwijają, od zachowań, które prowadzą do cierpienia i nieszczęścia. Moralność to inteligentna ocena ludzkich zachowań według kryterium dobra i zła. Moralność wymaga nie tylko inteligencji, ale też odwagi szukania prawdy oraz gotowości do przemiany życia i do nawrócenia. Jeśli ktoś dysponuje inteligencją moralną, ten nie ma jeszcze gwarancji, że zawsze będzie się nią kierował, gdyż może brakować mu dojrzałości w innych sferach życia. Jeśli jednak ktoś nie odróżnia dobra od zła, ten z pewnością będzie wyrządzał krzywdę sobie i innym.

26. W poszukiwaniu wolności

Wszyscy pragniemy być ludźmi wolnymi, a mimo to współczesny człowiek stał się niemal synonimem kogoś uzależnionego i zniewolonego. Można aż tak naiwnie korzystać z własnej wolności, że się ją zupełnie straci. Tracimy wolność wtedy, gdy nie rozumiemy, na czym ona polega. Niektórzy sądzą, że wolność to czynienie tego, na co ma się ochotę. Gdyby to była prawda, to najbardziej �wolne� byłyby niemowlęta, a także chorzy psychicznie i przestępcy. Kolejny błąd to przekonanie, że wystarczy żyć w wolnym kraju, aby być wolnym. Tymczasem w krajach demokratycznych wielu ludzi pozostaje wewnętrznie zniewolonych. Jeszcze inni sądzą, że wolni są tylko ci, którzy się do niczego nie zobowiązują. Tymczasem wolność polega na zdolności do podejmowania pozytywnych zobowiązań oraz na powstrzymywaniu się od czynienia zła.

27. Duchowość a wygranie życia

Zwierzęta nie zdają sobie sprawy z tego, że istnieją. Nie rozumieją, dlaczego wykonują określone czynności. Działają pod wpływem instynktów i popędów. Tymczasem człowiek sam decyduje o własnym życiu. Z tego właśnie powodu jedni ludzie są święci, a inni stają się przestępcami. W tej sytuacji troska o rozwój duchowy jest koniecznym warunkiem wygrania życia. Duchowość to bowiem zdolność człowieka do zrozumienia samego siebie. Tylko w sferze duchowej człowiek może odkryć sens swojego życia i godną człowieka hierarchię wartości. Kto zaniedbuje sferę duchową, ten staje się niewolnikiem ciała, popędów, emocji, reklamy, telewizji, mody. Nie wiedząc, kim jest ani po co żyje, nie może w sposób sensowny i świadomy pokierować swoim życiem.

28. Kto przeszkadza nam wygrać życie?

Jest wielu ludzi, którzy utrudniają nam drogę do zwycięstwa. Do takich ludzi należą ci, którzy sami nie radzą sobie z własnym życiem i którzy mają mentalność przegranych. Każdy, kto błądzi i jest nieszczęśliwy, staje się mistrzem w utrudnianiu życia innym ludziom i w podpowiadaniu dróg, które prowadzą do cierpienia. Taki człowiek próbuje w ten sposób usprawiedliwić własną porażkę i "udowodnić" sobie i światu, że na tej ziemi nie można być szczęśliwym. Strzec się trzeba jednak także tych ludzi, którzy są cyniczni i którzy szukają łatwego zysku. Oni doskonale wiedzą, że najłatwiej można zbić fortunę na ludziach bezradnych i nieszczęśliwych, gdyż oni kupią najbardziej nawet toksyczne towary. Wystarczy im tylko zasugerować, że dzięki tym towarom będą szczęśliwi. Najłatwiejszą drogę do szczęścia mają ci, którzy szukają kontaktu z ludźmi szlachetnymi, którzy cieszą się własnym życiem.

