Żywoty Świętych Pańskich

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 12 mar 2018, 18:17

11 MARCA



ŻYWOT ŚWIĘTEGO FIDELISA< MĘCZENNIKA

(Żył około roku Pańskiego 1660).

Pobożnym małżonkom, Janowi Rayowi i Genowefie Rosenberger w Sigmaringen, w Szwabii, po pięciu starszych dzieciach dał Pan Bóg w roku 1577 synka, który na Chrzcie św. otrzymał imię Marka. Chłopczyk ten przewyższył rodzeństwo nie tylko zdolnościami umysłu, ale również cnotami i dziecięcą miłością ku Matce Boskiej. Jeśli czasem rodzice nie wiedzieli, gdzie się mały Marek podział, byli pewni, że go zastaną klęczącego pod Bożą Męką, albo przed obrazem Matki Boskiej. W szkole w Sigmaringen był pierwszym w pilności, nauce i obyczajach, i takim pozostał w wyższym zakładzie naukowym we Fryburgu. Za pomocą modlitwy, częstego przyjmowania Sakramentów świętych, ćwiczeń pokutnych i wstrzemięźliwości zachował nieskalaną niewinność serca. Pewnego razu ujrzawszy pijaka, tarzającego się w błocie na drodze, powziął silne postanowienie nie tknąć się nigdy gorących napojów — i tego postanowienia dotrzymał dziwnie do końca życia.
 Po skończonej nauce na akademii, obrawszy sobie zawód prawnika, uzyskał stopień doktora, a obok tego zażywał sławy najcnotliwszego i najmoralniejszego młodzieńca. Uproszony przez księcia panującego, towarzyszył trzem młodzieńcom ze znakomitych rodzin w podróży po Niemczech, Francji, Hiszpanii i Włoszech. Zanim przyjął ten obowiązek, skłonił młodzieńców, iż razem z nim przystąpili do Stołu Pańskiego i polecili się w opiekę Bogu i Pannie Najświętszej. W czasie podróży był niestrudzonym i wpajał onym młodzieńcom zasady szlachetne, oraz wzbogacał ich umysł we wszelkie umiejętności. Uczył ich dziejów kraju, przez który podróżowali, objaśniał ustawy krajowe, pouczał o dziełach sztuki i wprowadzał do uniwersytetów, w których często sam miewał za uproszeniem władzy wykłady, wzbudzające podziw swą głęboką uczonością. Przede wszystkim wprowadzał swych wychowanków do szpitali i zakładów dobroczynnych, w których praktycznie wykonywano dzieła miłosierdzia chrześcijańskiego i tłumaczył im błogosławieństwa chrześcijaństwa tak wymownymi słowy, że w sercach ich niezatarte pozostały ślady cnót chwalebnych. W ciągu podróży dawał im także przykład pobożności i życia zawsze czynnego. Codziennie wstawał o godzinie 4-tej rano, dzień w dzień chodził na Mszę świętą, odmawiał Różaniec i modlitwy do Matki Boskiej, pościł co sobotę o chlebie i wodzie i we wszystkie święta Matki Boskiej przystępował do Sakramentów świętych.
 Po sześciu latach takiej przykładnej podróży oddał owych młodzieńców na powrót opiece rodzicielskiej, a sam objął urząd adwokata w Ensisheim, w Alzacji. Wkrótce zyskał sławę, albowiem, dzięki bystremu umysłowi i nieposzlakowanej prawości, nie schlebiając występkom, nie przyjmował spraw złych, bronił zaś z całą siłą i dobrym skutkiem spraw uczciwych, wykrywając wszelkie oszustwa. Koledzy pytali go nieraz: Dlaczego się tak śpieszysz z kończeniem procesów? Skoro ludzie chcą się procesować, niech za to płacą, obrońcy też żyć muszą. Im dłużej wlecze się proces, tym zdaje się być więcej zawikłany, tym większa też sława i zwycięstwo wygrywającego. Sumienny Marek gardził takimi wybiegami, sprawował urząd swój bezinteresownie, dlatego jedni nazywali go z nienawiści, a drudzy przez szacunek „adwokatem ubogich.“
 Zdarzyło się, że mimo woli nie mógł zapobiec kilku niesprawiedliwościom; zrzekł się przeto świetnego stanowiska prosił o pozwolenie przywdziania sukni świętego Franciszka i wstąpienia do klasztoru Benedyktynów we Fryburgu w r. 1612. Po odbytym nowicjacie otrzymał imię zakonne: „Fidelis.“ „Bądź wiernym (fidelis) aż do śmierci, a ja dam ci koronę żywota“, — tak do niego przemówił kaznodzieja, i Fidelis obrał sobie te święte słowa za prawidło życia, pozostając wiernym Bogu, zakonowi, ślubom, wiernym w małym i w wielkim, jako też wiernym w śmierci męczeńskiej.
 Po dopełnieniu wszystkich warunków zakonnych pracował nad zbawieniem dusz w Konstancji, w Frauenfeldzie i w Altdorfie, Kantonie Uri w Szwajcarii.
 Kazania jego wzbudzały podziw i niejednego grzesznika nawróciły. Że zaś wielu zatwardziałych grzeszników obrzucało go przekleństwem, tym większy to dowód, że kazania pełne były Ducha Bożego. Jakiś pan śmiał zadrwić sobie z niego, mówiąc: „Jeżeli, mój Ojcze, chcesz u nas zjadać tłuste potrawy, radzę ci, abyś był pobłażliwszym w kazaniach.“ Fidelis odpowiedział mu z uśmiechem: „Mój panie, mnie mało na tym zależy, czy będę jadł tłuste, czy chude potrawy, ale tobie wiele powinno na tym zależeć, bym się nie starał o potrawy dla siebie, lecz o zbawienie duszy twojej.“ W Feldkirch w Voralbergu, miał wielkie poważanie. Udawano się doń po zdrową radę, po pociechę, lub zachętę; w każdej potrzebie proszono go o pomoc, i ten ubogi Kapucyn wszystkich obdzielał chętnie z swego bogatego skarbu niewyczerpanej miłości.
 Kiedy w Feldkirch między wojskiem powstała zaraźliwa choroba, Fidelis nie dbał o swoje niebezpieczeństwo; odwiedzał chorych po kilka razy dziennie, obmywał im wrzody, obwijał rany, podawał pożywienie i lekarstwo dla ciała, a żołnierze czcili go osobliwie dla duszy, jak Świętego.
 Dla siebie samego był surowym i twardym. Zawsze czynny bez wypoczynku, pościł jak najściślej, biczował się nieraz aż do krwi, noce trawił na modlitwie, a kiedy mu chciano ulżyć w czymkolwiek, mówił z pokorą: „Zbyt długo żyłem po światowemu, za późno wstąpiłem do zakonu i w służbę Bożą, i dlatego dużo jeszcze mam do roboty.“ Prosił Boga o zesłanie mu cierpień i o wielką łaskę, aby na cześć Stwórcy mógł ponieść śmierć męczeńską.
 Bóg go wysłuchał. W tej części Kantonu Graubünden, która do Austrii należała, wrzały religijne zatargi między katolikami a kalwinami, skutkiem czego wybuchły polityczne niepokoje. Arcyksiążę Leopold austriacki uśmierzył bunt siłą oręża, ale jednocześnie prosił Biskupa z Chur, aby przysłał misjonarzy, którzy by, opowiadając naukę chrześcijańską, jednali zażartych przeciwników i starali się o stałą zgodę. Postanowiono wysłać misjonarzy i Fidelisowi dano nad nimi zwierzchnictwo. Z wielką radością przyjął Fidelis rozkaz, będąc pewien, że spełni się jego najgorętsze życzenie, że będzie mógł oddać krew i życie za Wiarę świętą.
 W towarzystwie ośmiu zakonników udał się do Prättingau. Wielu kalwinów, przekonanych siłą jego kazań, powróciło na łono Kościoła, za to insi zagorzali heretycy powzięli ku niemu straszną nienawiść, podburzyli lud, okłamując go i rzucając najokropniejsze potwarze na misjonarzy. Fidelis dowiedział się o tych niegodziwościach i o tym, że go chcą zamordować, ale to go bynajmniej nie zatrwożyło, ani nie zasmuciło.
 Przewidując rychły swój koniec, miał kazanie w Sevis dnia 24 kwietnia roku 1662. Wtem wpadła do kościoła zagorzała banda ludzi, uzbrojona w strzelby, włócznie, maczugi i kije sękate; straszliwe krzyki przytłumiły słowa kaznodziei, a kula świsnęła mu koło głowy. Fidelis opuścił kazalnicę, przed ołtarzem ofiarował życie Bogu i spokojnym krokiem wyszedł z kościoła. Jeden ze zbójców napada go z towarzyszami i żąda, by się wyrzekł zabobonów Papieskich. Fidelis odrzekł na to z dobrocią: „Bracia kochani, przybyłem tu, by wam opowiadać prawdziwą wiarę i gotów jestem umrzeć za nią!“ Tedy wśród przekleństw i złorzeczeń ciął go jeden z uzbrojonych mieczem w głowę, inni dobili go. Jeden z kalwinów, słysząc świętego Męczennika modlącego się za prześladowców, zawołał: „Zaiste wiara ta musi być prawdziwą, kiedy uczy w taki sposób umierać!“ i został katolikiem.
 Papież Benedykt XIII roku 1729 ogłosił Fidelisa „Błogosławionym“, a Papież Benedykt XIV „Świętym“ w roku 1746.




