Pobyt świeżo upieczonego wicekróla w Forcie Jakuba schodził na nadzorowaniu budowy nowych budynków w tym biur administracyjnych oraz szkoleniu sojuszników w nowoczesnych metodach walki. Ta niedziela też nie była inna:rano obchód miasta, potem ćwiczenia wojskowe, wieczorem msza z udziałem nawróconych tubylców.
Z nastaniem zmroku miasto ułożyło się do snu. Zostały tylko warty na murach i wachty na pokładach. Służba wartownicza toczyła się sennie do czasu aż na "Wiktorze" usłyszano pluskanie wioseł. Na zwołanie nie było odpowiedzi. Rozległ się dzwon okrętowy. Jako pierwszy wybiegł pierwszy oficer.
-Co się dzieje? Czemu budzicie całą jednostkę?- zapytał.
Za odpowiedź posłużył wlatujące na pokład szklane kule wypełnione lepką cuchnącą mazią.
-Co to jest u licha?-zdziwił się jeden z marynarzy
-Tran. Chcą nas skurczybyki podpalić-wyjaśnił mu bosman
O tym samym zorientował się kapitan i wydał następujący rozkaz; Strzelać w rozbłyski!
Atak dotknął także dwa sąsiednie brygi, a co śmielsze załogi próbowały się dostać do stojącej w głębi fregaty "Hucul", ale wśród świateł z otaczających żaglowców były doskonale widoczne i walka przybrała wręcz formę egzekucji. Tym czasem na obrzeżach kotwicowiska trwała już wymiana ognia i to ze strony najeźdźców dosłownie. Łodzie ostrzelały okręty płonącymi strzałami co spowodowało groźne pożary. Zdezorientowane załogi nie wiedziały czy strzelać czy ratować statek. Koniec końców na ogół układało się to tak że piechota zwalczała atakujących, marynarze gasili pożary. Po kilku minutach ostrzału. od boków na Indian spadł grad kul z innych jednostek. Tubylcy próbowali i je podpalić ale celny i zdyscyplinowany ogień im to uniemożliwił więc próbowali zawrócić na pełne morze. Drogę zastąpiła im Meduza zatrzymując ich aż do zupełnego wykończenia. Na koniec przyszedł czas na liczenie strat. Wszystkie trzy okręty wymagają co najmniej tygodniowych napraw. Zginęło 28 członków załóg, 32 jest poparzonych.