29. Główny reżyser ludzkiego życia

Jest wielu ludzi, którzy chcą uczyć nas gry w życie. Najchętniej próbują robić to ci, którzy sami nie radzą sobie z własnym życiem, np. znerwicowani wychowawcy, rozwiedzeni seksuolodzy, ścigani przez policję politycy czy też palący papierosy profilaktycy uzależnień. Tymczasem prawdziwym mistrzem ludzkiego życia jest Bóg, który nas kocha i który - jako jedyny - ma zawsze rację w tym, co do nas mówi i co nam proponuje. Więź z Bogiem to podstawowy warunek wygrania życia. Istnieje jednak niebezpieczeństwo zadowolenia się pozornym kontaktem z Bogiem, albo jakąś karykaturą religijności. Człowiek potrafi bowiem stwarzać sobie "boga" na obraz i podobieństwo własnych potrzeb czy lęków. Dojrzała religijność to nie ucieczka od życia, ani zastępowanie życia naiwną pobożnością. To osobista przyjaźń z tym, który uczy nas sztuki życia w miłości i prawdzie.

30. A może powyższa instrukcja obsługi życia jest zbyt trudna, czyli jak być nieszczęśliwym?

Być może ktoś z Czytelników sądzi, że wskazania zawarte w tej instrukcji kierowania życiem są zbędne, albo zbyt trudne do realizacji. Może ktoś przekonuje teraz samego siebie, że można wygrać życie łatwiej, "bezstresowo", bez wysiłku, bez dyscypliny. Nie dziwię się, Czytelniku, jeśli w Twojej głowie pojawiają się tego typu myśli. Nie jesteś kimś jedynym, kto ma takie nadzieje. Ja również chciałbym, aby na ziemi istniało łatwe szczęście. Takie, którego szukali już pierwsi ludzie. Uwierzyli oni, że sami odróżnią dobro od zła, że wystarczy zerwać zakazany owoc, aby być jak bogowie. Jednak po oczarowaniu taką perspektywą łatwego sukcesu, doświadczyli bolesnego rozczarowania i porażki. Chrystus przyszedł po to, aby nasza radość była pełna. On wskazał drogę, która prowadzi do zwycięstwa nie tylko po śmierci, ale także tu i teraz, na tej ziemi. Jego droga to droga miłości i prawdy. Wszystkie inne drogi prowadzą do rozczarowania i cierpienia.

Drogi Czytelniku, jeśli chcesz być nieszczęśliwym, to zapomnij o tym, co przeczytałeś w powyższej instrukcji obsługi życia. Rób to, co łatwiejsze, co modne, co nie stawia wymagań, co czyni tak zwana demokratyczna większość. A wtedy będziesz kolejnym człowiekiem, który przekona się, jak łatwo być nieszczęśliwym. To jedyna rzecz, jakiej nie musimy się uczyć. Ale jeśli dojdziesz do przekonania, że jednak warto wygrać życie i być szczęśliwym, to staraj się myśleć i kochać jak Chrystus. To jest najkrótsza i sprawdzona recepta na wygranie życia.

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 09 mar 2011, 17:00

Rozważanie VII

Modlitwa zamiast Mszy św.?

"Skoro Bóg jest wszędzie, równie dobrze mogę się pomodlić w domu albo na łonie natury, a nie w kościele" - tłumaczą niektórzy. Bywa, że podpierają się dodatkowo ewangeliczną przestrogą Jezusa przed modlitwą na oczach ludzi. Inni wyznają zasadę, że "lepiej wstąpić do pustego kościoła i w ciszy szczerze się pomodlić, niż stać godzinę w tłumie ludzi, nie mogąc się skupić".

Z punktu widzenia samej modlitwy pierwszym nie można nic zarzucić, poza tym, że przestrogę Jezusa przed obłudą interpretują dla wygody jako wezwanie wyłącznie do modlitwy w ukryciu. A to może skłaniać do omijania kościoła w ogóle. Drugim, na pierwszy rzut oka, przyświeca słuszny cel - chcą zadbać o jakość modlitwy... Problem pojawia się wówczas, gdy jedni i drudzy próbują usprawiediwić w ten sposób swoją nieobecność na niedzielnej Eucharystii. A wszystko dlatego, że utożsamiają Mszę św. z modlitwą indywidualną. Tymczasem Msza św. nie jest modlitwą w tym znaczeniu. Mszy św. nie może zastąpić żadna, nawet najbardziej wzniosła i szczera modlitwa! Ani indywidualna, ani grupowa.

