Re: Przemytnicy
Napisane: 12 maja 2020, 13:11
Pięć dni mimo postawienia na nogi całego pułku i lekkiej eskadry nie wykryto żadnych posunięć przestępców. Najwidoczniej po wpadce przestraszyli się i postanowili przeczekać całe zamieszanie.
Wieczorem piątego dnia w siedzibie wicekróla zjawił się mężczyzna o wyglądzie rzezimieszka. Zaprowadzono go do komnaty gdzie Orański gotował się już do spoczynku człowiek. Wicekról popatrzył pytająco na przybyłego na co ten zmieszał się. Zachęcony przez Maurycego gość opowiedział że na zlecenie pana Huberta odnalazł i skontaktował się z człowiekiem który na tajemnie rozprowadzał przemycony towar po niższej cenie. Skontaktowawszy się z nim poinformował owego trefnego kupca że pewien człowiek chce nabyć sprowadzane z Rzeczypospolitej żelazo. Spotkanie naznaczono w jednej z przyportowych tawern. Bezpośrednio Orańskiemu towarzyszyło dwóch ludzi. Pod płaszczami mieli ukryte pistolety i czekany, a na sobie kolczugi. w pewnej odległości za nimi podążali uzbrojeni w szpady i pistolety ubrani po cywilnemu rajtarzy. Kiedy grupa dotarła do miejsca spotkania podkomorzy przesunął dwa razy prawą noga po posadzce. Był to umówiony znak. Karczmarz skinął nieznacznie głową. Przybysze podeszli do baru.
-A więc chcą panowie wynająć nocleg? Zapraszam-powiedział gospodarz i wskazał na schody znajdujące się w tyle sali. Niderlandczyk wraz z towarzyszami udał się bez słowa za właścicielem. W tym samym czasie do środka wszedł pewien człowiek który usiadł cicho w kącie. Karczmarz zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi jakoby do jednego z pokoi i rozglądnął się dookoła czy nikt inny nie obserwuje. Za drzwiami oczom zdziwionych przybyszów pokazała się prowadząca do piwnic klatka schodowa. Ludzie wicekróla podążyli za gospodarzem. Ostatni zostawił przy drzwiach żelaznego guza. W docelowym pomieszczenie czekał mężczyzna o fizjonomii nie wzbudzającej zaufania: czarny, krzaczasty zarost i wyzierające spod niego blizny,groźny wzrok i łatany ubiór.
-Gdzie towar?-bezceremonialnie zapytał Orański, na co mężczyzna bez słowa otworzył stojącą przy nim skrzynię. Maurycy podszedł i robiąc wyraz twarzy eksperta oglądnął sztaby.
-Umawialiśmy się na więcej-odezwał się.
-Spokojnie, resztę mam ukrytą w bezpiecznym miejscu, chodźcie-powiedział przemytnik i wyprowadził ich inną klatką schodową prowadzącą na zewnątrz. Szlachcice popatrzyli przestraszeni na dowódcę, a ten uśmiechnął się spokojnie. Karczmarz wrócił do klientów a Orański z ludźmi wyszli razem z przemytnikiem. NA zewnątrz dołączyła do nich obstawa przestępcy. Po drodze regimentarz przywitał się zakamuflowanym rajtarem i szeptem przekazał aby ich śledził. Widzący tę sytuację inny żołnierz dał znać znajdującym się w karczmie towarzyszom i wszyscy razem rozproszeni podążyli za wicekrólem w oddaleniu albo sąsiednimi przecznicami. Zorientowawszy że ktoś się że ktoś za nimi idzie bandyta wprowadził całą grupę do jednego z domów i przejściami przeprowadził ich na inną ulicę. Tam dosłownie wpadli na dwóch wojskowych. Zdziwieni kawalerzyści automatycznie dobyli broni. Bandyci także więc i Orański wyciągnął czekan i zaatakował najbliższego siepacza. Zaskoczony nie stawiał oporu i po chwili leżał już zakrwawiony na drodze. Tymczasem wokół trwała walka w pierwszym momencie padł jeszcze jeden przestępca także raniony czekanem. Ci którzy zdążyli dobyć białej broni bronili się twardo. Orański wymierzył pistolet w kierunku herszta, ale zobaczył że z boku zamachnął się na niego inny wróg. Zablokował cios czekanem i wypalił w niego z bliskiej odległości. Niedoszły zabójca wicekróla osunął się w konwulsjach na ziemię. Nie było czasu nabić ponownie. Maurycy schwycił za lufę i pobiegł w kierunku swojego poprzedniego celu. O mało nie wpadł na jedną z walczących par. Szczęściem żołnierz zdążył wygrać pojedynek i regimentarz mógł przeskoczyć nad ciałem. Przemytnik zobaczył zbliżające się zagrożenie i odwrócił się z wyciągniętymi w stronę podkomorzego kordelasem. Pierwsze ciosy wicekról sparował, ale szybko okazało się że przeciwnik umiejętnie trzyma Orańskiego na dystans. Maurycego oblał zimny pot. Nie wiedział co zrobić. Zobaczywszy zawahanie herszt natarł z furią niebezpiecznie zmniejszając dystans, ale wciąż skutecznie blokując ciosy podkomorzego. Nagle przemytnik zawył z bólu. Został trafiony w biodro. Do tego czasu pozostali byli już martwi, ranni lub pokonani. Jedynie dwóch żołnierzy nowokrurlandzkich odniosło poważniejsze rany.
