|
przez Lorenzo Sastre » 29 mar 2016, 20:42
Mój status na biedę narzekać nie każe, ale rywalizacja to wręcz drugie imię krawieckiego rodu z jakiego się wywodzę. Za honor stawiam sobie zwycięstwo w tejże konkurencji, jako, że na obsłudze broni znam się co nieco, to i postaram się z całej palmowej mocy. No a teraz pod pierzynę czas, coby z rańca nie przespać pianie koguta.
(-)El Presidente Lorenzo Sastre
-
-
- Gość zagraniczny
-
- Posty: 16
- Dołączył(a): 01 sty 2016, 21:20
przez Maksymilian Branicki-Lubomirski » 30 mar 2016, 18:07
Mam nadzieję, że zdążyłem, bo droga długa i niełatwa, ale polowania w tak zacnym gronie szkoda byłoby opuścić.
Maksymilian Branicki-Lubomirski herbu Gryf Stolnik Kaliski Pan na Grodnie i Białymstoku Amor patriae nostra lex.
-
-
- Zmarły
-
- Posty: 437
- Dołączył(a): 08 lis 2015, 19:19
- Lokalizacja: Grodno
- Medale: 3
-
przez Samuel Radziwiłł » 30 mar 2016, 18:55
Wczesnym rankiem jegomość Radziwiłł wstawszy, polecenia służbie powydawał. Na gości lekkie śniadanie czekało, by o pustym żąłądku w puszczę nie wyruszać. Dla Znamienitego Gościa wierzchowca przygotowano ze stajni borysowskich. Gdy El Presidente wyszedł z pałacu, mógł zobzczyć owego konia, na którym spędzi trochę czasu. Kiedy większość już po posiłku była, Ciwun, jak na gospodarza przystało ręką skinął by grano apel na łowy, co znakiem jest, że wszystko gotowe i ruszac można na polowanie. Waszmościowie! Zatem ruszamy na łowy!
Wojewoda miński Książe na Borysowie, Nieświerzu i Birżach Obywatel Palatynatu Leocji Pełnomocnik Namiestników Palatynatu
-
-
- Wojewoda
-
- Posty: 2465
- Dołączył(a): 27 lip 2015, 14:25
- Medale: 19
-
-
-
-
-
-
-
- Godności Kancelaryjne: .
- Stopień: Strażnik Polny
- Gadu-Gadu: 9438133
przez Lorenzo Sastre » 01 kwi 2016, 19:34
- Osz...! Zaspałem! Co za wstyd! - Sastre zerwał się na równie nogi i czym prędzej ubrawszy się udał się na miejsce "zbiórki". Słońce już było dość wysoko, nie tego oczekiwał zobaczyć, ale wyszedłszy przed pałac tłumnie zebrana świta jeszcze bardziej przekonała go, że zwyczajnie zaspał. Z nieco posępną miną udał się w stronę pana tych włości. Gdy zobaczył twarz znudzonego czekaniem i ziewającego Ciwuna było mu wstyd, gdyż sam rychłe pojawienie się obiecywał. Zostało już tylko zgrywanie, że to całkowity przypadek. Jak pomyślał tak uczynił. Jął przepraszać gospodarza za spóźnienie, ale nawet to, że był najwyższej rangi dygnitarzem palmowym nie zwalniało go z punktualności. W dodatku na wspólne łowy przybyli także zacni goście: - Seńores wybaczcie, chyba ten wasz miodek był mocniejszy niż sądziłem. Seńor Radziwiłł... - skłonił się w stronę Ciwuna - seńor Branicki-Lubomirski... - wykonał pokłon w stronę pana grodzieńskiego - seńor von Tauer... - ponownie schylił się, tym razem by wyrazić szacunek dla Marszałka. - Możemy zaczynać! Sygnał w róg i na koń! - Sastre pozwolił sobie dać sygnał, że on już jest gotowy.