Choć prawdą jest, że Eucharystia przepojona jest modlitewnym odniesieniem do Boga całego Kościoła, jest ona jednak czymś więcej. To już nie tylko słuchanie i rozmowa z Bogiem, to coś wielkiego, co dzieje się na twoich oczach, w czym możesz uczestniczyć! To najważniejsze wydarzenia z życia Jezusa, w które wchodzisz, przekraczając bariery czasu i przestrzeni. Nie jesteś gorszy od apostołów, nie zostałeś odsunięty od tak istotnych spraw w daleką przyszłość. Wspominasz i przeżywasz tę samą rzeczywistość, którą przeżywali pierwsi uczniowie.

Jesteś tu i w Wieczerniku zarazem. Słów: "To jest Ciało moje, które za was będzie wydane", słuchasz już z perspektywy wielkanocnej niedzieli. A więc z perspektywy pewności, bo słowa Jezusa zostały wypełnione. Nie zostałeś jednak zaproszony jako widz, ale jako uczestnik, należysz do ścisłego grona przyjaciół, którzy spotykają się na upamiętniającej Uczcie z samym przynosząca ten sam owoc. Szansę dla grzesznego człowieka - wejście w orbitę życia Boskiego, a ostatecznie - życie na wieki. Żadna modlitwa nie gwarantuje Ci nieśmiertelności, a Eucharystia, na której posilasz się Ciałem Boga - tak. Pełne uczestnictwo w niej to najlepsze dziękczynienie za ocalenie od wiecznej beznadziei.

Czy człowiek wierzący może lekceważyć największy dar, jakim obdarzył go Bóg? Odrzucać zaproszenie do Eucharystycznego Stołu pod jakimkolwiek pretekstem, to lekceważyć samego Gospodarza. Czy zlekceważylibyśmy zaproszenie człowieka, który poświęciłby się dla nas całkowicie i chciał bezinteresowanie obdarować czymś niespotykanym? Czy spotkanie z przyjacielem, ukochanym, Bogiem. Tu Bóg ciągle "częstuje" sobą. Ciągle rozdaje siebie, jednoczy z sobą przy stole... W ten sposób człowiek ma szansę zakosztować boskości. Jesteś tu i na Golgocie zarazem. Tamta krwawa ofiara Syna złożona Ojcu za nas aktualizuje się tutaj bezkrwawo. Ale to ciągle ona - ofiara krzyża, wspólne dzielenie chwil radości i smutków zastąpilibyśmy rozmową na odległość? Także rozmowa z Bogiem nie zastąpi naszego osobistego uczestnictwa w wydarzeniach, które dokonały się dla nas.

Obrazek

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 13 mar 2011, 11:31

Rozważanie VIII

Wezwani do radości

adość chrześcijańska to radość w Duchu Świętym. Poruszamy się i żyjemy w świecie stworzonym przez Boga i oddanym człowiekowi we władanie. Żyjemy więc otoczeni dobrem pochodzący z rąk Boga. Święty Tomasz z Akwinu tak określa w Sumie Teologicznej: "Radość albo 'szczęście' w ścisłym tego słowa znaczeniu, doznawana jest wtedy, kiedy człowiek cieszy się posiadaniem jakiegoś dobra poznanego i kochanego". Dostrzegamy więc całe dobro stworzone przez Boga jako wyraz Jego miłości do człowieka i powinniśmy cieszyć się nim, w całej prostocie serca. Paweł VI w adhortacji "Gaudete in Domine" mówi: "Chrześcijańska radość wymaga, aby człowiek był zdolny do korzystania z radości naturalnych", a tymczasem dzisiaj: "Społeczność ludzka, bogata w wynalazki techniczne, mogła pomnożyć okazje do rozrywek, ale z trudem przychodzi jej rodzenie radości". Raczej dostrzega się zniechęcenie, nudę i smutek, poczucie samotności, niespełnione pragnienie miłości i przyjaźni, lęki, pesymizm.