(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 12 mar 2018, 18:52

12 MARCA



ŻYWOT ŚWIĘTEGO GRZEGORZA WIELKIEGO, PAPIEŻA

(Żył około roku Pańskiego 604).

Święty Grzegorz, rodem Rzymianin, z starożytnego patrycjuszowskiego domu Anicjuszów, miał przodki wielce zacne i bogobojne, a ród swój cnymi postępkami i naśladowaniem uczcił. Już w młodych latach był wielce stateczny, do starych i nabożnych ludzi się garnął, pilnie się uczył tego, czego nie umiał.
 Po śmierci ojca złożył wszystkie świeckie zajęcia. Mając wolne szafowanie dóbr doczesnych, sześć klasztorów w Sycylii zbudował i uposażył, siódmy w Rzymie u św. Jędrzeja z własnego pałacu swego uczynił. Ostatek majętności rozdawszy wreszcie ubogim, założył suknie zakonne i doskonały żywot klasztorny prowadził. W pokarmach wielkiej był wstrzemięźliwości kochając się w czytaniu i rozmyślaniu Pisma św. Lubo zawsze słabego zdrowia, nigdy nie odpoczywał, gdyż albo się modlił, albo pisał, albo rzeczy ku pisaniu powiadał. Rychło go Bóg wsławił cudami dla wielkiego jego miłosierdzia i cnót doskonałych. Brat jeden w tymże klasztorze, imieniem Justus, bardzo zręczny lekarz, zachorowawszy ciężko, wyznał bratu swemu rodzonemu, iż miał tajemnie trzy złote czerwone schowane, co było przeciw ustawie zakonnej. Dowiedziawszy się o tym Grzegorz święty, nie kazał żadnemu bratu do niego chodzić, ani mu słowa pociechy udzielać, a jeśliby umarł, polecił ciało jego w gnój wyrzucić i z nim one pieniądze zakopać, a braciom nad nim wołać: „Pieniądze twoje niech ci na zgubę twoją zostaną.“ Dowiedziawszy się o tym ów chory, ciężko żałował i potem w dobrej pokucie skonał, po czym go pochowano według rozkazu świętego Grzegorza. Grzegorz święty użaliwszy się następnie duszy onej, przywołał brata, któremu za duszę oną kazał 30 Mszy przez 30 dni po sobie następujących ofiarować. Trzydziestego dnia ukazał się umarły bratu, a ten go spytał, jakby się miał. Odpowiedział nieboszczyk, iż już teraz dobrze, bom dziś do wiecznej szczęśliwości przypuszczony został. I tak przez Mszę św. był z czyśca wybawiony. Odtąd też wziął początek i zwyczaj tak zwanych Mszy Gregoriańskich.
 Idąc raz Grzegorz święty przez rynek, obaczył wystawionych na sprzedaż młodzieńców cudnej białości. Dowiedziawszy się, że pochodzą z Anglii wówczas jeszcze pogańskiej, rzekł ze łzami: „Ach, ci mają anielskie twarze i godni są być policzonymi pomiędzy Aniołów w Niebie.“ Zaczem poszedł do Benedykta I, Papieża, prosząc, aby go z kilku misjonarzami posłał do Anglii, po czym sam zajął się przygotowaniami do tej podróży. Skoro z Rzymu wyjechał, poczęli się Rzymianie na ówczesnego Ojca świętego uskarżać i idącemu do świętego Piotra Papieżowi Benedyktowi na trzech miejscach drogę zastąpiwszy, wołali: „Piotra świętego obraził, Rzym uraził, gdyś Grzegorza z niego wypuścił.“ Papież tedy odwołał z drogi Grzegorza i uczynił go diakonem przy swym boku. Był potem posłem od Papieża do Carogrodu, do cesarza Tyberiusza, dla pomocy przeciw Longobardom. W Carogrodzie Patriarchę Eutychiusza, który błędnie nauczał o ciał zmartwychwstaniu, nawrócił, iż ten książkę swą własną ręką spalił, a umierając, ciągnąc skórę swoją na sobie, mówił: „Wyznaję, iż w tym ciele zmartwychwstaniemy.“
 Gdy po śmierci Papieża Pelagiusza, dotkniętego morowym powietrzem, wszyscy duchowni i świeccy jednym zgodnym głosem Grzegorza świętego na Papiestwo obrali, on usilnie wzbraniał się tego urzędu. Uciekł nawet z miasta i kazał się w zakonnym odzieniu zawieść tajemnie na pustynię, gdzie się krył po jaskiniach. Wyjawił go jednak słup ognisty spuszczony z Nieba na to miejsce, gdzie się ukrywał.
 Na wstępie i początku Papiestwa swego napomniał lud, aby dla oddalenia morowej zarazy z ufnością udał się pod opiekę Maryi, i zarządził trzydniową procesję do kościoła: Maria Maggiore czyli Najświętszej Maryi Panny Większej. Podczas tej procesji, w której sam Grzegorz w odzieniu pokutniczym brał udział, zaraza była tak wielką, że na godzinę około 80 osób trupem padało. Trzeciego dnia wreszcie, gdy procesja przechodziła koło grobowca cesarza Adriana, dał się słyszeć w powietrzu śpiew:
 Królowa Niebieska, wesel się! (Alleluja). * Albowiem, któregoś zasłużyła nosić, (Alleluja). * Już zmartwychwstał, jako powiedział. (Alleluja);
a Papież, kapłani i lud odpowiedzieli:
 Módl się za nami do Boga, Alleluja!
 Równocześnie zjawił się na grobowcu promienisty Anioł, chowający miecz do pochwy. Od tej chwili zaraza ustała, a grobowiec otrzymał nazwę zamku świętego Anioła. Na pamiątkę tego zdarzenia po dziś dzień odprawia się trzydniowa procesja w uroczystość św. Marka i dni następne.
 Czasy ówczesne jako smutne zaznaczyć można. Ariańscy Longobardowie pustoszyli Włochy i zagrażali Papiestwu, a cesarz w Konstantynopolu nie mógł temu zaradzić. Równocześnie rościł sobie Patriarcha Carogrodzki takie samo prawo do tytułu Biskupa Kościoła powszechnego, jak Papież rzymski. W Afryce szerzyła się herezja Donatystów, w Hiszpanii Arianie, we Francji istniało świętokupstwo, a na Wschodzie groziła nauka Mahometa, której zwolennicy zawziętymi byli nieprzyjaciołmi chrześcijan. Grzegorz, lubo nie miał do walki z tylu nieprzyjaciołmi innej broni, jak roztropność ducha, stałość charakteru i miłość swego kapłańskiego serca, jednakże cudowne prawie osiągnął korzyści. Z bystrością umysłu męża stanu uregulował stosunki między Papieżem a cesarzem, a tem samem, że narody Zachodnie uczynił zależnymi od Stolicy Apostolskiej, ugruntował jej wielkość; z roztropnością przywiódł heretyków w Afryce, w Hiszpanii i Włoszech na łono Kościoła świętego, i doczekał się, że mógł zbierać plony ziarna ewangelicznego w Anglii, które tam przez czternastu współbraci zakonnych zasiał.
 Jak z silną wolą ojca starał się o dobro Kościoła na zewnątrz, tak z troskliwością czułej matki krzątał się około czystości i piękności Kościoła na wewnątrz. Z niepodobną do wiary szczodrobliwością i miłością łagodził nędzę ubóstwa, wspomagał chorych, wykupywał jeńców, zakładał domy dla sierot i szkoły dla ubogich, które dotąd jeszcze nie były znanymi, i bronił odważnie ludu przed uciskiem urzędników. Pewnego razu własny jego zarządca użył fałszywej miary do mierzenia zboża, które ludność do śpichlerza Papieskiego oddawać była zobowiązana. Dozorca doniósł o tym Papieżowi, nadmieniając, że fałszywą miarę potłukł. Na to rzekł Papież: „Cieszy mnie, żeś fałszywą miarę potłukł, lecz z drugiej strony boleję, że ta niesprawiedliwość za późno została wykrytą. Chcę, abyś wartość niesprawiedliwie odebranego zboża dokładnie obliczył i poszkodowanym oddał. Czyń tak, abyś na Sądzie ostatecznym mógł się przede mną wykazać owocem niniejszego polecenia.“
 Wiekopomne zasługi położył też Grzegorz około kościelnej służby Bożej i ceremonii. Jeszcze do dziś używanym jest w kościołach tak zwany „śpiew gregoriański.“ Zebrał on starożytne melodie kościelne, zastosował je do reguł harmonii, i zaprowadził w nabożeństwie, czym uroczystość nabożeństwa podniósł. Sam uczył chłopców śpiewu i przez długi czas zachowywano mały biczyk, którym karał ich pustoty albo niedbalstwo.
 Jako dobry pasterz sam z ambony głosił Słowo Boże, a jego kazania aż do naszych czasów zachowane, odznaczają się jasnością i ewangelicznym namaszczeniem. Pomimo że bardzo cierpiał na łamanie w kościach, pisywał jednak wiele listów, z których się przekonać można, że nie było kącika na ziemi, na który by oko jego nie dało było baczenia. A przy tym znajdował jeszcze czas do pisania uczonych książek, które mu przyniosły zaszczytny przydomek: Nauczyciela Kościoła. Księgi te były napisane z natchnienia Ducha świętego, którego diakon Piotr powtórnie widywał podpowiadającego Grzegorzowi. Stąd też na obrazach przedstawiają często tego Świętego z gołębiem przy uchu. Umarł dnia 12 marca roku Pańskiego 604.