/Wybaczcie, problem z dostępem do internetu./
(-)El Presidente Lorenzo Sastre
-
-
- Gość zagraniczny
-
- Posty: 16
- Dołączył(a): 01 sty 2016, 21:20
przez Stanisław von Tauer » 01 kwi 2016, 22:17
Polowanie w puszczy nieodpodal Borysowa Zaraz po Eucharystii poprzedzającej łowy, z małego kościółka wyszedł tłum ludz. Przewodził im pan gospodarz - Samuel Radziwiłł. Wszyscy poczęli siodłać i wskakiwać na koń. Pierwszy pojechał pan von Tauer, który wraz z czeladzią zapuścił się w borysowską puszczę. Przy sobie oprócz szabli miał łuk, który od niedawna został nieodzownym elementem wyposażenia. Przy jego siodle wisiał także zwinięty arkan. Pan Stanisław bowiem, po powstaniu Pawłyszenki na Ukrainie się kurował gdzie też w niewolę wziął pewnego Tatara. Ten za cenę żywota wyuczył von Tauera mistrzowsko władać łukiem i arkanem, bowiem ten, z podziwu nad tą pierwszą broni, która była dalekosiężniejsza i szybkostrzelniejsza od broni palnej, a w dobrych rękach celniejsza. Ale przejdźmy do sedna: opisu polowania. Znać było, że obfite w dziki są tutejsze lasy, bo nagle odyniec ogromny zza krzaków wyskoczył i zaatakował. Wbił sue w sam środek grupy myśliwych. Swoimi ogromnymi szablami i racicami zabił wielu ludzi pana Stanisława. Ten, strzelił odyńca pod łopatkę, tam gdzie serce się znajduję, ale zwierzę uchroniła gruba szczecina. Zwrócił się więc odyniec ku panu Tauerowi. Koń był szybszy niż dzik, więc począł się oddalać od odyńca. Nagle koń zwolnił, co mogłoby być jeno fotelem pana Stanisława, bo koń po krótkim tak dystansie nie mógł się zmęczyć. Kalkulował bowiem pan marszałek, że z bliska impet strzały będzie większy i przebije szczecinę, ale druga strzała znowu została zahamowana futrem. - Diabelska szczecina, tfu - tu spróbował splunąć na dzika, jednak ten był za daleko. Jednak wnet nowa myśl zaświtała w jego głowie. Miał przecie arkan! Schował do pokrowca łuk łuk, a wyjął i rozwinął arkan. Znowu odległość między nim a odyńcem drastycznie zmalała. Zarzucił arkan na jedną z dwóch potężnych szabel owego zwierza. Ten, pociągnięty przez konia opierał się, ale liny przecie nie mógł rozwiązać. Ciągnięty za szablę gruchnął o drzewo, wtedy zaś byle jak pan Stanisław odłożył arkan, błyskawicznie wyjął łuk, założył strzałę, napiął cięciwę i zwolnił. Nie celował jednak pod łopatkę jeno w oko odyńca, który zawył (a raczej zachrząknął) z bólu, i od razu wstał. Nagle rozległy się huki, a dzik zwalił się niczym rażony piorunem. Zaraz obok pana von Tauera pojawili się jego słudzy. - Który wystrzelił do odyńca? - spytał marszałek - Ja. - rzekł jeden z pachołków. - Nagrody nie dostaniesz. - Spokojnie odrzekł. - Ależ.... - Staliście tu w krzakach i drżeliście i tylko strzelaliście a ja harowałem. Co by było gdyby koń naprawdę się zmęczył? Nawet byście nie pomyśleli o ratunku dla królewskiego syna! A na koniec łup mi drżeliście! Trzy strzały wystrzeliłem i nie kiwnęliście palcem, jeno dobiliście.Tak więc wrócili i odyńca podarowali Szlachetnemu El Presidente mając nadzieję, że ciągłe jedzenie dziczyzny mu nie znudnieje.