Bóg Stwórca użycza nam radości naturalnych jako pomocy w pielgrzymce życia - "są nimi: głęboka radość z istnienia i życia, radość czystej, uświęconej miłości, radość uspokajająca, czerpana z przyrody i milczenia, radość surowej powagi, jaką rodzi dzieło dobrze wykonane, radość i przyjemność spowodowane wypełnieniem obowiązku; radość czysta, jaka płynie ze skromności służby i uczestnictwa we wspólnocie i radość mozolna pochodząca z poświęcenia". Można by tu dodać, że człowiek stworzony przez Boga, który ma poczucie humoru, jest uprawniony do korzystania z tego atrybutu: ciesząc się z dobrej zabawy, dowcipu, rozrywki, śmiejąc się i uczestnicząc w wesołości rodzinnej czy wspólnotowej. Człowiek wnoszący sobą atmosferę wesołości i optymizmu jest wszędzie mile widziany. To szczególny jego charyzmat, dany przez Boga.

Ale i tak powszechnie aprobowane radości naturalne są coraz mniej obecne w otaczającym świecie. Może dlatego, że brak im odniesienia do źródła wszelkiego szczęścia, jakim jest Bóg. A On chce, aby radość zagościła w sercach wszystkich ludzi, więc nasze zadanie - zanieść ją innym, ale na to musimy sami być nią napełnieni. Niech mroki naszego świata "nie powstrzymuj ą nas od mówienia o radości, od nadziei na radość, bo współcześni nam ludzie, uwikłani w biedy, potrzebują doznania radości i usłyszenia jakby jej pieśni".

Najprzód podstawowa sprawa: radość musi opierać się o pokój, więc jest potrzebny pokój serca skierowanego do Boga, zgoda między człowiekiem a Bogiem, pokój sumienia, nawet gdy uświadamia sobie popełnione grzechy, ale szybko chce przywrócić nadwątloną więź z Bogiem. Radość czystego sumienia, radość z otrzymanego przebaczenia - to świat doznań ogromnie szczęśliwych. Nie zdajemy sobie sprawy, jakim piekłem jest zaplątanie w grzechy, niewiara w Ojca i w Jego miłosierdzie, rozpacz niemożności naprawienia zła, które się popełniło. A to jest udziałem tych, którzy nie wierzą.

Autentyczna radość zawsze oparta jest na wierze, że Bóg istnieje, że z miłości do człowieka sam stał się prawdziwym człowiekiem, że ani na chwilę nie przestał się interesować jakimkolwiek z ludzi, że przez śmierć i zmartwychwstanie ostatecznie pokonał to wszystko, co niszczy ludzką radość. Zmartwychwstały Pan jest z nami "przez wszystkie dni aż do skończenia świata" (Mt 28,20). I ta radość obecności Pana Zmartwychwstałego, który pokonał śmierć i szatana trwa od blisko 2000 lat w Kościele pomimo wszystkich udręk, które na niego spadają. Radością Kościoła jest obecność w nim Jezusa Chrystusa i świętość jego dzieci. Święty Jan Ewangelista stwierdza: "Nie znam większej radości nad tę, kiedy słyszę, że dzieci moje postępują zgodnie z prawdą" (J 3,4).

Ale radość na ziemi ma swoje ograniczenia, dopiero radość życia wiecznego będzie pełnią.