(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 13 mar 2018, 19:01

13 MARZEC



ŻYWOT ŚWIĘTEGO CYRYAKA I TOWARZYSZÓW JEGO MĘCZENNIKÓW

(Żyli około roku Pańskiego 300).

Istnieje w Rzymie pałac, znany pod nazwą „łaźni Dioklecjana“, którego piękność, okazałość i trwałość każdego w podziwienie wprawia; rzadko kto jednak wie o tym, że mury te oblane są potem i obryzgane krwią wielu niewinnych chrześcijan.
 Cesarz Dioklecjan bowiem wstąpiwszy na tron, przybrał sobie za współrejenta Maksymiana, przyjaciela lat młodzieńczych. Znany ten wróg chrześcijan z wdzięczności kazał Dioklecjanowi wystawić ów olbrzymi pałac mający mu służyć za łaźnię. Z rozkazu Maksymiana musieli przy budowie gmachu pracować jako prości robotnicy wszyscy podówczas w Rzymie żyjący chrześcijanie. Bez różnicy płci, wieku i stanu, bez pożywienia i jakiejkolwiek płacy zniewoleni byli wykonywać najcięższe prace. Wielu z nich nie mogąc podołać trudom, wysiłki te życiem przypłaciło, wielu znów żyło w nędzy i poniewierce, padając pod razami okrutnych dozorców.
 Nad smutnym położeniem chrześcijan ubolewał mocno młody Rzymianin bogatego i znakomitego rodu, a przy tym tajny wyznawca nauki Chrystusa. Przysyłał on biednym robotnikom od czasu do czasu dary i żywność, posługując się w tej sprawie Diakonem Cyriakiem i kilku gorliwymi chrześcijanami imieniem Largus i Smaragd, którzy z niebezpieczeństwem życia wręczali tajemnie nieszczęśliwym jego przesyłki. Schwytani wreszcie przez chytrych dozorców na gorącym uczynku, skazani zostali na tę samą ciężką pracę. Nie mogąc odtąd swej nieszczęśliwej braci przynieść pożądanej ulgi starali się w inny sposób twardy los ich złagodzić. Pomagali słabym i strudzonym w noszeniu ciężarów, pocieszali i umieli ich natchnąć taką cierpliwością że biedacy upadając pod brzemieniem pracy śpiewali hymny na cześć Boga. Pewien czcigodny starzec któremu było na imię Saturnin, dźwigając pewnego dnia ogromny ciężar, padł bezwładny na ziemię; natychmiast pobiegł Cyryak z towarzyszami do dozorcy, wstawili się za biedakiem, oświadczyli, że go wyręczą i wzięli na barki ciężar dwakroć większy. Tenże zbudowany ich godnym naśladowania poświęceniem, doniósł o tym Maksymianowi.
 Opowiadanie dozorcy wszakże nie wzruszyło srogiego tyrana, ale go tak rozgniewało, że kazał miłosiernych młodzieńców wtrącić do więzienia. W ciemnym tym lochu odwiedziło ich kilku niewidomych, prosząc świętobliwych więźniów, aby swoimi modłami wyjednali im u Boga przywrócenie wzroku. Cyryak wymówił kilka razy nad nimi imię Jezus, uczynił znak Krzyża św., a niewidomi odzyskawszy wzrok, wrócili zdrowi do domu. Cud ten wkrótce ogólnie rozgłoszonym został, po ulicach rozbrzmiewały pienia na cześć Chrystusa, przeto doszło nadzwyczajne to zdarzenie także uszu Dioklecjana, którego córka była przez złego ducha opętaną. Przywoławszy więc Cyryaka, kazał mu dziewczynkę wyleczyć. Tenże licząc na pomoc Bożą, zapytał panienkę: „Czy wierzysz w Jezusa, Syna Boga Wszechmocnego?“ „Wierzę — odpowiedziała zapytana — i pragnę Chrztu św.“ Wtedy przyzwał Święty pomocy Chrystusa, zaklął szatana i kazał mu ciało opuścić. Rozradowana i wdzięczna Bogu księżniczka prosiła natychmiast o naukę Wiary świętej, a oświeciwszy się w niej dostatecznie, przyjęła Chrzest święty. Cesarz zdumiał, widząc cud tak widoczny, ale zestarzawszy się w bałwochwalstwie, nie chciał uznać przewagi prawdziwej wiary, i poprzestał na wypuszczeniu trzech wyznawców z więzienia, oznaczając im zarazem w mieście mieszkania.
 Przez czas niejaki pozostawiono ich w spokoju i pozwolono im oddawać się miłosierdziu; ale wkrótce podjęto z nimi walkę na nowo. Dioklecjan wyjechał był na niejaki czas, oddając rządy Maksymianowi, który natychmiast rozkazał namiestnikowi wytoczyć proces przeciw trzem przyjaciołom. Zawezwawszy ich przed swój trybunał, starał się groźbą i prośbą przywieść ich do odstępstwa na co mu wszyscy trzej jednozgodnie odpowiedzieli: „Słuchamy i wielbimy tylko Jezusa Chrystusa, Mistrza i Pana naszego.“ Rozjątrzony taką odpowiedzią namiestnik, zaryczał na Cyryaka: „Poczekajno, smoku, niezadługo ci wrócę młode lata!“ po czym wrzącą smołą polecił mu zlać głowę jego. Męczennik zniósł z wzorową cierpliwością straszliwą katuszę, mówiąc: „Chwała Ci, o Boże przedwieczny, że sługę Swego poczytujesz być godnym dostąpienia Królestwa niebieskiego.“ Potem zwrócił się namiestnik do towarzyszów Cyryaka, pytając ich, co wolą, czy ponieść śmierć, czy też oddać cześć bogom rzymskim. Bez namysłu odpowiedzieli, że każdej chwili gotowi oddać życie w ofierze Chrystusowi Panu. Po takiej odprawie zapytał znowu Cyryaka: „Starcze! czemuż to chcesz umierać?“ „Gdyż mi tęskno za Bogiem!“ — brzmiała odpowiedź. „Bądź że rozsądnym i złóż bogom ofiarę“, namawiał okrutnik. „Niechże ofiarę czynią ci — odrzekł Cyryak — co nie wierzą w Chrystusa.“
 Słowa te i męstwo Cyryaka rozjątrzyły namiestnika do reszty. Kazał go przeto wziąć na tortury, smagać i tłuc pałkami. Wśród katuszy spoglądał święty Męczennik w Niebo, wołając: „Panie Jezu Chryste, ulituj się nade mną i okaż mi Swą łaskę i miłosierdzie.“ Widząc, że nic nie dokaże, doniósł o tym namiestnik cesarzowi, który wszystkich trzech Wyznawców wraz z 21 chrześcijanami ściąć kazał. Wyrok ów wykonano za murami w r. 303. W kościele opackim w Altorf (w Alzacji) przechowują jedno ramię świętego Cyryaka, podarowane klasztorowi przez Papieża Leona IX.

(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 15 mar 2018, 13:50

14 MARZEC



ŻYWOT ŚWIĘTEJ MATYLDY, CESARZOWEJ

(Żyła około roku Pańskiego 968).

