Przed Elblągiem, IX Grudnia, 1623 Roku Anno Domini
[...] Zadeptując kolejne szlaki, Bartolomeusz dostrzegł wierzchowca, a nań pana jego. Niepokojem napełnion, odrętwiałą dłonią trzon szabli nakrył. Poglądował zciemniały obraz jeźdźca, nacierający niczym burza. Wtem z głuszy wyszarpał się okrzyk żarliwy:
—Szlachcicu! dajże Waść nade kołpakiem oko zawiesić!
—Po cóż to Waść pyta?
—A pytać zakazano? — zapytał nieznajomy, spluwając na obmarzłą ziemię.
—Wolno... — odpowiedział Bartolomeusz, podejrzeń niepozbawiony, wciąż szablę kurczowo trzymając y oczyma zmrużonemi szukając wzroku łachmaniarza.
—To daj... Waść... Oglądnąć! — wyrzekł zbój y ruszył na skartabella z ostrzem w ręku.
Bój się wzniósł na polanie biełej, gdzie to cięciu raz żelazo, raz powietrza ulegały. Konie, ze strachem w oczach, biegły przed się, osemki odnogami kreśląc. Kończąc starcie, napastnik kopię krótkawą wyjął y dźgnął w niedoszłego szlachcica. Włóczykij runął nazad y szablą pociął we dwoje, raz kreśląc przez pierś, wtóry — czoło krewką zdobiąc. Zrezygnowany warchoł, ledwie przytomny, rzucił się w bok, by ujść ucieczką.
[
...]