Po krótkim spoczynku już o świcie 19 XI karawana ruszyła z Warszawy w kierunku portów gdańskich. Przed południem jeszcze miał miejsce nieprzyjemny incydent - konwój zatrzymany został przez grupkę mężczyzn w dragońskich mundurach. Przedstawiający się jako żołnierze panowie nie wzbudzili zaufania podróżnych, doszło to kłótni i wymiany ognia. Zdecydowana postawa konwojentów zaskoczyła napastników, którzy szybko wycofali się w las. W najbliższej wsi podróżni zaczerpnęli języka - chłopi opowiedzieli im o grasującej w tutejszych borach bandzie niejakiego Łukasza zwanego Pudełkiem. Po zmówionym przy wiejskiej kapliczce pacierzu, karawana ruszyła w dalszą drogę.