Świętych obcowanie w niebie, jest trwaniem w radości, bo to będą wieczne gody Baranka, na które jesteśmy zaproszeni. Tylko musimy zadbać o szatę weselną. "Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują" (1 Kor 2, 9). W swojej nieskończonej miłości nasz Pan czasem daje odczuć przedsmak nieba. Jeżeli to są ułamki, które zawdzięczamy łaskom mistycznym, czym będzie pełnia ?

Radość, która gości w naszym sercu, nie może trwać w nim zamknięta. Mamy się nią dzielić jako dobrem, którego współczesny świat jest pozbawiony, bo odwrócił się od Tego, który swoim przyjściem na świat "pomnożył radość, zwiększył wesele" (Iz 9). Trzeba nam też umieć uzasadniać naszą nadzieję, że płynie z tego jedynego źródła szczęścia. Świat współczesny, żyjący przesytem dóbr materialnych i głodem prawdziwej miłości, zatroskany coraz więcej o swoje zyski, stan posiadania, środowisko naturalne, bezpieczeństwo, przyszłość, nie ma już czasu i przestrzeni dla radowania się. Trzeba w nowej ewangelizacji zacząć go znowu uczyć śmiechu, nie tego przylepionego do twarzy, ale płynącego z serca przepełnionego żywą wiarą. Trzeba przypomnieć mu od nowa, że wszelka radość i szczęście ludzkie bierze swój początek w Tym, który Jeden zna tajemnicę szczęścia, trwającego przez życie aż po wieczność. Podarować dzisiejszemu człowiekowi choć trochę tego szczęścia, mającego swój początek w Bogu - to wyświadczone wielkie dobro. Do wszystkich wierzących powinny się odnosić słowa: "O, jak są pełne wdzięku na górach nogi zwiastuna dobrej nowiny, który ogłasza pokój, zwiastuje szczęście, który obwieszcza zbawienie... Twój Bóg zaczął królować" (Iz 52, 7-8). Oby mogły zabrzmieć radosnym śpiewaniem wszystkie ruiny współczesnego świata, dzięki tej wierze na nowo obudzonej, że Bóg zaczął królować.

Obrazek



 

Re: Rozważania

Postprzez ks. Otto Kent » 20 mar 2011, 10:48

Rozważanie IX

Jak się rodzi cywilizacja śmierci?

Na podobieństwo Serca

Coraz więcej ludzi zaczyna zdawać sobie sprawę z tego, że ani pieniądz, ani konsumpcja, ani zdobycze techniki, ani nawet wiedza nie wystarczają do szczęścia. Wszystkie te rzeczy, do których człowiek tak wytrwale dąży, mogą nawet stworzyć bariery w osiąganiu prawdziwego szczęścia, wywołując zazdrości, podziały, wojny itd. Ludzie w głębi serca wiedzą, że szczęście nie znajduje się gdzie indziej, jak tylko w dobroci i miłości. Dlaczego miłość tak głęboko zakotwiczona jest w sercu człowieka? Dlaczego ona, jako jedyna, potrafi nadać sens życiu? Po prostu dlatego, że zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, który jest miłością. Bóg uczynił ludzkie serce na podobieństwo swojego Serca i choć grzech zeszpecił tę podobiznę, to jednak jej nie zniszczył. Bóg nas kocha, to znaczy pragnie naszego szczęścia. Ponieważ nasze serce zostało utworzone na podobieństwo Serca Boskiego, to także dla nas prawdziwa miłość jest pragnieniem szczęścia drugich. W istocie rzeczy, zostaliśmy stworzeni do tego, aby kochać i być kochanymi. Dla człowieka być powołanym do życia i powoływać życie, to znaczy być umiłowanym i powoływać do miłości - tak jak Bóg: stworzył nas z miłości i po to, abyśmy kochali. Prymat miłości w sercu ludzkiej egzystencji jest prawdą prostą, dostępną każdemu człowiekowi. Z najbardziej powszechnego doświadczenia życiowego wynika, że abym stał się sobą, potrzebuję drugiego człowieka. I odwrotnie: by ktoś drugi stawał się sobą, muszę uznać go i obdarzyć miłością. Wynika stąd, że nie uznać drugiego człowieka i odmówić mu wszelkiej miłości, to znaczy już zniszczyć go. Lecz ranić drugiego, to znaczy niszczyć samego siebie. Śmierć dla miłości, odrzucenie innych i samozagłada stanowią elementy składowe jednego i tego samego dramatu.