/-/ Stanisław von Tauer herbu von Tauer Pułkownik wojsk koronnych Wojewoda łęczycki
-
-
- Zmarły
-
- Posty: 1661
- Dołączył(a): 26 lis 2015, 16:17
- Medale: 9
-
-
-
- Gadu-Gadu: 66056090
przez Maksymilian Branicki-Lubomirski » 02 kwi 2016, 16:13
Po wkroczeniu do puszczy pana Samuela szlachta podlaska i grodzieńska z panem Maksymilianem na czele, zapuściła się w jej głąb, znając puszcze litewskie, wiedzieli, że najwięcej zwierzyny kryje się w jej sercu. Myśliwi ze swymi psami poszli przodem by tropić zwierzynę. Po długim marszu las był tak gęsty, że panował półmrok, a atmosfera była bardzo tajemnicza, szczególnie, że wszyscy zachowali ciszę i słychać było, że las żyje. Idealne warunki na polowanie. Psy to łapały trop, to znowu go gubiły. Wszystka zwierzyna wydawała się dobrze skryć przed ludzkim okiem i psim węchem. Zniechęcenie widoczne było na twarzach towarzyszy. Po długim i bezowocnym poszukiwaniu Maksymilian dał znak powrotu, dmąc w róg. W drodze powrotnej rozczarowanym myśliwym dech zaparł na widok, który ujrzeli. Po przeciwnej stronie niewielkiego bagna stał potężny król puszczy. Takiej okazji nie można było zmarnować, ale szacunek do tak wspaniałego zwierza zabraniał ustrzelić go niehonorowo z broni palnej. Według starego litewskiego zwyczaju trzeba było wykazać się męstwem i zabić żubra włócznią. Ten wydawał się spostrzegać co go czeka i sposobił się do walki, przebierając po ziemi kopytami, tak że okrążyła go łuna kurzu. Maksymilian ze swym przybocznym przeszli przez mokradła, a wody mieli po pas, by zbliżyć się i stanąć do boju na śmierć i życie. Pamiętając ostanie polowanie we włościach pana Stanisława, wiedział jak tragiczne w skutkach może się okazać bliskie spotkanie z wielkim dzikim zwierzem i miał do niego jeszcze większy szacunek. A ten okaz był nader potężny. Miał ze 7 stóp wysokości od kopyt do rogów. Młody szlachcic ostanowił więc wykazać się sprytem. Ustawił się plecami do drzewa a twarzą do żubra. Czekał aż ten zaatakuje pierwszy. Nie musiał czekać długo. Poczuł jak ziemia zaczyna drgać pod jego stopami pod ciężarem rozpędzającego się kolosa. Trwał bez ruchu oparty o gruby pień czekając do ostatniej chwili. Gdy już niemal czuł oddech zwierzęcia na swoim ciele, uskoczył nagle, tak że rogaty przeciwnik z ogromnym impetem uderzył łbem w drzewo. To zamroczyło na chwilę bestię, a czas ten wykorzystał Maksymilian by znaleźć się u jej boku. W tym momencie wbił włócznie między żebra, a krew natychmiast oblała gęste futro zwierza. Ten spojrzał jeszcze groźnym wzrokiem na tego, z którym przyszło mu walczyć, jakby samym błyskiem ślepi chciał go powalić. Rana była jednak zbyt wielka i potężne cielsko owaliło się na bok, tak że włócznie weszła jeszcze głębiej i przeszła na wylot, stercząc jak rożen. Serce Maksymiliana waliło jak potężny dzwon, gdy u jego boku pojawił się przyboczny, ze strachem na twarzy po tym co ujrzał. Leżący król puszczy wydawał się jeszcze większy niż za życia. Jego majestatyczne rogi zdawały się być nadal śmiertelną bronią, a z obu boków sączyła się ciemna, gorąca krew. Martwe cielsko z trudem po ziemi w kierunku wozu powłóczyło ośmioro ludzi Branickiego-Lubomirskiego, a ten rzekł: - Ha, będzie jadła na kilka uczt.
Maksymilian Branicki-Lubomirski herbu Gryf Stolnik Kaliski Pan na Grodnie i Białymstoku Amor patriae nostra lex.
-
-
- Zmarły
-
- Posty: 437
- Dołączył(a): 08 lis 2015, 19:19
- Lokalizacja: Grodno
- Medale: 3
-
kuchnie na wymiar kalwaria zebrzydowska
Powrót do Majątki Samuela Radziwiłła
Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość
|
|