Rzadko wielkość świecka tak się szczerze jednoczy z pokorną służbą Bożą, jak tego dała nam przykład Święta, która przykładem więcej się przyłożyła do naprawy ludu Saskiego, aniżeli to wdzięczność wyrazić potrafi. Matylda była córką hrabiego Teodoryka w Westfalii, a wychowanie odebrała w klasztorze w Herfordzie, gdzie Jej babka była przełożoną. W klasztorze nie tylko nauczyła się modlić, ale i wszelkich robót ręcznych, albowiem w owych czasach nawet córki wielkich domów musiały się zajmować ręczną pracą.
 Doszedłszy wieku panieńskiego, oddała rękę księciu saskiemu Henrykowi, który później wstąpił na tron jako cesarz. Im więcej jednakże postępowała w świeckiej godności, tym więcej uniżała się przed Bogiem. Królewski swój pałac zamieniła na klasztor, w którym podwładnych swych ćwiczyła w pobożności. Uważała się za matkę strapionych i zasmuconych. Jałmużny dawała obfite, ale nigdy bez obroku duchownego; słowa zaś jej wielki wpływ wywierały, tak, że niejeden nędzarz poprawiwszy się, bogobojne nadal prowadził życie. Większą część nocy trwała na modlitwie, rano zaś budowała wszystkich nabożnym słuchaniem Mszy świętej, po czym własnoręcznie rozdawała biednym jałmużny. Prawie codziennie zanosiła chorym pomoc tak cielesną, jak i duchowną, odwiedzała zbrodniarzy w ciemnych więzieniach, i często wstawieniem się swoim wyjednywała im ułaskawienie.
 Cesarz jej mąż, będąc sam pobożnym, nie sprzeciwiał się małżonce we wykonywaniu dobrych uczynków, owszem do nich zachęcał. Henryk był z urodzenia popędliwy, a jednak żyli w miłej zgodzie, albowiem Matylda anielską łagodnością umiała sobie małżonka pozyskać. Póki był rozgniewany, nic z nim nie mówiła, dopiero, gdy gniew ochłonął, rozpoczynała rozmowę i sprawy swoje przedkładała.
 Małżeństwo to pobłogosławił Bóg trzema synami i dwiema córkami. Najstarszy syn Otton, został cesarzem, średni, — ulubieniec Matyldy, — księciem bawarskim, a najmłodszy Bruno Arcybiskupem kolońskim, który później w poczet Świętych został zaliczony.
 Po dwudziestu trzech latach szczęśliwego pożycia, Henryk popadł w śmiertelną chorobę i przeznaczył Ottona na swego następcę. Żegnając żonę, rzekł: Zaiste, nikt nie miał żony wierniejszej i troskliwszej o wszystko dobre, jaką ty jesteś. Dziękuję ci, żeś mnie w popędliwości hamowała, radą niejednokrotnie wspierała, odwracała od złego, zachęcała do sprawiedliwości i litości dla uciśnionych. Wszechmogącemu Bogu i przyczynie Świętych Pańskich polecam cię, dzieci i duszę moją. Słowa umierającego cesarza wprawiły Matyldę w głęboki żal i smutek, więc pokwapiła się czym prędzej do kościoła, by się modlić za duszę umierającego małżonka.
 Król umarł w samo południe, a że znajdował się jeszcze jeden z kapłanów będący na czczo, przeto królowa dała odprawić za zmarłego Mszę św., po czym wziąwszy synów, zaprowadziła ich do zwłok i rzekła: „Zaklinam was, bójcie się Boga i służcie Mu jako najwyższemu królowi całego świata. Bądźcie zgodni i nie sprzeczajcie się o marne honory. Spojrzyjcie na ojca i uczcie się, jaki koniec bierze wszystka wielkość ziemska. Szczęśliwy, kto się sam poniża, a szuka tylko dóbr wiecznych. Nie troszczcie się o to, kto z was odbierze światową lub duchowną drogę. Pamiętajcie zawsze na słowa mądrości Bożej, że kto się poniża, będzie wywyższony, a kto się wywyższa, będzie poniżony.“
 Potem pochowała męża w Kwedlinburgu z królewską wspaniałością i założyła zakład, w którym niewiasty obowiązane były modlić się za zmarłego cesarza.
 Wszystko, co Matylda jako matka, dzieciom swym mówiła, to też sama chciała wykonywać. Niebawem złożyła z siebie złociste szaty i zamknęła się w swoich pokojach, by się modlić i pokutować w samotności. Często w nocy wstawała z łoża, budziła sługę i udawała się z nią do kościoła, gdzie klęcząc przed Przenajświętszym Sakramentem, przebywała na gorącej modlitwie aż do rana, po czym tajemnie wracała do komnaty.
 Zebrała się wreszcie rada panów krajowych celem wybrania nowego cesarza. Jedni głosowali za Ottonem jako pierworodnym drudzy, na których Matylda wpływała, chcieli Henryka, z tej racji, że zmarły był ojcem Ottona nie jako król, lecz jako książę, Henryk zaś jest pierwszym królewiczem. To dało powód do zaciętej wojny między braćmi, która się skończyła klęską Henryka.
 Matylda nie była bez winy w tej sprawie, za co ciężko musiała odpokutować, bo bracia, lubo się wzajemnie nienawidzili, wspólnie poczęli matkę prześladować. Biorąc za pozór, iż przez jałmużny trwoni skarb państwa, odebrali jej wszelkie dochody, chcąc ją zmusić do wstąpienia do klasztoru. Tak uciśniona Matylda, wyzuta z własności, udała się do Westfalii, gdzie z pokorą znosiła ubóstwo.
 Tymczasem Biskupi i panowie, których ta niezgoda braci i niesprawiedliwość wyrządzona matce wielce niepokoiły, zaczęli nalegać, aby położyli koniec temu zgorszeniu. Pierwszy upamiętał się Otton. Wyprawił po matkę świetne poselstwo i wezwał ją do siebie, sam wyjechał naprzeciwko, a padłszy przed nią na kolana, błagał ze łzami o przebaczenie. Matylda go uściskała i ucałowała, mówiąc: Bądź spokojny, mój synu, gdybym na to grzechami mymi nie zasłużyła, nie byłoby mnie to spotkało. Niedługo też i Henryk przeprosił matkę, a potem obaj wrócili jej dochody.
 Mogła więc odtąd znowu oddać się swemu najmilszemu zatrudnieniu.
 Pan Bóg objawił jej godzinę śmierci, na którą się też pilnie gotowała. Zwiedziła najpierw przez siebie założone klasztory, ubogich i chorych karmiła u swego stołu, zwiedzała domy nędzarzy, pielęgnowała chorych, nie omieszkując napomnieć ich do cnotliwego życia i pokuty. Budowała domy dla chorych, kazała opalać izby, gdzieby się nędzarze ogrzać mogli. Potem udała się do Kwedinburga do klasztoru, gdzie jej mąż spoczywał. Tu chciała umrzeć, aby obok niego spoczywać. Tymczasem wzmogła się choroba, obawiano się o jej życie, a ona cieszyła się na śmierć. Arcybiskup Koloński, Wilhelm, jej pokrewny przybył do Kwedlinburga i wyspowiadał ją. Potem chciała Arcybiskupowi po sobie co na pamiątkę zostawić; zapytała więc przełożonej co by jeszcze miała z własności. „Nic — odpowiedziała — jak tylko kilka śmiertelnych prześcieradeł do owinięcia własnego ciała.“ „Dać mu te prześcieradła — rzekła Matylda — on je prędzej potrzebować będzie, aniżeli ja.“
 Jakoż sprawdziła się przepowiednia, gdyż Arcybiskup w powrocie do domu nagle zachorował i umarł, a Matylda dopiero w dwanaście dni później. W dniu śmierci kazała się położyć na włosienicy i głowę sobie posypać popiołem. „Tak się godzi — rzekła — aby chrześcijanin umierał w włosienicy i popiele!“ Przeżegnawszy się, oddała Bogu ducha 14 marca 968 roku, tej samej godziny, w której zwykle rozdzielała jałmużny.



(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 15 mar 2018, 18:45

15 MARCA



ŻYWOT ŚWIĘTEGO LONGINA, ŻOŁNIERZA I MĘCZENNIKA

(Żył około roku Pańskiego 60).

