Goniec elekcyjny, część czwarta, Rzeczpospolita niewiastą
Napisane: 24 sty 2023, 15:33
Czy Panowie wiedzą, że Rzeczpospolita jest niewiastą? I, że jak niewiasta reaguje na pewne wydarzenia i jak ona oczekuje rozwiązań, które nie zawsze mężczyznom przyjdą na myśl? Ale, że z chęcią rozdaje drugie szansy, bo przecież każdy może się zmienić?
Drugą szansę chciał otrzymać pan Potocki aka Friedrich von Baden, lecz zabrał się do tego od zupełnie złej strony. Zostało to już wypowiedziane na głos, ale powtórzę: i dla siebie samego, i dla wizerunku publicznego, lepiej byłoby, gdyby zgłosił się on do administratorów, pokajał się przed nimi i wyjaśnił całą sytuację. Mógłby wtedy może zacząć, no może nie z białą, ale chociaż szarą, kartą. Ale jak to zazwyczaj niestety bywa, może męska duma, może upodobanie, kazało mu wejść na arenę Rzeczypospolitej niczym aktor na scenę teatru – z przytupem i w świetle fleszy. Jaki jest tego efekt? Nikt nie uwierzył w szczerość jego intencji. Szczególnie, że dość szybko opanowana maska spadła z jego oblicza i ją obrażać, co ważniejszych szlachciców. Nie tędy droga: nie można zacząć naprawiać tego, co się zrobiło bez wcześniejszego przeproszenia i przyznania się do winy. Rzeczpospolita, jak każda niewiasta, chce widzieć czyny potwierdzające słowa i tylko w takiej kolejności.
Na drugą szansę, a raczej na odzyskanie zaufania, będzie też pewnie liczył pan Michał Franciszek. Bo rzeczywiście nie popisał się. Wielokrotnie mógł pewnie zgłosić odpowiednim osobom, że pan Potocki wrócił pod inną postacią. Mógł, jako przyjaciel, pokazać panu Potockiemu, jak postąpić w tej sytuacji należy. Ale to wybory trudne, szczególnie, kiedy na szali są dwie wartości: przyjaźń i wierność ojczyźnie. Ale ponownie, Rzeczpospolita jako niewiasta chce wiedzieć, że to ona jest najważniejsza, że to za nią wskoczy się w ogień, i że znajomi, przyjaciele, chociaż ważni, znajdują się w hierarchii po niej, a nie przed nią.
Na dostaniem drugiej szansy powinni też popracować kanclerz i reszta szlachty, która gnała z elekcją przeprowadzaną na łapu-capu, chyba rzeczywiście w myśl zdania, że jakoś to będzie. Panowie, bezkrólewie nie jest potworem, który tylko czeka, żeby zaatakować. Spokojnie można dać sobie tydzień albo dwa na debatowanie, prześwietlanie kandydatów i przemyślenie oddania głosu na konkretną osobę. Bo, muszę powtórzyć, Rzeczpospolita jako niewiasta nie chce, żeby ludzie, który twierdzą, że jest dla nich ważna, nie pokazywali tego swoimi czynami i zajmowali się istotnymi dla niej sprawami bez pomyślunku.
Leżącego się nie kopie. Leżącemu pomaga się wstać (no przynajmniej w wersji idealistycznej), a mimo to, nie trudno mi powstrzymać się tu od zakrzyknięcia: A nie mówiłam!? (To jest zdanie uwielbiane przez niewiasty, a taką jest i Rzeczpospolita). Proszę docenić, że robię to tutaj, a nie w jakimś bardziej poważnym wątku, chociaż może to dałoby większy skutek. Tak, zawoalowane ironią i humorem, wcześniejsze pisanie o elekcji, miało w sobie nutę poważnych przemyśleń. Mniej więcej takich, że nie należy jej robić byle jak, od zadniej strony, licząc, że jakoś to będzie.
Ku zgrozie swoich najbliższych, część naszej redakcji twierdzi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może cała ta sytuacja przyczyni się, niczym Mefistofeles z Fausta do czegoś dobrego, a nie złego. Bo na przyszłość będzie wiadomo, jak się zachować, jak radzić sobie z takimi problemami. Bo nauka na własnych błędach naprawdę działa, chociaż potrzeba do niej odłożenia pychy na bok i przyjrzenia się uczynkom swoim z boku. I wierzymy całą siłą niewieścich serc, że to już ostatni taki epizod w Rzeczypospolitej, bo wszyscy zainteresowani wyniosą z niego wnioski.