Wolność od miłości

Obecnie jesteśmy świadkami rozpowszechniania się modelu życia, który kwestionuje miłość, jako jedyną zasadę pełnej samorealizacji i szczęścia. Konsumpcyjny styl życia upatruje w relacji miłości zagrożenie dla indywidualnego rozwoju jednostki. Uważa się, że zobowiązania wobec drugiego człowieka, jakie wynikają z wiernej miłości, ograniczają osobistą wolność. Nie ma wątpliwości, że miłość - czyli troska o autentyczne dobro drugiego - rodzi konkretne wyzwanie do działania na jego korzyść. Właśnie w tym wyzwaniu widzi się dziś zagrożenie dla wolności, uważając, że wolność polega na braku zobowiązań wobec kogokolwiek. Być wolnym - zgodnie z powyższą logiką - to znaczy: żyć tak, jak ja tego chcę, a nie jak tego oczekuje miłość. W ten sposób, wolność traktuje się i przeżywa jako prywatną posiadłość, którą najpierw należy bronić, a następnie powiększać kosztem innych. Być szczęśliwym - zgodnie z powyższym myśleniem - to móc najpełniej zrealizować to, czego ja chcę. Jest oczywiste to, że dążyć do szczęścia w powyższym znaczeniu nie można inaczej, jak tylko poprzez kategoryczne odrzucenie miłości drugiego. Konsumpcyjny model życia unika odpowiedzialnej miłości ze strachu przed utratą osobistej wolności. Uważa się, że jedynie wolność od zobowiązań, powinności i zależności od innych stwarza jednostce warunki do zaspokojenia własnych potrzeb oraz rozwoju pragnień, aspiracji, naturalnych potencjałów itd... Atrakcyjnie to brzmi! Jednak w praktyce chodzi o nieograniczone rozwijanie pożądań i maksymalne ich zaspokajanie. Stosunek do drugiego człowieka, jaki wynika z miłości, podlega tu krańcowemu przeobrażeniu: jednostka nieustannie pożąda tego, co ktoś inny posiada, co inny wie i potrafi. W sumie, pożąda ona tego, czym ten ktoś inny jest. Wiadomo, że żądzy nie da się zrealizować inaczej, jak tylko na drodze zdobywczego zawłaszczania sobie osób i rzeczy. Mechanizm ten nieuchronnie uruchamia przemoc: swoje pożądania zaspokoi ten, kto jest silniejszy. Tak wkrada się śmierć.