Nie dość było Zbawicielowi, że umarł za nas na krzyżu ale jeszcze chciał aby i Serce Jego, które tak bardzo świat ukochało, zostało przebite i otworzone. Przepowiedział o tym już dawno Prorok i w tym też spoczywa dla nas słodka pociecha. Zbawiciel chciał bowiem okazać, że Serce Jego otwartym jest dla wszystkich, którzy przychodzą do Niego z miłością i skruchą, i że wszyscy obciążeni, zasmuceni i pokusami nagabywani do Jego Serca uciekać się mają.
 Owym rzymskim żołnierzem, który przebił bok Zbawiciela rozpiętego na krzyżu i Serce Jego otworzył, był niejaki Kasjusz, poganin i dowódca małego oddziału wojskowego. Wonczas, gdy Chrystusa Pana na śmierć prowadzono, zlecona była Kasjuszowi straż około krzyża Zbawiciela. Cierpliwość Pana Jezusa w znoszeniu mąk, oraz nagła ciemność i trzęsienie ziemi, wywarły na nim głębokie wrażenie. Gdy oprawcy przybyli i żelaznymi pałkami obu łotrom połamali golenie, przystąpili także ku Zbawicielowi; spostrzegłszy jednakże, iż już nie żyje, zaniechali swego zamiaru i odeszli. Wtedy Kasjusz, nie wiedząc, co czyni, pochwycił włócznię i silnie wtłoczył ją w bok Zbawiciela. Skoro wszakże włócznię z boku wyciągnął, trysnął strumień krwi z wodą. W tej chwili światło łaski Bożej oświeciło poganina i uznał, że Jezus jest prawdziwie Synem Bożym. Po złożeniu w grobie Przenajświętszego Ciała Pana naszego, Kasjusz był powtórnie wysłany z swoim oddziałem dla strzeżenia Grobu Pańskiego. Gdy dnia trzeciego Pan Jezus zmartwychwstał, żołnierze wielce się tym przerazili, a Kasjusz tym bardziej w nawróceniu swoim został utwierdzony. Opowiedział Wielkiemu Kapłanowi, Doktorom Synagogi żydowskiej i Faryzeuszom, cuda zaszłe przy śmierci Zbawiciela i szczegóły, jakich świadkami przy Zmartwychwstaniu Pańskim był on i jego żołnierze. Kapłanów żydowskich wprawiło to w wielkie zakłopotanie; chcąc zaś wszystko, a zwłaszcza Zmartwychwstanie Pańskie zataić przed ludem, wymagali, aby Kasjusz poświadczył, że Pan Jezus nie powstał z umarłych, lecz że uczniowie Jego przyszedłszy do grobu, i zastawszy żołnierzy będących na straży śpiących, wykradli Ciało Pańskie i unieśli z sobą. Ofiarowano mu nawet za milczenie pieniądze, lecz on nic nie przyjął, a wyszukawszy bawiących w Jerozolimie Apostołów wraz z dwoma innymi żołnierzami, którzy się również podczas krzyżowania Zbawiciela nawrócili, uczył się u nich religii Chrystusowej. Po Zesłaniu Ducha świętego otrzymał Kasjusz Chrzest święty i imię Longin.
 Będąc teraz chrześcijaninem; udał się wraz z obu towarzyszami do rodzinnej Kapadocji, śmiało i otwarcie tu opowiadając, że na własne oczy widział, jako ukrzyżowany Jezus Chrystus z martwych powstał, a zatem jest prawdziwym Synem Bożym i Zbawicielem świata. Skutkiem mów jego nawróciło się wielu pogan, co gdy doszło do uszu Piłata i żydów, ci Longina zgubić postanowili. Oskarżono go więc, że bez pozwolenia opuścił służbę i ludność podburza. Sąd skazał go na śmierć i wysłano po niego żołnierzy z poleceniem wykonania wyroku. Dowiedziawszy się Longin za sprawą Ducha świętego o bliskiej swej śmierci męczeńskiej wyszedł naprzeciw żołnierzom i zapytał, kogo szukają. Ci, nie znając Longina, odpowiedzieli, że szukają Kasjusza, żołnierza. Longin wziął ich wtenczas do siebie, ugościł suto i zapytał, czego od Kasjusza żądają. Żołnierze powiedzieli mu pod sekretem, że mają polecenie zabić go i głowę jego zabrać z sobą. Wtedy Longin im przyrzekł, że za trzy dni sam w ręce ich dostawi Kasjusza, a przez ten czas mają u niego pozostać w gościnie. Żołnierze chętnie się na to zgodzili i pozostali. Longin gotując się na śmierć, posłał jeszcze po swych dwóch towarzyszy, aby i oni za Jezusa umarli śmiercią męczeńską. Skoro więc przybyli i oświadczyli swą gotowość na śmierć, rzekł Longin do żołnierzy: „Jam jest Longin, czyli Kasjusz, którego szukacie, a oto moi dwaj wierni towarzysze. Spełnijcie wasz rozkaz, bo tym się najlepiej odpłacicie za moją gościnność.“ Żołnierze wielce się przerazili, gdyż przez trzydniowy pobyt u Longina bardzo go polubili; trudno im też było zamordować tego, który ich dopiero co z taką miłością ugaszczał. Gdy Longin jednakże nie przestawał ich prosić, a z drugiej strony obawiając się przed Piłatem, postanowili wypełnić zlecenie. Uradowany, oblekł się w białą szatę, ucałował swych towarzyszy, napomniał do stałości, pomodlił się i podał szyję pod miecz. Niezadługo wszyscy trzej otrzymali koronę męczeńską. Stało się to około roku 61 po narodzeniu Chrystusa.
 Dokonawszy krwawego czynu, zabrali żołnierze głowę Świętego i zatknąwszy ją na włóczni, zanieśli do Jerozolimy. Piłat oddał te święte Relikwie żydom, a ci wrzucili ją w dół pełen nieczystości. Tam przez dłuższy czas pozostała nienaruszona, aż wreszcie cudownie została odkrytą i uczczoną.
 Zdarzyło się bowiem, że pewna uboga i niewidoma niewiasta chciała zwiedzić wszystkie święte miejsca w Jerozolimie, gdzie Chrystus cierpiał, spodziewając się znaleźć tam pociechę i pomoc. Syn jej jedyny wiódł ją za rękę, ale w drodze umarł. Wtedy utrapienie owej nieszczęśliwej nie miało granic, które niebawem w radość się miało zamienić. Gdy bowiem pewnego razu pełna smutku i żałości usnęła, ukazał jej się we śnie święty Longin, a pocieszając ją, opowiedział swoje męczeństwo, i zaręczył, że jej syn jest w Niebie. Potem jej radził, aby odszukała jego głowę, potarła nią oczy i uczciwie pochowała. Prócz tego wskazał jej miejsce, gdzie jego głowa leży. Obudziwszy się niewiasta, kazała się zaprowadzić na wskazane miejsce, a kiedy poczęto szukać, w samej rzeczy głowę znaleziono. Skoro niewiasta potarła nią swe oczy, natychmiast przejrzała. Przytomni temu cudowi, poczęli chwalić Pana, a głowę jako kosztowną relikwię zachowano.



(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 16 mar 2018, 19:05

16 MARCA



ŻYWOT ŚWIĘTEGO CYRYLA I METODEGO, APOSTOŁÓW LUDÓW SŁOWIAŃSKICH

(Żyli około roku Pańskiego 880).

Rozległe krainy od morza Adriatyckiego i Czarnego, północną Grecję i aż do morza Bałtyckiego, a od Łaby aż w głąb Azji zajmowały w dziewiątym wieku ludy słowiańskie. Nawet w północnych Włoszech, w Bawarii i nad morzem Północnym mieszkali Słowianie.
 Południowym Słowianom, zamieszkałym w Grecji, już Apostoł święty Paweł opowiadał Jezusa Chrystusa i założył sławne Biskupstwa w Tessalonice i Filippi, do których później listy pisał. Święty Andrzej pracował także nad nawróceniem Słowian i puścił się aż tam, gdzie dziś leży miasto Kijów. Papież Kajus święty, Męczennik, św. Hieronim, kilku cesarzy greckich i wielu znakomitych mężów było Słowianami. Z tym wszystkim naród słowiański w głównych w siedliskach swoich żył w głębokiej pogrążony ciemnocie.
 Dwaj bracia, Cyryl i Metody, synowie znakomitej senatorskiej rodziny w Tessalonice w Macedonii, byli Apostołami tych ludów. Dla wykształcenia udali się do wyższych szkół w Konstantynopolu. Cyryl tak się bystrością umysłu odznaczał, że dostał zaszczytny przydomek „filozofa“, Metody zaś, prócz innych wiadomości, uczył się malarstwa. Tak uzdolnionym młodzieńcom stała otworem droga do wysokich urzędów, ale oni gardząc światem, poświęcili się służbie Bożej: Cyryl przywdział suknię zakonną, a Metody został kapłanem.
 W roku 848 przybyli posłowie od Chazarów, mieszkających na Krymie, do cesarza Michała III, prosząc o chrześcijańskich kapłanów, aby od nich mogli się nauczyć wiary chrześcijańskiej. Padł wybór na Cyryla, albowiem jego porywająca wymowa, głęboka nauka i wielkie cnoty szczególnie go do tej misji uzdolniały. Gotów dla uwielbienia Jezusa Chrystusa i pozyskania Mu dusz ponieść nawet śmierć męczeńską, udał się z kilku towarzyszami do Chazarów, nauczył się wkrótce ich języka i cały ten naród nawrócił. Powróciwszy do Konstantynopola, przywiózł z sobą relikwie świętego Klemensa I, Papieża.
Niedługo postanowił z bratem swoim Metodym udać się do Bułgarii, gdzie już jeńcy greccy zanieśli byli znajomość wiary chrześcijańskiej. Jednakże górowało tu jeszcze pogaństwo, a w pogańskim księciu Bogorysie, który później mimo to się nawrócił, potężnego znaleźli nieprzyjaciela. Metody więc wymalował Bogorysowi na ścianie wielki obraz, przedstawiający Sąd Ostateczny. Na jasnym obłoku Pan Jezus stojący z mocą wielką i majestatem, otoczony zastępami Aniołów; po prawej stronie mnóstwo ludzi, wesoło patrzących w Niebo, na którem jaśniał krzyż i złote korony; po lewej znowu tłum przerażony, wylękły, jakby się chciał w ziemię zapaść, a z przepaści wychylają się ogniste smoki, straszne potwory, buchają kłęby ognia. Bogorys słysząc znaczenie obrazu, tak się przeraził, że z wielu dworzanami i panami przyjął Wiarę świętą. Z okoliczności tego obrazu nazwali Słowianie Metodego „Strachotą.“
 Potem udali się bracia na Morawy, gdzie panowie łatwo przyjęli wiarę, lecz lud ani słuchać o tym nie chciał. Trudności te nie zraziły gorliwych misjonarzy. Cyryl, czyli jak go Słowianie zwali, Kiryłł, ułożył słowiański alfabet, zwany kirylicą, przełożył na język słowiański Pismo święte i zaprowadził liturgię słowiańską. Miało to ten skutek, że lud schodził się na nabożeństwo, słuchał uważnie nauk i przyjął Wiarę świętą. Wprowadzenie wszakże języka słowiańskiego do Mszy świętej nie uszło podejrzliwości niemieckich Biskupów. Oskarżyli więc świętych Braci do Rzymu, jakoby nauczali błędów heretyckich. Obaj stawili się w Rzymie roku 876, gdzie ich Papież Adrian II z wielką czcią przyjął. Po długich naradach język słowiański wziął uroczyste zatwierdzenie, a Cyryl i Metody otrzymali święcenia Biskupie. Dla wątłego zdrowia Cyryl nie mógł wracać do krain słowiańskich. Umarł w Rzymie w klasztorze, gdzie też jego relikwie spoczywają obok zwłok świętego Klemensa, umęczonego na Krymie, a które Cyryl wracając z misji od Chazarów, był z sobą przywiózł.
 Metody odebrawszy od Papieża pełnomocnictwo i błogosławieństwo, wrócił jako Biskup do Moraw. Teraz z całą gorliwością rozwinął swą Apostolską czynność także i na Czechy, gdzie książę Borzywój i wielu z panów dało się ochrzcić. Stąd udał się na Węgry, gdzie go z chęcią przyjęto. Budował wszędzie kościoły, święcił kapłanów, zakładał szkoły. Mimo trudów ustawicznie swe Biskupstwo zwiedzał, utwierdzając nowo nawróconych w wierze. Diecezja jego była rozległa, gdyż rozciągała się na Morawy, wielką część Czech, Austrię i Węgry, i to obudziło zazdrość w Biskupach Salzburga i Pasawy. Oskarżyli przeto powtórnie Metodego u Papieża, że nie trzyma się zwyczajów dawnych Kościoła i nawet Mszę świętą odprawia w słowiańskim języku.
 Papież Jan VIII, chcąc sprawę oną wyśledzić, wezwał Metodego do Rzymu. Stanąwszy przed Papieżem, usprawiedliwił się Metody przed licznym zgromadzeniem Biskupów i zyskał na nowo zatwierdzenie języka słowiańskiego, a nawet został mianowany Arcybiskupem Moraw. Papież to tylko rozporządził, aby we Mszy świętej Ewangelię najprzód po łacinie, a potem po słowiańsku czytano. Zwyczaj ten istnieje do dzisiaj.
 Wrócił więc Metody do swej Archidiecezji, resztę sił życia swojego jej poświęcając. — Umarł na słowiańskiej ziemi wśród wiernych roku 885. Zwłoki jego spoczywają obok relikwii świętego Cyryla.



