Strona 5 z 6

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 31 paź 2019, 21:09
przez Sebastian von Tauer
Wieczorem panowie odebrali taką wiadomość od hetmana:

Poczekajcie do jutra na "Świętego Januarego", popłyniemy przez Gibraltar razem, nie powinni chcieć nas atakować gdy pojawimy się z taką siłą.

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 31 paź 2019, 21:16
przez Maurycy Orański
Doskonale.

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 31 paź 2019, 23:03
przez Karol von Tauer - Sienicki
Tak będzie Panie Hetmanie!

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 01 lis 2019, 17:14
przez Sebastian von Tauer
Około godziny 16 majtek na bocianim gnieździe galeonu zameldował, że widzi okręt płynący pod banderą Rzeczypospolitej. Pan Maurycy, dowódca jednostki, także dostrzegł "Świętego Januarego" i nakazał zmienić kurs w stronę galeonu. Oba okręty spotkały się dziesięć mil morskich od Gibraltaru i dalej płynęły niemal burta w burtę.

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 01 lis 2019, 18:21
przez Maurycy Orański
Ahoj, dobrze że jesteście, mam dość ciągłego wypatrywania wroga. Teraz prosto na La Palmę?-zakrzyknął Orański

Wysłane z mojego SM-J330F przy użyciu Tapatalka

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 01 lis 2019, 20:00
przez Karol von Tauer - Sienicki
Ahoj kamraci! - rzekł wychodzący za przyjacielem młody von Tauer.

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 01 lis 2019, 20:41
przez Hubert Szablarczyk - Hrychowicz
Odkąd oba okręty społem płynąć poczęły, fale jęły bić o nie coraz silniej. Ni nagle, ni gwałtem zmiana owa nie zaszła, jeno regularność wielce marynarzy morzyła. Ci, którzy morza nie znali, coraz częściej przy burcie urzędowali coby womicyje swoje w wodzie złożyć. A który nie dopchał się pierwszy - ten pokład zapaskudziwszy, bosmańskiej furii rychło zaznał. W takim terminie wszystkim ciągła wilgoć morska i zapach soli, dotąd niezauważony, przykrzyć się poczynał, aż się załoga cudowała i deliberowała coraz mocniej podobnemi morskiemi dziwami.
W nocy nocna wachta spokoju zwykłego całkiem się zbawiła, bowiem sztormu się obawiała. O drzemce na linach mowy nie było.
Przed północą mgła nagła naszła i wczas przechadzki po pokładzie każden był ślepy. Lampy okrętowe świeciły słabiej niźli przykryty warstwą chmur księżyc.

- Franck, cóż to tam się świeci kole kluzy? - zakrzyknął jeden strażnik nocny do drugiego, za burtę się niecho wychyliwszy.
- Lampa, a jakże!
- Dyć lampy kapeluszy nie mają!
- Hę?
W kilka chwil skrzykneła się ładna grupka wachciarzy, w końcu jednak nie ujrzeli nic i uznali to za przywidzenie.

To było jednak na szkunerze. Na Świętym Januarym tumult podniósł się zasię dużo większy.
- W tą godzinę, taki synu, haj! do wody pókiś młody! - rozległ się okrzyk, ale kto owy podniósł - nikt nie wiedział. Pan Hubert wyskoczył zaraz na pokład, w samej koszuli i hajdawerach, rozejrzał się i ujrzał jeno znikającą za sterburtą poświatę. Podbiegł, wychylił się. Wtem jednak plusk głośny za bakburtą - jakby coś z niej spadło. Albo i ktoś. Tu odwrócił się na pięcie i już miał ruszać, jednakże skutkiem zaspania, niefortuny zwykłej, czyli też fuszerki majktów - poślizgnął się na pokładzie, wykopyrtnął i zawisł na burcie na jednym ramieniu.
Wnet nowy okrzyk, który to wzmógł sie dodatkowo kiedy to pan Hubert uczuł wodę stóp sięgającą. Ten okrzyk usłyszeli wszyscy i wszyscy takoż wiedzieli że należał on do pana sternika.
Palce - jak mu się zdało - wbijać musiał chyba na trzy cale w pokład, a ból powoli jął nad chęcią przetrwania dominować. Kiedy tylko oczy zaciśnięte otworzył, widział jeno coś jakby świetlistą postać u bocianiego gwiazda zawieszoną - postać w kapeluszu, jakby patrzącą na walczącego o życie szlachcica. Przysiągłby, że słyszał i jakiś śmiech czartowski, ponury...
Wtem uczuł jak go ciągną. Siłowali się dobrą chwilę, ku wodzie ich ściągało, ale w końcu wydobyli dyszącego królewicza na pokład. Ten spojrzał tylko po licach. Byli to dwaj ubodzy szlachice inflanccy - pan Korneliusz i pan Konstanty Klabbautowie - bracia. Uśmiechnęli się do niego - prawda że krzywo, bo zmęczeni. Chciał coś rzec. Nie zdążył.
Nagle fala uderzyła od bakburta tak silna, że statek przechylił się znaczniej na prawą stronę. Pan Hubert utrzymał się na pokładzie i nie spadł znowu, ale w tej samej chwili usłyszał krzyk obu braci, dwa pluśnięcia i duszone jeszcze zawodzenia topielców. Wtedy to morze uspokoiło się, fale zdały się ustać zupełnie. I śmiechu słychać nie było. Liczba lamp powróciła do normy.
Na pokładzie stał pan hetman, widać zbudzony ze snu. Nie miał pojęcia co się stało, zresztą pan Hubert również opowiedział o wszystkim dopiero po dłuższej chwili, znak krzyża czyniąc co chwila, z czego sobie nawet sprawy nie zdawał.
Cisza zdała się być jeszcze gorszą od nużącego kolebania...

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 01 lis 2019, 22:08
przez Samuel Radziwiłł
Zbudzony nocnymi krzykami wyszedł Pan Samuel na pokład. Widzi swymi oczami, Hetman i Pan Hubert stoją wpatrując się w toń za okrętem. Morze się uspokoiło... lecz co się stało... wzniósł oczy ku niebu, zmówił cichą modlitwę. Nadal zdziwiony patrzył jak mgła snuła się po falach morskich. Dzień będzie ładny, a jeśli wiatr dopisze to winniśmy za dwa dni La Palmę ujrzeć.

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 01 lis 2019, 22:10
przez Sebastian von Tauer
Dobrze żeśmy pana wyciągnęli - rzekł do pana Huberta książę Sebastian - szkoda jeno, że ci dwaj pod wodę poszli...

Re: Rejs Świętego Januarego

PostNapisane: 01 lis 2019, 22:14
przez Samuel Radziwiłł
Co słyszę? To prawda, żeś Panie Hubercie cudem wyratowany z otchłani morza? I kto pod wodę poszedł? Pan Samuel zasypywał pytaniami, wybudził się już ze snu całkowicie.