Mości Hubercie, kontynuujcie
Wieczorem piątego dnia w siedzibie wicekróla zjawił się mężczyzna o wyglądzie rzezimieszka. Zaprowadzono go do komnaty gdzie Orański gotował się już do spoczynku człowiek. Wicekról popatrzył pytająco na przybyłego na co ten zmieszał się. Zachęcony przez Maurycego gość opowiedział że na zlecenie pana Huberta odnalazł i skontaktował się z człowiekiem który na tajemnie rozprowadzał przemycony towar po niższej cenie. Skontaktowawszy się z nim poinformował owego trefnego kupca że pewien człowiek chce nabyć sprowadzane z Rzeczypospolitej żelazo. Spotkanie naznaczono w jednej z przyportowych tawern. Bezpośrednio Orańskiemu towarzyszyło dwóch ludzi. Pod płaszczami mieli ukryte pistolety i czekany, a na sobie kolczugi. w pewnej odległości za nimi podążali uzbrojeni w szpady i pistolety ubrani po cywilnemu rajtarzy. Kiedy grupa dotarła do miejsca spotkania podkomorzy przesunął dwa razy prawą noga po posadzce. Był to umówiony znak. Karczmarz skinął nieznacznie głową. Przybysze podeszli do baru.
-A więc chcą panowie wynająć nocleg? Zapraszam-powiedział gospodarz i wskazał na schody znajdujące się w tyle sali. Niderlandczyk wraz z towarzyszami udał się bez słowa za właścicielem. W tym samym czasie do środka wszedł pewien człowiek który usiadł cicho w kącie. Karczmarz zatrzymał się przed drzwiami prowadzącymi jakoby do jednego z pokoi i rozglądnął się dookoła czy nikt inny nie obserwuje. Za drzwiami oczom zdziwionych przybyszów pokazała się prowadząca do piwnic klatka schodowa. Ludzie wicekróla podążyli za gospodarzem. Ostatni zostawił przy drzwiach żelaznego guza. W docelowym pomieszczenie czekał mężczyzna o fizjonomii nie wzbudzającej zaufania: czarny, krzaczasty zarost i wyzierające spod niego blizny,groźny wzrok i łatany ubiór.
-Gdzie towar?-bezceremonialnie zapytał Orański, na co mężczyzna bez słowa otworzył stojącą przy nim skrzynię. Maurycy podszedł i robiąc wyraz twarzy eksperta oglądnął sztaby.
-Umawialiśmy się na więcej-odezwał się.
-Spokojnie, resztę mam ukrytą w bezpiecznym miejscu, chodźcie-powiedział przemytnik i wyprowadził ich inną klatką schodową prowadzącą na zewnątrz. Szlachcice popatrzyli przestraszeni na dowódcę, a ten uśmiechnął się spokojnie. Karczmarz wrócił do klientów a Orański z ludźmi wyszli razem z przemytnikiem. NA zewnątrz dołączyła do nich obstawa przestępcy. Po drodze regimentarz przywitał się zakamuflowanym rajtarem i szeptem przekazał aby ich śledził. Widzący tę sytuację inny żołnierz dał znać znajdującym się w karczmie towarzyszom i wszyscy razem rozproszeni podążyli za wicekrólem w oddaleniu albo sąsiednimi przecznicami. Zorientowawszy że ktoś się że ktoś za nimi idzie bandyta wprowadził całą grupę do jednego z domów i przejściami przeprowadził ich na inną ulicę. Tam dosłownie wpadli na dwóch wojskowych. Zdziwieni kawalerzyści automatycznie dobyli broni. Bandyci także więc i Orański wyciągnął czekan i zaatakował najbliższego siepacza. Zaskoczony nie stawiał oporu i po chwili leżał już zakrwawiony na drodze. Tymczasem wokół trwała walka w pierwszym momencie padł jeszcze jeden przestępca także raniony czekanem. Ci którzy zdążyli dobyć białej broni bronili się twardo. Orański wymierzył pistolet w kierunku herszta, ale zobaczył że z boku zamachnął się na niego inny wróg. Zablokował cios czekanem i wypalił w niego z bliskiej odległości. Niedoszły zabójca wicekróla osunął się w konwulsjach na ziemię. Nie było czasu nabić ponownie. Maurycy schwycił za lufę i pobiegł w kierunku swojego poprzedniego celu. O mało nie wpadł na jedną z walczących par. Szczęściem żołnierz zdążył wygrać pojedynek i regimentarz mógł przeskoczyć nad ciałem. Przemytnik zobaczył zbliżające się zagrożenie i odwrócił się z wyciągniętymi w stronę podkomorzego kordelasem. Pierwsze ciosy wicekról sparował, ale szybko okazało się że przeciwnik umiejętnie trzyma Orańskiego na dystans. Maurycego oblał zimny pot. Nie wiedział co zrobić. Zobaczywszy zawahanie herszt natarł z furią niebezpiecznie zmniejszając dystans, ale wciąż skutecznie blokując ciosy podkomorzego. Nagle przemytnik zawył z bólu. Został trafiony w biodro. Do tego czasu pozostali byli już martwi, ranni lub pokonani. Jedynie dwóch żołnierzy nowokrurlandzkich odniosło poważniejsze rany.
Mości Hubercie, kontynuujcie