(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 18 mar 2018, 18:58

17 MARCA



ŻYWOT BŁOGOSŁOWIANEGO JANA SARKANDRA, MĘCZENNIKA

(Żył około roku Pańskiego 1580).

Błogosławiony Jan Sarkander urodził się dnia 20 grudnia roku Pańskiego 1576 w Skoczowie, miasteczku leżącym na Śląsku austriackim. Kiedy miał lat 12, umarł ojciec jego Maciej, mąż znakomity i gorliwy katolik. Po śmierci ojca pobożna matka Helena z Gureckich, zajęła się troskliwie jego wychowaniem, szukając dlań takiego nauczyciela, pod którego opieką mógłby potrzebnych wiadomości nabyć i w cnocie się wydoskonalić. Wreszcie oddała go na naukę do OO. Jezuitów w Ołomuńcu i Pradze.
 Kiedy Jan ukończył szkoły, został w Gracu na kapłana wyświęconym, a w kilka lat później otrzymał probostwo w Holeszowie na Morawach.
 W owe czasy źle się tam działo. Herezja szerzyła się na Morawach w sposób straszliwy. Błogosławiony Jan mężnie i odważnie bronił swe owieczki od tej zarazy, która się i do jego parafii zakradała. Nadto niezmordowaną swą pracą i modlitwą skłonił wielu już zbałamuconych do powrotu na łono Kościoła świętego. Gorliwość ta Jana gniewała niezmiernie wrogów Wiary świętej katolickiej; zaczęli go więc srodze prześladować, a nawet grozili mu śmiercią. Błogosławiony polecał się w swych strapieniach opiece Matki Najświętszej i aby wyjednać sobie Jej łaskę, odbył pielgrzymkę do Częstochowy.
 Tymczasem heretycy szukali sposobności, aby zgubić świętego Kapłana. Niczego mu zarzucić, o nic go sprawiedliwie obwinić nie mogli. Oskarżyli go tedy fatszywie, jakoby zostawał w zmowie z nieprzyjaciołmi ojczyzny; kazano go jak zbrodniarza pojmać i do Ołomuńca odstawić. Tam został natychmiast okuty w kajdany i zamknięty w podziemnych lochach. Po kilku dniach stawiono Błogosławionego Jana przed radę sądową, do której należeli prawie sami najzawziętsi nieprzyjaciele Kościoła świętego, oni żądali od niego, aby się przyznał do zmowy z wrogami ojczyzny, tudzież, by wyjawił to, co mu jeden gorliwy katolik na Spowiedzi wyznał. Na pierwsze wezwanie odpowiedział Błogosławiony, iż oskarżenie jest fałszywe; na drugie zaś, że gotów jest na wszelkie męki, nawet na samą śmierć, a tajemnicy Spowiedzi nie zdradzi.
 Wzięto go tedy na tortury i męczono w najokropniejszy sposób. Oprawcy przywiązali nogi Świętego do słupa, ręce Jego zaś na koło, którem potem obracając ciało Jego tak wyprężyli, że aż kości w nim trzeszczały. Znosił męki te statecznie przez całą godzinę, wzywając imiona Jezus, Maria, Anna i odmawiając niektóre wierszyki z Psalmów. Następnie podpalili pochodniami obnażone ciało jego. Krew płynęła z poranionego ciała tak obficie, że zmoczone nią pochodnie gasły. Sędziowie kazali zapalić nowe pochodnie, a ciało jego obłożyć pierzem maczanym w łoju i smole. Pierze podpalono i ogień objął całe ciało. Katusze te trwały przez całe trzy godziny. Męczennik jednak cudem Boskim nie umarł, lecz wśród najokropniejszych mąk chwalił i wielbił Boga. Wkrótce powtórzono jeszcze raz męczarnie, dodawając większego niż dotąd okrucieństwa, lecz Męczennik wszystko to znosił spokojnie i cierpliwie.
 Gdy go zdjęto z tortury, zemdlał; a skoro do siebie przyszedł, prosił o trochę wody, której mu dać nie chciano. Wówczas zwrócił Jan oczy swe ku Niebu i w tej chwili w miejscu, gdzie głowa jego leżała, wytrysło cudownie źródełko, które po dziś dzień płynie. Na pół martwego odniesiono do więzienia; tu czekały błogosławionego Jana nowe cierpienia. Nadzorca bowiem więzienia, zajadły wróg katolików, ażeby mu przymnożyć boleści, odrywał gwałtownie plastry od ran jego. W tych męczarniach przetrwał Błogosławiony jeszcze dni trzydzieści i zmarł w Ołomuńcu we więzieniu dnia 17 marca r. 1620. Ostatnie jego słowa były: Jezus, Mario, Anno! Pogrzeb odbył się dopiero siódmego dnia po śmierci, mimo to ciało nie tylko się nie psuło, ale wydawało ze siebie woń bardzo miłą. Pochowano je w kaplicy świętego Wawrzyńca przy kościele Najświętszej Maryi Panny w Ołomuńcu.
 Wkrótce począł lud morawski czcić i wielbić Jana Sarkandra, pielgrzymował do grobu i na miejsce męczeństwa jego, gdzie się roku 1704 kaplica wzniosła. Jeszcze po dziś dzień stoi w niej słup, jako też na pół spróchniałe koło, którem go męczono. Istnieje również owe cudowne źródło, a lud wierny wody jego używa w chorobach. Rychło po śmierci rozpowszechniła się wieść o cudownych uleczeniach chorób za przyczyną jego nie tylko na Morawach, ale i w Hiszpanii.
 Obrazy i podobizny jego prędko się rozpowszechniły i tak już w roku 1620 wydany był obraz wraz z opisem jego męczeństwa. Na Morawach również wiele ich się znajduje, a między innymi w kaplicy jego męczeństwa, w kościele metropolitalnym i innych miejscach. Prócz tego znajduje się w Skoczowie srebrny kielich od roku 1776 z wyobrażeniami życia i męczeństwa jego, a corocznie 17 marca, w dniu chwalebnego zgonu jego, odprawia się sławne nabożeństwo ze starodawnej fundacji. Na rynku stoi posąg jego, inny znajduje się w kościele za ołtarzem, trzeci obraz na wieży ratuszowej z napisem: „Błogosławiony Janie Sarkandrze, Patronie nasz, módl się za nami.“ Na wzgórzu przy Skoczowie znajduje się kaplica tegoż Świętego, gdzie się w ostatnią Niedzielę maja rokrocznie odprawia uroczyste nabożeństwo przy ogromnym udziale czcicieli jego.