A jeśli nie, to cóż… przynajmniej wiemy, kto potrafi z pamięci cytować adekwatne do sytuacji fragmenty Pisma Świętego.
Drugą szansę chciał otrzymać pan Potocki aka Friedrich von Baden, lecz zabrał się do tego od zupełnie złej strony. Zostało to już wypowiedziane na głos, ale powtórzę: i dla siebie samego, i dla wizerunku publicznego, lepiej byłoby, gdyby zgłosił się on do administratorów, pokajał się przed nimi i wyjaśnił całą sytuację. Mógłby wtedy może zacząć, no może nie z białą, ale chociaż szarą, kartą. Ale jak to zazwyczaj niestety bywa, może męska duma, może upodobanie, kazało mu wejść na arenę Rzeczypospolitej niczym aktor na scenę teatru – z przytupem i w świetle fleszy. Jaki jest tego efekt? Nikt nie uwierzył w szczerość jego intencji. Szczególnie, że dość szybko opanowana maska spadła z jego oblicza i ją obrażać, co ważniejszych szlachciców. Nie tędy droga: nie można zacząć naprawiać tego, co się zrobiło bez wcześniejszego przeproszenia i przyznania się do winy. Rzeczpospolita, jak każda niewiasta, chce widzieć czyny potwierdzające słowa i tylko w takiej kolejności.
Na drugą szansę, a raczej na odzyskanie zaufania, będzie też pewnie liczył pan Michał Franciszek. Bo rzeczywiście nie popisał się. Wielokrotnie mógł pewnie zgłosić odpowiednim osobom, że pan Potocki wrócił pod inną postacią. Mógł, jako przyjaciel, pokazać panu Potockiemu, jak postąpić w tej sytuacji należy. Ale to wybory trudne, szczególnie, kiedy na szali są dwie wartości: przyjaźń i wierność ojczyźnie. Ale ponownie, Rzeczpospolita jako niewiasta chce wiedzieć, że to ona jest najważniejsza, że to za nią wskoczy się w ogień, i że znajomi, przyjaciele, chociaż ważni, znajdują się w hierarchii po niej, a nie przed nią.
Na dostaniem drugiej szansy powinni też popracować kanclerz i reszta szlachty, która gnała z elekcją przeprowadzaną na łapu-capu, chyba rzeczywiście w myśl zdania, że jakoś to będzie. Panowie, bezkrólewie nie jest potworem, który tylko czeka, żeby zaatakować. Spokojnie można dać sobie tydzień albo dwa na debatowanie, prześwietlanie kandydatów i przemyślenie oddania głosu na konkretną osobę. Bo, muszę powtórzyć, Rzeczpospolita jako niewiasta nie chce, żeby ludzie, który twierdzą, że jest dla nich ważna, nie pokazywali tego swoimi czynami i zajmowali się istotnymi dla niej sprawami bez pomyślunku.
Leżącego się nie kopie. Leżącemu pomaga się wstać (no przynajmniej w wersji idealistycznej), a mimo to, nie trudno mi powstrzymać się tu od zakrzyknięcia: A nie mówiłam!? (To jest zdanie uwielbiane przez niewiasty, a taką jest i Rzeczpospolita). Proszę docenić, że robię to tutaj, a nie w jakimś bardziej poważnym wątku, chociaż może to dałoby większy skutek. Tak, zawoalowane ironią i humorem, wcześniejsze pisanie o elekcji, miało w sobie nutę poważnych przemyśleń. Mniej więcej takich, że nie należy jej robić byle jak, od zadniej strony, licząc, że jakoś to będzie.
Ku zgrozie swoich najbliższych, część naszej redakcji twierdzi, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może cała ta sytuacja przyczyni się, niczym Mefistofeles z Fausta do czegoś dobrego, a nie złego. Bo na przyszłość będzie wiadomo, jak się zachować, jak radzić sobie z takimi problemami. Bo nauka na własnych błędach naprawdę działa, chociaż potrzeba do niej odłożenia pychy na bok i przyjrzenia się uczynkom swoim z boku. I wierzymy całą siłą niewieścich serc, że to już ostatni taki epizod w Rzeczypospolitej, bo wszyscy zainteresowani wyniosą z niego wnioski.
A jeśli nie, to cóż… przynajmniej wiemy, kto potrafi z pamięci cytować adekwatne do sytuacji fragmenty Pisma Świętego.