Zasada silniejszego

Koncepcja wolności, znajdująca się u podstaw cywilizacji śmierci, ma fatalny wpływ na małżeństwo i rodzinę. Najpierw, samo pojęcie wierności małżeńskiej jest tu zakwestionowane. Dla kogoś, kto stawia przede wszystkim na realizację własnych pożądań, rzeczą absolutnie szkodliwą jest zaangażowanie się w miłość trwałą i odpowiedzialną. Pojawia się tu jedynie miejsce na miłość przezorną, podejrzliwą i kalkulującą: "kocham ciebie warunkowo, czyli tak długo, jak długo potrwa moje pożądanie w stosunku do ciebie". Miłość, jako trwały proces wzajemnego darowania się i przyjmowania, zostaje zredukowana do swoistej pożądliwości serca. Wierność skąpo jest tu wydzielana i trwa jedynie na zasadzie tymczasowości. Kocha się drugą osobę nie ze względu na to, kim ona jest, lecz z racji przyjemności, jaką ona dostarcza, oraz użyteczności, jaką prezentuje w danym momencie. Idea wzajemnej szczerości z zasady nie wchodzi tu w rachubę, ponieważ w interesie partnerów wcale nie leży wzajemne poznanie się i głębokie zjednoczenie. Jest to tak zwana "wolna miłość", której skutkiem (a zarazem przyczyną) jest rozwód. Troska o zachowanie wolności zezwala mi na swobodne wycofanie się ze związku, ponieważ od samego początku posiadał on charakter warunkowy i prowizoryczny. Aby być wolnym, rezerwuję sobie prawo do orzekania wyroku śmierci dla miłości. Dla rodzicieli o czysto konsumpcyjnym nastawieniu do życia poczęcie dziecka oznacza perspektywę utraty ich własnej wolności. To, co dają dziecku, uważają za swoją osobistą stratę. Z przewagi silniejszego nie dopuszczają, aby nowe życie mogło oznaczać śmierć w jakimkolwiek wymiarze ich swobody życiowej. Tego typu postawa przygotowuje praktykę aborcji i dzieciobójstwa, lecz nie tylko: zapowiada eutanazję sędziwych rodziców przez dorosłe dzieci, które w osobach rodzicieli upatrują ograniczenie dla swej życiowej autonomii. Na drodze praktyki aborcji i eutanazji zaklęty krąg śmierci się zamyka: ci, którzy dzisiaj decydują o śmierci dla słabszych - jutro zostaną uśmierceni przez silniejszych od siebie.

Horyzont śmierci

Żądza niepodzielnego stanowienia o swym życiu wyraża się także w stosunku do własnej śmierci. W samobójstwie - "asystowanym" czy nie - widzi się akt najwyższej wolności. Jeśli pojawia się perspektywa życia poza śmiercią (na przykład, gdy głosi się prawdę o powszechnym zmartwychwstaniu), to wolność ludzką zaczyna się uważać jako za zagrożoną przez tę perspektywę, poprzez tę nadzieję. Wolność, w tym duchu, domaga się więc również śmierci dla nieśmiertelności - dla Boga, który jest jej ostatecznym źródłem i gwarantem. Pragnienie jedynego stanowienia o swym losie prowadzi jednostkę do radykalnego odrzucenia Boskiego daru wieczności. Prawdziwą wielkość człowieka widzi się w jego pysze: w niepodzielnym prawie do zadawania śmierci sobie oraz innym. Człowiek, zamknięty w swej hermetycznej samotności, stoi przed perspektywą samozniszczenia poprzez śmierć totalną i definitywną. Paradoksalnie jednak wydaje się jemu, że dopiero wtedy naprawdę jest wolny. Tego typu wizja życia jest rozpaczliwa, ponieważ po śmierci nie spodziewa się już niczego, a zarazem agresywna. Perspektywa nieuniknionej śmierci przyprawia człowieka o rodzaj "gorączki", która mobilizuje go nie do "wykorzystywania obecnego czasu" (Ef 5, 16), lecz do jego niepohamowanego konsumowania na drodze realizacji pożądań. Ponieważ śmierć postrzegana jest jako absolutny koniec, więc czas życia jest czasem grzechu. Jest to czas pożądania ciała, pożądania oczu, i pychy tego życia (1J 2, 16) oraz zadufanej ufności wobec siebie samego (por. Rz 7, 5; 8, 5). Radykalne odrzucenie perspektywy życia wiecznego oznacza, że człowiek już został zwiedziony przez grzech. Wszystko to stanowi rodzaj potwierdzenia prawdy, że stworzony na podobieństwo Boga człowiek nie istnieje prawdziwie bez miłości. Darowanie się drugiemu pomnaża me własne istnienie, a opanowanie pożądliwości staje się początkiem prawdziwego życia. Kto chce zachować swoje życie - straci je, a kto straci swoje życie z mego powodu - ten je zachowa.

Obrazek



 

Następna strona

kuchnie na wymiar kalwaria zebrzydowska

Powrót do Archiwum Państwowe

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 4 gości