(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 18 mar 2018, 19:08

18 MARCA



ARCHANIOŁ GABRIEL


(Roku Pańskiego pierwszego).

W czasie świętej postnej ciszy, w czasie pokuty i lubej nadziei pojednania się ze sprawiedliwością Bożą przez gorzką mękę i śmierć Jezusa Chrystusa, podaje nam Kościół święty radosną uroczystość Archanioła Gabryela, którego za tydzień ujrzymy znowu jako posłańca Trójcy Przenajświętszej, zstępującego z Nieba do Maryi Panny.
 Gabryel znaczy „moc Boża.“ Archanioł ten należy do najwyższego chóru Duchów niebieskich i stoi przed obliczem Pańską, jak to sam Zacharyaszowi powiedział. (Łuk. 1, 19). Bóg powierzył mu wszystkie poselstwa tyczące się Wcielenia Syna Bożego, ponieważ właśnie w tej niby tak pokornej tajemnicy zawarta jest i okazała się siła Boża. Już w Starym Testamencie ukazał się Gabryel Prorokowi Danielowi i to w takim blasku, że Prorok z przerażenia padł na kolana. Archanioł wtenczas oznaczył dokładnie czas przyjścia Mesjasza.  Po upływie siedemdziesięciu tygodni, a zatem 490 lat, zwiastował Archanioł Gabryel staremu kapłanowi Zacharyaszowi w świątyni w Jerozolimie narodzenie Jana Chrzciciela jako poprzednika Mesjasza, owego Baranka Bożego.

 W sześć miesięcy później ukazał się znowu Archanioł Gabryel Najświętszej Maryi Pannie z radosną nowiną, iż zostanie Matką Zbawiciela.
 Józef, Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny, nie wiedząc, co zaszło, a poznawszy, że Maria jest brzemienną, chciał Ją potajemnie opuścić, bo będąc „sprawiedliwym“, nie chciał Jej zniesławić przed ludźmi. Kiedy się z tą myślą nosił, ukazał mu się we śnie „Anioł Pański“, Jak podanie niesie, owym „Aniołem Pańskim“ był Archanioł Gabryel, który i tu dopełnił swego urzędu powierzonego mu w dziele Wcielenia Syna Bożego, i napełnił Serce Najświętszej Maryi Panny i św. Józefa lubą radością.
 Kiedy się dni Maryi wypełniły, narodziło się Dzieciątko w ciemnej, ubożuchnej stajence. Jednakże Niebiosa na to nie pozwoliły, aby Dziecię pozostawało w żłóbku bez uwielbienia. Anioł otoczony wielką jasnością, ukazał się pasterzom na polach betlejemskich i kazał im iść do stajenki, gdzie znajdą Dzieciątko spowite w pieluszki i położone w żłobie. Anioł ten otoczony był licznymi chórami niebieskich duchów, Któryż to mógł być z Aniołów wyższego rzędu, otoczony chórami innych Aniołów, sam przemawiający do pasterzy? Katoliccy uczeni Teologowie są tego zdania, że tym Aniołem nie był kto inny, tylko Archanioł Gabryel, którego obowiązkiem było zwiastować przyjście Mesjasza. Tenże sam Archanioł ostrzegł Trzech Mędrców, aby nie wracali do Heroda, jako też nakazał Józefowi uciekać przed rzezią dzieci:  Krótko przed męką klęczał Zbawiciel w Ogrojcu, a krwawy pot zlewał Oblicze Jego święte. Wtenczas wzdychał, mówiąc: „Ojcze, jeśli można, oddal ode Mnie ten kielich, lecz nie Moja, ale Twoja wola niech się dzieje.“ I Anioł z Nieba przystąpił do Niego, nie na to, aby się przyglądać Jego strachowi śmiertelnemu, lecz aby Go posilić. Ewangeliści nie powiadają nam, kto to był ten Anioł, ale ogólnym mniemaniem Ojców Kościoła jest, że to był Archanioł Gabryel, jako „siła Boża“ do posilenia i pokrzepienia Jezusa na śmierć krzyżową.
 Opierając się na tych ważnych wypadkach, wzywa dzisiaj Kościół św. wiernych do oddania czci dziękczynnej temu Archaniołowi, który w dziele odkupienia tak ważne zajmował miejsce.




(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 20 mar 2018, 20:55

19 MARCA



ŻYWOT ŚWIĘTEGO JÓZEFA, OPIEKUNA JEZUSA CHRYSYSA

(Żył z Panem Jezusem).

 Po Bogu i Najświętszej Pannie zajmuje święty Józef pierwsze miejsce między Świętymi. Powołanie jego na ziemi, jego stosunek do Jezusa Chrystusa i Najświętszej Maryi Panny, jego świętość, wszystko to było czymś odrębnym, nie mogącym iść w porównanie z powołaniem, ze stanowiskiem i świętością innych Świętych Pańskich. Św. Józef brał żywy udział w radości i smutku Najświętszej. Panny, on troszczył się o dobro doczesne swego Boskiego Wychowańca, on też i we wieczności jest przy boku Tego, którego na ziemi był Opiekunem i żywicielem. „Mąż wierny będzie wielce chwalony, a kto jest stróżem swego Pana, ten będzie uwielbiony.“ Słowa te Pisma świętego jak najzupełniej stosują się do świętego Józefa, bo nigdzie na świecie nie zabrzmią słodkie Imiona „Jezus“, „Maria“, ażeby nie przydano na trzecim miejscu Józefa.
 Ewangelia święta mało nam wspomina szczegółów z żywota św. Józefa. Głównie dowiadujemy się z Pisma św., że: „Józef, mąż Jej, będąc sprawiedliwym.“ (Mat. 1, 19). Jest to pochwała, jakiej Pismo święte nikomu nie nadało.
 Święty Józef urodził się w Betlejem, a pochodził z królewskiego domu Dawida. Ojcowie Kościoła świętego wszyscy są tego zdania, że święty Józef przez szczególną łaskę Boga wolnym był nawet od grzechu powszedniego. Jego zatrudnieniem była ciesiółka, i to stanowiło całe utrzymanie św. Rodziny. Że już w pierwszej młodości złożył ślub czystości, Ojcowie święci dowodzą jak następuje: „Jeżeli Jezus Chrystus powierzył na krzyżu Swą już w latach podeszłą Matkę nie komu innemu, jak tylko dziewiczemu Janowi, to jakżeby Ją w Jej młodych latach mógł był powierzyć świętemu Józefowi, gdyby on nie był dziewiczym?“
 Kiedy Józef liczył około czterdziestu lat wieku, zarządziła Opatrzność Boska, że musiał się z czternastoletnią Marią w świątyni w Jerozolimie zaręczyć. U żydów było zwyczajem, że po zaręczynach nie wolno było oblubieńcowi przez dziesięć do dwunastu miesięcy oblubienicy swej widzieć, ani tez z nią mówić.
 Jeszcze przed zaślubinami zwiastował Archanioł Gabryel Maryi, że będzie Matką Syna Bożego i Maria poczęła z Ducha św. Po zwiastowaniu udała się Maria w góry do Swej pokrewnej Elżbiety i bawiła tam przez trzy miesiące. Po powrocie do Nazaretu odbyły się zaślubiny. Józef wnet musiał spostrzec, że Maria jest brzemienną i zachodził w głowę, jakby się to stać mogło, ponieważ Jej wielka cnota aż nadto była mu znaną. Trapił się więc bardzo, i Maria z nim, gdyż wiedziała powód jego zmartwienia, a nie mogła mu rzeczywistej prawdy wyjawić, nie chcąc uprzedzać woli Bożej. Jakoż Bóg Jej nie opuścił, gdy bowiem Józef już potajemnie zamierzał Marię opuścić, zesłał Pan Archanioła Gabryela, który ukazawszy mu się we śnie, rzekł: „Józefie, synu Dawidów, nie bój się przyjąć Maryi małżonki twej. Albowiem co się w Niej urodziło, jest z Ducha świętego.“ (Mat. 1, 20). To widzenie napełniło Józefa wielką radością, albowiem dowiedział się, że jego małżonka zostanie Matką upragnionego Mesjasza, a on wybranym jest na opiekuna Syna Bożego!
 Po kilku miesiącach musiał się na rozkaz cesarski udać z Marią do Betlejem, miasta Dawidowego, aby tam dać się zapisać. Tu nie znalazłszy gospody, zniewolony był nocować w stajence, gdzie się narodził Jezus Chrystus, Zbawiciel świata. Maria i Józef byli pierwsi, którzy padłszy na kolana, oddali pokłon Zbawicielowi. Pokora jego i uwielbienie były tak wielkie, że nie śmiał się Dzieciątka Boskiego dotknąć; dopiero gdy Ono samo wyciągnęło do niego rączęta, wtedy i Józef wziął je na swe ręce, przycisnął do serca i ucałował. W osiem dni później nastąpiło obrzezanie i Józef nadał Dziecięciu imię Jezus, jak Anioł rozkazał. W czterdzieści dni później był obecnym przy przedstawieniu Jezusa w kościele i usłyszał prorocze słowa Symeona. Odtąd rozpoczyna się szereg utrapień i dolegliwości. Ucieczka do Egiptu i pobyt tamże w nędzy i ubóstwie, a kiedy się wrócił do Nazaretu, musiał w pocie czoła pracować na wyżywienie świętej Rodziny, co dla niego nie było dla podeszłego wieku tak łatwym. Zgubienie Jezusa w Jerozolimie zakrwawiło jego serce i napełniło śmiertelnym strachem; odnalezienie Go zaś w świątyni nieopisaną radością. Tu oświadczył Jezus publicznie, że Józef nie jest Jego ojcem, bo gdy Maria ujrzawszy Jezusa pomiędzy doktorami i świadomymi Pisma rzekła: „Synu, cóżeś nam tak uczynił? oto ojciec Twój i Ja żałośnie szukaliśmy Cię“ — odpowiedział Jezus: „Cóż jest, żeście Mnie szukali? nie wiedzieliście, iż w tych rzeczach, które są Ojca Mego, potrzeba, żebym był?" (Łuk. 2, 48—49).
 Od czasu tej pielgrzymki do świątyni Pismo święte nic o Józefie nie wspomina, a co wiemy, to doszło do nas przez podanie. Józef żył trzydzieści lat od narodzenia Jezusa. Po powrocie z Egiptu żył w Nazarecie i jedynie oddawał się staraniu o utrzymanie świętej Rodziny. Że i Jezus mu w rzemiośle pomagał, o tym niema wątpliwości, bo nie podobna przypuścić, aby się obojętnie ciężkiej pracy Swego żywiciela miał przypatrywać.
 Kiedy Jezus miał publicznie wystąpić jako nauczyciel, skończył się czas opieki dla świętego Józefa, a nadszedł czas zapłaty za sumienne wykonywanie od Boga powierzonego mu urzędu. Koniec żywota Józefa był najpiękniejszym, bo go pielęgnowali sam Jezus i Maria. W ostatniej godzinie zaręczył mu Jezus: „Jam jest zmartwychwstanie i żywot; kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyw będzie.“ (Jan 11, 25—26). Śmierć jego była spokojnym zaśnięciem, stąd też święty Józef jest Patronem konających. Niezliczone cuda są dowodem jego potęgi w Niebie i miłości, jaką otacza tych, którzy go z ufnością wzywają. W dowód tego ogłosił go Papież Pius IX w roku 1870 Patronem całego Kościoła katolickiego.



(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Re: Żywoty Świętych Pańskich

Postprzez Andream von Salza » 20 mar 2018, 21:04

20 MARCA



ŻYWOT ŚWIĘTEGO JOACHIMA, OJCA NAJŚWIĘTSZEJ MARII PANNY


(Żył około roku 10 przed przyjściem Pańskiem).

Joachim święty jest ojcem Najświętszej Maryi, Bożej Rodzicielki. Pismo święte prócz imienia, nic więcej o nim nie wspomina, ale stare podanie uzupełnia ten brak bliższych wiadomości.
 Pochodził on z pokolenia Judy i urodził się w Nazarecie. Od samej młodości służył Bogu z gorliwością, prowadził życie ciche i skromne, a największą uciechą jego było, gdy mógł bliźnich ratować. Anna, żona jego, pochodziła z pokolenia Lewi, ale według prawa dozwolone było członkom z królewskiego pokolenia Judy, wstępować w związki małżeńskie z członkami z kapłańskiego pokolenia Lewi. Oboje byli bogaci tak w dobra doczesne, jak i w cnoty; uszczęśliwiali się też wzajemnie czułą miłością i zachęcali się do bojaźni Bożej. Jedno tylko trapiło ich ciężko, to jest, że nie mieli dzieci. Poszcząc i modląc się, prosili Boga, aby raczył odjąć od nich hańbę niepłodności, i w tym celu pielgrzymowali często na górę Karmel, oraz rozdawali hojne jałmużny.
 Dnia jednego Anna czytała w księdze Tobiaszowej, jak ojciec mówił do syna: „Będziesz miał wiele, hojnie dawaj; jeśli mało będziesz miał, i mało z chęcią udzielać usiłuj. Tak bowiem skarbisz sobie zapłatę na dzień potrzeby. Bo jałmużna od wszelkiego grzechu i od śmierci wybawi, a nie dopuści duszy iść do ciemności.“ (Tob. 4, 9—11). Z przestrachem rzekła do męża: „Tej przestrogi jeszcześmy dokładnie nie wykonywali, nie dawaliśmy tyle jałmużny, jak nam środki nasze pozwalają.“ Joachim ją pocieszył: „Nagródźmy więc to, cośmy zaniedbali; rozdzielmy naszą trzodę na trzy części: pierwszą część ofiarujmy Bogu, drugą rozdamy między ubogich, a trzecią dla siebie zatrzymamy.“ Tak odtąd czynili corocznie, i ślubowali, że jeśli im Pan Bóg da dziecię, ofiarują je na służbę Bożą. Rok po roku upływał, a życzenie ich nie spełniło się; nadchodziła starość, włos zbielały odbierał im już wszystką nadzieję, tylko Anna trwała w oczekiwaniu, albowiem matka jej przepowiedziała, że porodzi córkę, z której piękności Niebo i ziemia radować się będzie.
 Czasu jednego poszedł Joachim sam do Jerozolimy na święta wielkanocne i chciał ofiarować baranka. Ale go kapłan, nazwiskiem Ruben, odepchnął, mówiąc: „Niegodny jesteś zbliżyć się do ołtarza, bo cię Bóg i żonę twoją za grzechy wasze bezdzietnością karze.“ Zawstydzony i zasmucony wyszedł Joachim z świątyni. Ból jego był tak wielki, że nie śmiał stanąć przed Anną, lecz udawszy się w góry do swej trzody, tam na poście, płaczu i modlitwie przepędził pięć miesięcy. Anna dowiedziawszy się od wracających z Jerozolimy pielgrzymów, co tam zaszło, zamknęła się w izdebce i błagała Boga o zmiłowanie.
 I Bóg się zmiłował. Po pięciu miesiącach ukazał się jej Anioł, pocieszając tymi słowy: „Anno, twoja i twego męża modlitwa jest wysłuchana. Bóg da wam córkę, której Imię będzie Maria: będzie wielką przed Panem i stanie się Matką obiecanego Zbawiciela.“ W tej samej godzinie ukazał się Anioł także Joachimowi i zwiastował mu to samo wesołe poselstwo. Dnia 8 września, piętnaście lat przed przyjściem Zbawiciela porodziła Anna córkę, i dała Jej Imię Maria.
 Niepodobna wyobrazić sobie świętej pociechy, jakiej Joachim doznał przez dostąpienie szczęścia, którego zażywał, gdy Maria wzrastając w lata, objawiała tę niezrównaną Swoją świętość, mającą Ją uczynić Matką Syna Bożego.
 Pomny wszelako wraz z Anną na ślub Bogu uczyniony, zaprowadził Marię trzyletnią do świątyni i oddał Ją kapłanowi Zacharyaszowi na wychowanie i na przygotowanie do służby Bożej. Rozstanie się było bolesne, ale wiedzieli oboje, że Maria jest Oblubienicą Ducha świętego, która ma zostać Matką Zbawiciela świata. Wszakże gorące łzy trysnęły Joachimowi z oczu, kiedy zabierał się do odejścia z kościoła; jeszcze raz przeto uściskał córeczkę i rzekł: „Pamiętaj o mojej duszy!“
 Joachim żył potem jeszcze sześć miesięcy. Tydzień przed śmiercią objawił Bóg Maryi godzinę zgonu ojca, posłała tedy Swych Aniołów Stróżów, aby go pocieszali, i oznajmili mu, że Maria wybrana jest na Matkę Mesjasza, którego przyjście już bliskie.
 Joachim umarł, licząc blisko osiemdziesiąt lat życia. Papież Juliusz II ustanowił uroczystość tego Świętego na 20 marca, obok uroczystości świętego Józefa, którego był krewnym. Papież Urban VIII przeniósł uroczystość na oktawę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, aby cześć Świętego pomnożyć. Relikwie jego mają się znajdować w Kolonii i Bolonii.



(wg. Żywotów Świętych Pańskich)
Andream von Salza

Kardynał Świętego Kościoła Rotryjskiego

Wielki Mistrz Zakonu Rycerskiego Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie
strażnik wendeński

Obrazek



Avatar użytkownika
Zmarły
 
Posty: 1368
Dołączył(a): 29 paź 2012, 11:13
Medale: 6
Order Zasługi RON VI (1) Order Księcia Włodzimierza III (1) Krzyż Monarchii II (1)
Medal Wojska (1) Medal 100 lat niepodległości (1) Gwiazda Inflant (1)
Wykształcenie: Wyższe

Poprzednia stronaNastępna strona

kuchnie na wymiar kalwaria zebrzydowska

Powrót do Sztuka i edukacja

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 1 gość